W krajach skandynawskich istnieje pojęcie Prawa Wszystkich Ludzi, obowiązuje ono w Norwegii (Allemannsretten), Szwecji (Allemansrätten) oraz Finlandii (Jokamiehenoikeus), wzorowane na nim przepisy funkcjonują także na Islandii oraz w Szkocji.
Filozofia stojąca za tymi przepisami prawa jest prosta: każdy człowiek na prawo do kontaktu z przyrodą. Przyroda ma służyć człowiekowi i jego rekreacji, z drugiej strony ludzie zobowiązani są do dbania o zachowanie natury, żyjąc ze sobą w ścisłej syntezie. I tak na podstawie wyżej wzmiankowanego prawa każda osoba ma bezpłatne prawo korzystania z dobrodziejstw natury: lasów, parków narodowych, gór, rzek czy jezior. Nie tylko dotyczy to bezpłatnego wstępu ale także swobodnej możliwości zbierania grzybów, jagód czy łowienia ryb. I prawo to dotyczy co ważne zarówno terenów państwowych jak i prywatnych.
Poza tą ostatnią wzmianką, mało ciekawe, chyba że dla wędkarzy. Zresztą jest to jedna z podstawowych rozrywek Skandynawów. W takiej np. Norwegii dział ze sprzętem wędkarskim dostępny jest nie tylko w sklepach specjalistycznych ale praktycznie w każdym supermarkecie czy stacji benzynowej.
Kemping nad jeziorem Revsvatnet, w drodze na Preikestolen
Za prawem tym jednak idzie jedna, bardzo istotna dla turystów zasada. Możliwość swobodnego rozbijania namiotu praktycznie w dowolnym miejscu. W parku narodowym(!), lesie, na prywatnych posesjach(!), nad brzegami fiordów itd. Spełnić trzeba oczywiście kilka warunków, a pewne regulacje różnią się pomiędzy poszczególnymi krajami i dotyczą takich kwestii jak np. odległość od zabudowań (w Norwegii jest to 150m, Szwedzi i Finowie tego nie regulują), możliwości rozpalania ognisk w Parkach Narodowych itd. Ale istotna jest tak naprawdę naturalna zasada "„nie przeszkadzaj i nie niszcz” - biwakując nie powinno się niszczyć czyjejś własności lub przyrody, przeszkadzać okolicznym mieszkańcom a po biwaku należy pozostawić po sobie porządek.
Niektórzy wybierają bardziej ekstremalne miejsca na nocleg
Proste, naturalne i przede wszystkim ułatwiające korzystania z dobrodziejstw przyrody (a tych w Skandynawii na pewno nie brakuje). Z perspektywy polskiego turysty pozwala to przeżyć naprawdę niezapomniane wakacje np. podróżując po norweskich fiordach. Noclegi i żywność w krajach Skandynawskich są potwornie drogie, taki np. nocleg na sali wspólnej w Hostelu w Norwegii zaczyna się od 200zł, obiady zaś od około 60-80zł. Biorąc ze sobą prowiant i namiot można te koszty ominąć. Jak dodamy do tego jazdę autostopem możemy sobie zapewnić wspaniałą przygodę w cenie biletu lotniczego, które z kolei można upolować nawet za 40zł (+ bagaż) :)
Revsvatnet po raz kolejny. Widok z "okna" - który hotel zagwarantuje wam lepszy?
A wszystko to w krajach kojarzonych z "socjalizmem", regulacjami prawnymi itd. Tymczasem w Polsce (która i tak nie ma bardzo restrykcyjnych przepisów na tle innych krajów Europejskich) namiotu rozbijać nie można praktycznie nigdzie. Tylko na własnej posesji, polach kempingowych lub za zgoda właściciela terenu. I tak biwakować nie można w lesie, na plaży czy górach. O Parkach Narodowych nie wspominam. TPN potrafi ścigać mandatami nawet na podstawie zdjęć z portali społecznościowych. Jeżeli dodamy do tego przepełnione schroniska oraz formalny zakaz chodzenia po parkach narodowych w nocy to robi się dość ciekawy bubel prawny.
A wy co sądzicie? Odpowiadają wam aktualne przepisy prawne czy wolelibyście wprowadzenia analogicznych przepisów także w Polsce? Napiszcie w komentarzu :)
Post zgłaszam w konkursie #temaTYgodnia w kategorii "Jurata"
This photos are licensed under the Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike license.
Zastanawiam się czy to nie problem skali. W Polsce jest 8 razy większa gęstość zaludnienia niż w takiej Norwegii - oczywiście to wartość średnia. Tak naprawdę większość Norwegów mieszka na samym południu Norwegii - coś mi się kojarzy liczba liczba 85% całkowitej ludności (nie mogę teraz znaleźć na to potwierdzenia, ale Wikipedia twierdzi, że 73% Norwegów mieszka w największych miastach - to by się mogło zgadzać). Tam więc zapewne gęstość zaludnienia jest pewnie tylko trochę mniejsza niż w Polsce. Ale za to cała reszta kraju pozostaje bardzo słabo zaludniona i wręcz jest pełna niezagospodarowanej i niemal nietkniętej przyrody.
Licencja: public domain, źródło: wikipedia
W Polsce zaś rozmieszczenie ludności jest znacznie bardziej równomierne i terenów o tak niskim zaludnieniu praktycznie nie ma. Poza tym, mamy dość mocno rozwinięte rolnictwo co powoduje, że spore obszary są dzikiej przyrodzie po prostu odebrane.
Licencja CC by-sa 4.0, źródło: wikipedia
Czyli pierwszym problemem dla takiego prawa u nas jest to, że tzw. dzikiej przyrody jest wielokrotnie mniej niż w krajach skandynawskich, a potencjalnych chętnych na obcowanie z nią jest wielokrotnie więcej.
Jeszcze większym problemem są różnice w mentalności. Skandynawowie, z mojego doświadczenia, mają generalnie wysoki szacunek dla cudzej albo wspólnej własności. Jak jest w Polsce, wszyscy niestety wiemy. Wprowadź dziś takie prawo a po najbliższych wakacjach rolnicy, leśnicy, hodowcy i sadownicy, przez zadeptane pola, łąki i zniszczone lasy, z płonącymi oponami uderzą na siedziby władz. I wcale bym im się nie dziwił. A parki narodowe, można by zamienić na wysypiska śmieci.
To faktycznie jest zagadnienie istotne którego trochę nie wkalkulowałem. Do tego dochodzi ogromna koncentracja ruchu turystycznego w kilku punktach. Bo faktycznie Tatry odwiedza w ciągu roku 3 miliony turystów. Największe atrakcje turystyczne w Norwegii jak wspominane w tekście Preikestolen mają obłożenie prawie 10 krotnie mniejsze.
Ale to jest też kwestia bardzo dużej koncentracji ruchu turystycznego. Bo z drugiej strony już taka Babia Góra ma 100 000 wejść rocznie, Trzy Korony około 60 000 a już taka Sokolica 30 000. Czyli każdy znacznie mniej niż Trolltunga lub Preikestolen w których pobliżu miałem okazję biwakować w tym roku. I jakoś przyroda nie została zdewastowana a wokół szlaków nie walają się tabuny śmieci. Dlaczego więc w Polsce miałoby to być wielkim problemem zezwolić ludziom legalnie nocować w górach (może faktycznie poza wyjątkiem Tatr)? Argument o wspomnianym prze zemnie pod postem @postcardsfromlbn "domniemaniu złej woli" jest chybiony. Nie możemy zakładać prawnie że każdy Polak jest kretynem i należy go kontrolować przez ograniczenia prawne. To zarówno szkodliwe społecznie jak i niesprawiedliwe. Wystarczyłyby bardzo wysokie kary za śmiecenie i dewastację przyrody.
Albo może rozwiązanie kompromisowe? Bo ludzie i tak nocują w górach tylko robią to nielegalnie, np. na Babiej Górze zawsze masz kupę namiotów w ruinach dawnego schroniska na Diablaku, lub tuż za granicą po Czeskiej stronie gdzie nagle przestają być zagrożeniem dla ładu i porządku. Czy faktycznie można odczuć z tego powodu jakieś istotne straty? Moim zdaniem nie. Może więc dobrym rozwiązaniem dla obu stron byłoby np. dać powszechne zezwolenie na nocleg w okolicach schronisk turystycznych - z jednej strony umożliwiając tym samym turystom możliwość takiej formy rekreacji (także znacznie tańszej), z drugiej zaś trzymając ich w danym miejscu, znajdującym się pod stałym nadzorem, gdzie łatwiej będzie zachować spokój i porządek.
Byłem w Preikestolen i mimo, że ludzi było naprawdę sporo - nie widziałem żadnego, najmniejszego nawet papierka. Nawet chińscy turyści (którzy mają zupełnie inne podejście) nie śmiecili. Nie wiem z czego to wynika - nie widziałem, żadnego leśnika, strażnika ani policjanta którzy by tego pilnowali. Wszystko co widziałem (niestety :-[ ) to nagich rosyjskich turystów (turystek jak na złość nie było), kąpiących się w tych mini jeziorkach (ale śmieci raczej po sobie nie zostawiali).
Ale wiem też jak jest w naszych górach. Uważam, że jak na takie tabuny turystów jakie się przez te góry przewijają to i tak nie jest tragicznie, ale nadal nie ma porównania do tego co jest tam. Nie wiem z czego to wynika. Zresztą śmieci to nie jest jedyny problem - ludzie u nas wyjątkowo często nie lubią stosować się do napisów, które najczęściej nie są gdzieś tam umieszczane z przypadku. Jeśli na tym obszarze parku rosną jakieś chronione roślinki, albo żyją rzadkie zwierzaki to powinni czytać i rozumieć, że złażenie z wyznaczonej ścieżki czy darcie ryja albo puszczanie muzy z przenośnych głośników jest kiepskim pomysłem. Nie uważam, że wszyscy Polacy to kretyni - ale być może tych kretynów jest u nas wystarczająco dużo. To trochę tak jak jest w sklepach - nienawidzę być traktowany jako potencjalny złodziej, ale nie dziwie się właścicielom sklepów - wystarczy że jeden na 200 klientów jest złodziejem i nagle opłacalność tego biznesu staje pod znakiem zapytania. Bo nie chodzi o tych 20 tys. turystów, którzy potrafią się zachować a o tych dwudziestu, którzy zabiją niedźwiadka, zniszczą gniazdowiska rzadkich ptaków, spowodują lawinę albo wzniecą pożar w puszczy.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Zazdroszczę Norwegii nie tylko jej przyrody ale i tego, że ludzie tam umieją z nią obcować znacznie lepiej niż Polacy. Ale dopóki się to nie zmieni, zgadzam się na te i tak czasem średnio skuteczne ograniczenia. Bo chciałbym mieć do czego wracać.
A nocowanie w górach? No wiesz jak to jest na wakacjach. Nawet zwykle rozsądni ludzie odwalają straszne głupoty po piwku czy dwóch. Być może lepiej, żeby robili to na kempingach zamiast w środku parku narodowego. ;-P
Ciekawy artykuł i wyjątkowo bliska mi kwestia, resteemuję.
Polskie prawo jest w tej kwestii drakońskie - zakłada, że każdy wędrowiec/miłośnik surwiwalu/turysta jest idiotą, który może zrobić krzywdę sobie i innym. Zakaz rozpalania ognisk można jeszcze zrozumieć - pożary lasów to poważna sprawa, nie brakuje ludzi, którzy obchodzą się z ogniem niewłaściwie - nie gaszą ognisk, mają źle przygotowane miejsce na ognisko itp. Tylko że obrywa się miłośnikom surwiwalu i pieszych wędrówek, którzy wiedzą jak się z ogniem obchodzić i jakie środki prewencyjne przedsięwziąć.
Natomiast zakaz chodzenia nocą po parkach narodowych może być związany z istnym wysypem idiotów, którzy idą gdzieś w góry, a potem zastaje ich noc i trzeba dzwonić po TOPR, GOPR i wojsko, bo olaboga ciemno, a my z Brajanem bez latarki wleźli! Niemniej jednak to, co jest zabronione w parkach górskich nie musi tyczyć się wszystkich parków narodowych. Poza tym można to rozwiązać inaczej - np. ściągamy takich niedzielnych turystów helikopterem, ale muszą za swoją głupotę zapłacić grzywnę.
Tak czy inaczej polskie prawo wymaga w tej kwestii zmian, ponieważ jest krzywdzące i niesprawiedliwe dla zazwyczaj ogarniętych ludzi, jakimi są miłośnicy surwiwalu, pieszych wędrówek itd.
Bo to prawo wychodzi z założenia "domniemania złych zamiarów", co jest tak naprawdę niesprawiedliwe. Podejście do natury, śmiecenia na szlakach itd może nie jest idealne ale cały czas się poprawia. Wydaje mi się że ludziom powinno się dać trochę więcej wolności i co najwyżej mocniej karać za zaśmiecanie lub dewastację środowiska (i wprowadzić opłaty za nieuzasadnioną(!) interwencję helikoptera). W Norwegii (gdzie przyjeżdżają ludzie z całego świata w tym z Polski) na szlakach jest porządek, pomimo z jednej strony bardziej liberalnych przepisów a z drugiej znacznie gorszej logistyki turystycznej niż w Polsce (nie ma schronisk, wolontariuszy sprzątających szlaki, bramek na wejściu do parku, strażników TPNu itd)
Polskie prawo jest zbyt skomplikowane, żeby je poprawiać. Trzeba zrobić przewrót i stworzyć od nowa ;p
Wszystko pięknie, ale wstęp na prywatny teren to ostra przeginka... W naszych parkach też są trochę inne warunki. Miejscami nawet miliony turystów rocznie. To się nie dodaje ze zbaczaniem ze szlaku czy paleniem ognisk. Co innego zwykły państwowy las. Nie widzę problemu, albo łowienie ryb bez idiotycznych pozwoleń i chotendalnych opłat super sprawa.
Z tym łażeniem po prywatnych - to nie tak, że ktoś łazi Ci po ogródku pod oknem, chodzi tu o to, że znaczna większość lasów jest w rękach prywatnych, to raz - gdybyś nie mógł chodzić po prywatnych to do żadnego lasu w Skandynawii nie mógłbyś wejść... po drugie, chodzi tu też o takie miejsca jak pola i pastwiska - jeśli akurat nie są użytkowane, możesz swobodnie przez nie przejść i żaden gospodarz nie ma prawa poszczuć Cię swoim Burkiem - i to jest super według mnie.
Każdy tu szanuje czyjąś własność na tyle, że nie zakłóca innym spokoju ani nie zabiera prywatności, więc naprawdę nie jest to ostra przeginka bo w praktyce sprawdza się świetnie.
Co do polskich pozwoleń na łowienie, niestety nie wiem czy sam wędkujesz, ale sytuacja polskich jezior jest tragiczna, jeziora bez gospodarza to studnia w której nic już nie pływa oprócz małych płotek... Jeziora muszą być zarybiane, na to trzeba pieniędzy, pieniądze idą z kół łowieckich i wędkarskich a Ci zarabiają głównie na sprzedaży pozwoleń. Państwo Polskie ma raczej tą sytuację głęboko w d. więc niestety przy takim zapotrzebowaniu na rybki jakie jest w Polsce - konieczne jest zarybianie... Masz totalnie rację, że przy takim ruchu turystycznym w Parkach nie sprawdzi się pozwolenie na łażenie wszędzie - nie widzę tego.
Dobry temat, ciekawa sprawa, nie raz o tym myślałem, ale szybko doszedłem do wniosku, że gdyby w Polsce zezwolić na taki swobodny dostęp, nie byłoby co zbierać. I tak jak piszecie tu wszyscy - raz, że ilość ludzi a dwa, że kultura bycia i podejście do natury...
Dobrze, że opisałeś temat bo jest to świetna sprawa i każdy kto wybiera się do Skandynawii powinien o tym wiedzieć.