Moje trzy propozycje z końca posta odnosiły się do braku ingerencji w jakiekolwiek leczenie czy też sztuczne obniżanie hormonów. Ale to chyba nie jest dobra droga.
Zastanawiam się - kiedy tak naprawdę w sporcie jest dobry moment na zapewne kosztowne badanie płci genetycznej? To nie jest chyba jakiś standard (tzn już nie, bo ten przepis był kiedyś na igrzyskach olimpijskich), więc może się okazać, że sportowiec po kilkunastu latach nagle się dowie, że nie może występować i wszystkie jego dotychczasowe wysiłki poszły na marne.
Zresztą, jak sama wspominasz, w sporcie nigdy nie chodziło o równość i uczciwość, bo wtedy każdy by musiał mieć takie same parametry ciała i warunki treningowe, a wtedy sport by nikogo nie ciekawił. Sam poziom hormonu nie powinien hamować startu zawodniczki, o ile właśnie można ją "przypisać" genetycznie do kobiet. W innym przypadku może normalnie startować z mężczyznami.
Myślę, że medycyna sportowa mogłaby wskazać taki moment i kryteria kwalifikacji do badania płci genetycznej. Zawodnicy przechodzą przecież regularne badania lekarskie. Naturalnym i jednocześnie ostatecznym momentem wydaje się tu przejście ze startów juniorskich do seniorskich, bo w tym czasie dobiega końca okres dojrzewania płciowego i jeżeli zawodnik ma startować z daną płcią, to powinien posiadać cechy tejże płci. U kobiet sygnałem do badań płci genetycznej powinien być właśnie wysoki poziom testosteronu, który w okresie dojrzewania przełożyłby się na maskulinizację czy brak owulacji. Może właśnie granica 5 nmol/l mogłaby być progiem obowiązkowego badania genetycznego, może 2 nmol/l, a może każda wartość powyżej 1,68.