Wywlokło mnie dziś na skwar. Skwar nie powinien być zbyt dokuczliwy przed południem, ale tuż przed wyjściem sprawdziłam termometr - 29 stopni.
O ósmej rano.
Gdybym nie musiała wychodzić schowałabym się do lodówki. Ale to tak, niestety... Umówisz się z lekarzem pół roku wcześniej i potem skwar nie skwar - leć i nie grymaś.
W sumie zawsze masz wybór nie zaryzykujesz, możesz odwołać wizytę i czekać kolejne pół roku.
źródło:Pixabay
Poszłam, pogadałam. W drodze powrotnej wpadłam na chwilę do banku po bilety NBP - jeszcze tylko z kiosku jakąś butelczynę bez gazu miałam w planie wyżebrać. I do dom.
I tu niespodzianka.
Kiosk na cztery spusty - nawet "zaraz wracam" nie napisali. Czekać... nie czekać? Trochę bez sensu takie czekanie w ciemno. Jeszcze nie wrócą?
Nikt nie wie jakimi drogami myśl błądzi. U mnie zbłądziła od "trzeba by coś do picia", poprzez "ale jak wrócę do chałupy to już nic nie zrobię - bo upał; a tu post mam do napisania.." po finalne "no to ok - to idziemy gdzieś posiedzieć".
Do wyboru była knajpa, KFC i pizzeria.
Knajpa odpadła od razu - za daleko. KFC - za tłuste. No to do Pizza Hut na sałatkę. Tylko...
Zeszytu, w kolejnym kiosku po drodze, nie było. Odesłała mnie kobieta gdzieś 300 metrów dalej... Mało rozsądny pomysł. Przecież po skwarze łazić nie będę bez potrzeby.
Za to w kwiaciarni obok papier mieli - taki do pakowania bukietów.
źródło:Pixabay
Dziwny cokolwiek bo w słoniki fioletowe... Czyżby sugestia, że mnie już od tego słońca przełącza na ultrafiolet? Postanowiłam nie martwić się na zapas. Zwłaszcza, że druga strona była bez słoników i znakomicie się do pisania nadawała.
Gorzej było w Pizza Hut.
Zmienił się bar sałatkowy - nie wiem w czym im zawiniły ogórki, ale nie było. Pomidorów też poskąpili. Jakaś egzotyka się wkradła w te podświetlane miseczki, słowem - bar nie dla mnie.
Trudno - trzeba mi się było z pizzą przeprosić bo jakbym zamówiła samo picie to co chwila ktoś by podchodził, z troską pytając, czy mi czegoś nie potrzeba. I z posta nici.
Zdążyłam usiąść - podeszła dziewczyna. I z miejsca zwyzywała mnie od kochaniutkich. To kolejna zmiana. Bo jeszcze parę lat temu, w tym samym "Hut-cie", inna dziewczyna pytała mnie co zamówię na deser.
Oni tak mają - zawsze proponują coś jeszcze by człowiek za szybko od stołu nie wstał. Myślałam, że rozczaruję dziewczynę ale ta, usłyszawszy: "rachunek" rozświetliła twarz, jakbyśmy się właśnie wymieniły sekretnym hasłem bractwa studenckiego.
Dzisiaj było inaczej...
Udało mi się zrobić notatki, zjadłam kawałek z tego co przynieśli i wrzuciwszy 3/4 pizzy do torby zapłaciłam rachunek. Pożegnana jeszcze jedną kochaniutką, wróciłam już prosto do domu.
Tym razem o deser nie pytali.
Tylko waga się na mnie obraziła i łypie złowrogo spod wskazówki. Nic to. Z czasem jej przejdzie.
Pizza zdaje się jest już naszym narodowym daniem, podobnie jak kebab/p :D Są wszędzie. A za pierożkami , plackami ziemniaczanymi dusza łka...
No właśnie, ja z 'polskich' to najbardziej lubię 'ruskie'
I barszcz ukraiński
Myślałam, że raczej napoleonki :)
Ukraińskie czy ruskie? :P
Congratulations @koszanikokosza! You have completed the following achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of upvotes received
Click on the badge to view your Board of Honor.
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
To support your work, I also upvoted your post!
Bardzo mi się podoba :). Też mam dziś decyzyjny problem... Wychodzić czy nie? Samochód trza by umyć, brudas jest... Ale czy muszę dziś??? Tylko, że dziś gorąco jest, szybko by wysechł... Ale dziś sobota, wszyscy myją...
Na razie myślę.
"Starsi ludzie w taki upał nie powinni wychodzić z domu..." Przemawia do mnie... Chyba tak zrobię :)