Zauważyłam, że w moim otoczeniu nie bardzo mam z kim porozmawiać o inwestycjach. Ile razy wspomnę, że coś tam inwestuję, to zaraz temat schodzi na kogoś kto zna kogoś kto zainwestował w bitcoina.
A ja używam takich skrótów jak IKE, OIPE, ETF, PPE...
WTF?
Kiedy mówię o giełdzie, to też od razu słyszę o "graniu" i "ryzykowaniu". Nikt nie wnika głębiej albo następuje zmiana tematu. Tak jakby świat giełdy był ciągle zarezerwowany tylko dla panów w garniturach rozmawiających przez telefon komórkowy wielkości cegły.
Powoli wchodzę w ten świat. Nie mam garnituru, nie mam garsonki. Nie mam wykształcenia ekonomicznego. Nie mam znajomych, którzy już inwestują. Ba...nawet nie mam grubej kasy do zainwestowania. W dodatku nie jestem też już najmłodsza.
Zaczęłam praktycznie od zera.
Czytam. Słucham. Oglądam.
A potem działam.
Wczoraj kupiłam swój pierwszy ETF.
Powoli. Systematycznie. Do przodu.
Nie jest to żadna porada, ale ze swojego skromnego doświadczenia uważam, że owszem wrzucanie pieniędzy na giełdę to dziś dla przeciętnego człowieka (bez dostępu do niejawnych danych) jest grą hazardowa, więc odradzam. Inwestycja w Fundusz też chociaż o mniejszym ryzyku.
Gdybym miał większe środki to poza inwestycją tutaj, starałabym się inwestować w surowce, ale tutaj też potrzeba trochę wiedzy i to takiej na bieżąco aktualizowanej żeby jak najlepiej wychodzić na plus.
Hmmm... No właśnie, bo jak mówię słowo giełda to od razu pojawia się w głowie "ryzyko", "hazard", "granie"... głównie związane z tradingiem i spekulacją. A mnie bardziej interesuje inwestowanie pasywne, które chyba nie jest znane ogółowi.