Jak już wiecie z mojego pierwszego wpisu, albo jeszcze nie wiecie, jestem uczniem LO. Chciałem wam przybliżyć, jako że myślę, że większość ze steemowiczów jest już dawno po zakończeniu edukacji, jaka jest sytuacja w polskiej szkole, w tym momencie. Otóż skupie się dzisiaj raczej na przedmiocie zwanym Podstawy Przedsiębiorczości. Nie wiem od jak dawna funkcjonuje w szkołach ponadgimnazjalnych, ale zapewniam, że ci, którzy przygotowali program, zrobili to źle.
Wyobraźcie sobie, że na PP nauczyłem się do tej pory jak wziąć kredyt, oprócz podstaw działania gospodarki i ekonomii, co jest w zamyśle podstawą, potrzebną do zrozumienia rynku, co pomoże nam w przyszłości w rozwinięcia własnej działalności czy bardziej świadome funkcjonowanie na rynku pracy. Tak. Okazało się że była to podstawa do tego, żeby nauczyć nas jak wziąć kredyt. Mieliśmy jeszcze rozliczanie PIT, co jest raczej pożyteczną umiejętnością, chociaż sam uważam, że formalności związane z płaceniem podatków w Polsce są bardzo zagmatwane, a sam podatek zbyt wysoki. Wracając do kredytu, jestem teraz mini-ekspertem od stóp procentowych jakie proponują nam banki przy wzięciu pożyczki. Nie będę nawet wspominał, że zdolność kredytowa przeciętnego licealisty jest zerowa, no chyba że w Providencie, ale o chwilówkach nas na szczęście nie uczyli, co gorsza nie przestrzegali nas przed nimi, a powinni.
Pytam więc, gdzie zmierza to państwo, gdy młodych ludzi tuż przed startem samodzielnego życia uczy się jak się zadłużyć. To jest śmieszne proszę Państwa. Ile pożytecznych rzeczy moglibyśmy się przez ten czas nauczyć i przy okazji mniej nudnych niż kredyty. Z drugiej strony, niby co może nam przekazać nauczyciel, który nie miał nigdy w praktyce styczności z biznesem, nie był, nie jest (no mój belfer raczej już nie będzie) przedsiębiorcą. Chociaż, czemu tu się dziwić, skoro szkoła od najmłodszych lat uczy podążać za utartymi schematami.
Trudno jest dzisiaj o pedagoga pasjonatę, który przekaże swoim uczniom coś wartościowego od siebie, ponad programem. Mój nauczyciel oczywiście taki nie jest. Gdy raz na lekcji sprowokowałem dyskusję o bitcoinie i kryptowalutach, wyśmiał mnie i zaczął wciskać całej klasie kit, że to piramida finansowa i lepiej wpłacić na lokatę, bo jest bezpieczniejsza. Dodał jeszcze coś o spadku bitcoina (tym styczniowym) i że to już na pewno jego koniec. Co więcej stwierdził, że jak wykopią już wszystkie bitcoiny to cały system upadnie. O technologii blockchain już nawet nie wspominałem, bo pewnie zarówno w reżimowej, jak i lewackiej TV o niczym takim nie mówili. To jest jakaś kpina, że taki ignorant uczy mnie podstaw przedsiębiorczości, a tym samym podstaw życia w dzisiejszym świecie.
Na szczęście młodzi ludzie mają jeszcze internet i oby szybko ten 3.0, który pozwala nam zdobywać wiedzę poza schematami. Ja znikam stąd, bo jutro sprawdzian – "W jaki sposób funkcjonują banki".
Myślę, że w temacie jest błąd, powinno być -"Jak banki chcą, żebyśmy myśleli, w jaki sposób funkcjonują".
To były moje trzy grosze.
Pozdrawiam!
U mnie w technikum przedmioty ekonomiczne to też była porażka... Paru regułek się nauczyłem, o karcie kredytowej coś było. Jakieś podstawy uzupełniania PIT-a też. Mieliśmy co prawda ciekawszy projekt ze zrobieniem biznesplanu. Ale nikt w szkole średniej (ani na studiach) nie wytłumaczył nam jak krok po kroku założyć własną działalność gospodarczą, skąd pozyskać środki na rozkręcenie własnego biznesu, jak i w co można inwestować i tego typu rzeczy. A teraz z perspektywy czasu wiem, że to bardzo ważne kwestie.
Edukacja finansowa u nas leży. Chociaż za granicą też chyba nie jest specjalnie lepiej. Dlatego trzeba szybko brać się za czytanie odpowiednich książek, żeby nie zginąć na tym świecie...
Daj spokój do dziś nie mogę zapomnieć jak wciskali mi kit, że pieniądz i złoto są dobrami rzadkimi dla tego są takie cenne. To jest jakies chore. o innych rzeczach już nie będę wspominać bo szkoda zużywać na to klawiaturę.