Przepraszam, że odpisuję ze zwłoką, ale ostatnio mam mało czasu.
Zresztą już od drugiego komentarza nie skupiałem się na polemizowaniu z wnioskami dotyczącymi Twojej definicji
Własnie tu jest pies pogrzebany. Widzisz, moja wizja polemiki jest stosunkowo klarowna, przyjmuje się założenia, a następnie wyprowadza wnioski na bazie założeń. Polemika służy temu aby zweryfikować poprawność tego procesu (przynajmniej w moim odczuciu).
Jeśli przyjmujemy różne założenia, to poruszamy się w przestrzeni zupełnie innych modeli.
Moje przemyślenia były ograniczone w tym sensie, że skupiałem się na pewnym modelu, w zgodzie z tym, co zostało napisane powyżej.
tylko na podkreślaniu możliwości, że człowiek swoimi decyzjami wpływa na to, które zdarzenia faktycznie zajdą (chyba zgadzamy się, że tego nie obaliłeś w artykule?)
Sądzę, że jeśli przyjąć moją definicję wolnej woli, to jednak obaliłem.
Jeśli chcesz, możemy spróbować zredefiniować pojęcie wolnej woli i, o ile uda nam się przyjąć jedną wersję, możemy przyjrzeć się problemowi ponownie.
Mimo wszystko uważam naszą dyskusję za udaną, bo zmusiła mnie do głębszej analizy tematu.
Poza tym, dostałem lekcję na przyszłość, bo sądzę, że mój tekst był dość słaby, skoro wymagał tak dużej dozy doprecyzowania.
Chyba nie obaliłeś, bo Twoja definicja mówi o wyborach niezależnych od czynników zewnętrznych. Nie mówi nic o decyzjach, które są w jakimś stopniu zależne od czynników zewnętrznych. A częściowa zależność od czynników zewnętrznych nie wyklucza jeszcze możliwości podejmowania decyzji.
Wiem, że proponując inną definicję nie polemizowałem z Twoim artykułem. To był raczej powiązany z tematem, ale jednak poboczny komentarz, który mimo wszystko wywołał interesującą dyskusję - mnie też skłoniła ona do głębszego przemyślenia tematu i jestem z niej zadowolony. :)