Niespełna dwa miesiące temu opublikowałem pierwsze nagranie z "pianinowego cyklu". Zagrałem wtedy moją własną (prostą jak budowa cepa) kompozycję, bo nic innego za bardzo nie potrafiłem. W czwartek wróciłem do niej. Nagranie wkleiłem powyżej. Poniżej natomiast nagranie z połowy lipca. Słychać różnicę?
Moim zdaniem tak. Wciąż są niedoróbki i problemy z czyszczeniem, ale wydaje mi się, że dynamika wskoczyła na wyższy poziom. Dodam, że nie biorę żadnych lekcji. Nie oglądam nawet tutoriali. Po prostu sobie gram w miarę możliwości. Średnio pół godziny dziennie. Nie jest to rzecz jasna żadna wirtuozeria, niemniej mi całkowicie wystarczy. Nie chodzi bowiem o dawanie koncertów, tylko o dogranie czasem czegoś do gitary.
Mój eksperyment jednak wciąż trwa i ciekaw jestem jak będzie za pół roku. Tak czy owak już teraz potwierdził on moją tezę, że nigdy nie jest za późno, żeby się czegoś nauczyć. Wystarczy zacząć to robić.
Wspaniała nuta, druga wersja delikatniejsza, subtelniejsza w tej melodii słychać opowieść płynącą prosto z duszy pod koniec utworu pojawiła się łezka w oku, więc było pięknie :)
Dziękuję :)