Minął miesiąc, odkąd Book Club (@przeczytaj) spotkał się w Królestwie aby porozmawiać o "Trwodze i drżeniu" - dziele Sørena Kierkegaarda, duńskiego teologa i filozofa.
Substytut wstępu
Pierwszy raz do czynienia z Kierkegaardem miałem świadomie do czynienia... ako jednym z easter eggów w grze z serii Wiedźmin - partyzanci używali "Kier-ke-gaard" oraz "Hei-de-gger" jako hasła i odzewu, aby rozpoznać "swoich". Cóż, było to już kilkanaście lat temu, więc mogę sobie na spokojnie wybaczyć. Zostało to jednak ze mną. Sam kształt liter wbił się w umysł, dlatego gdy niewiele później trafiłem na "Trwogę i drżenie", książka od początku miała moją uwagę. A później zacząłem ją czytać, i wtedy fajerwerki wystrzeliły. Wewnątrz domu, w środku salonu. I podpaliły firanki.
Ponieważ początkowo miała to być recenzja (ale reszta tego tekstu jest rozważaniem), dlatego podsumujmy już na starcie kilka rzeczy:
- ostatni czytani przeze mnie egzemplarz "Trwogi i drżenia" był PDFem, stąd trudno ocenić mi fizyczny wymiar książki. To były jakieś bajty, może nawet megabajty, ale dalej tylko kilka jedynek i zer.
- tekst jest trudny; nie jest to książka która jest prosta w odbiorze; nie jest jasna, czasem urywa wątki, wraca, lawiruje. Jest przedstawieniem duszy w której rozgrywał się dramat. I to książka oddaje idealnie
- jest jednak gdzieś w treści przestrzeń, w której ktoś kto przeżył osobiste doświadczenie spotkania z Absolutem jest w stanie się odnaleć. Nie mówię zgodzić, nie; nie mówię też że na pewno się odnajdzie - mówię tylko że może. Czemu zwracam na to uwagę? Gdyż sądzę, że dla osoby która tego doświadczenia jeszcze nie miała, odkrycie tego wymiaru rozumienia wywodów Kierkegaarda może być naprawdę... odkryciem. Wielkim.
Cóż, moje wnioski stają się tak chaotyczne i niezrozumiałe, jak sama książka o której piszę. Czyli wychodzi na to że jestem już gotowy. Od razu zaznaczam: wszystko co poniżej to moja interpretacja i rozważanie na temat Trwogi i Drżenia, gdyż nie roszczę że zrozumiałem ją poprawnie. Gotowi? Idziemy dalej?
Trzy stadia życia
Kierkegaard w swoich rozważaniach (redukuję i obcinam, żeby było choć trochę zrozumiale) mówi o trzech stadiach życia. Są to kolejno: estetytka, etyka, oraz religia. Musimy jednak wziąć poprawkę na fakt, że ewidentnie rozumiał te słowa w inny sposób, dlatego przedstawiam je tak jak ja je rozumiem (a oczywiście mogę się mylić):
- Pierwsze stadium życia opiera się o ego - co mi SIĘ PODOBA. Człowiek kieruje się przyjemnością, tym co w jego ocenie jest ładne, i sam stanowi punkt odniesienia dla swoich decyzji. Estetyka jest więc tutaj przykrywką dla własnych żądz, pragnień, instynktu i potrzeb. I warto zwrócić uwagę - niekoniecznie muszą to być proste żądze i potrzeby, mogą być wysublimowane - ale dalej są realizowane ze swojego własnego puntku widzenia.
- Drugie statium życia opiera się o innych - co INNI UWAŻAJĄ ZA DOBRE. Robię coś, bo zostało to przyjęte jako dobre. Społeczeństwo tak robi. I to właśnie jest w centrum etyki Kierkegaarda - nie to co jest dobre (czyli etyka obecnie, jako nauka o moralności), ale etyka jako zbiór norm danego społeczeństwa. W takim ujęciu etyka nie jest jedna - ale każda zbiorowość ludzka może mieć swoją. Wychodzę jednak jako człowiek ze zwierzęcego gniazda swojego ego, i zaczynam myśleć w kontekście "my".
- Trzecim stadium jest osobista droga do Absolutu. Ja w obliczu Nieskończoności. Nie patrzę na to co "mi się chce", ani na to czego oczekują inni, ale patrzę na to czy to NAPRAWDĘ JEST DOBRE. Religia nie jest więc tutaj rozumiana jako zorganizowana forma danego kultu, a jako postawa człowieka.
Skoro więc "religia" (cudzysłów, aby wskazać że używam tutaj znaczenia nadanego przez Kierkegaarda) czyli osobista relacja do Absolutu jest najwyższym stadiem życia, stoi ponad "etyką"(j.w.) czyli normami ustanowionymi przez ludzi. Etyka może ulec zawieszeniu, jeżeli otrzymujemy wprost zasady bezpośrednio od Tego Kto Ustala Zasady Działania Świata. Nie jest to zawieszenie Dobra, czy Etyki (w rozumieniu idealnej moralności), ale jest to zawieszenie jakiegoś zbioru zasad, bo mamy lepsze. Po co zastępniki, skoro możemy dostac produkt najwyższej jakości bezpośrednio od producenta?
Przekroczenie rzeki szaleństwa
Osiągnięcie trzeciego stadium życia wymaga przekroczenia ograniczenia wyniakającego z siebie oraz z innych. Kierkegaard uważa że warunkiem do zdobycia się na akt wiary jest rezygnacja. Wyrzec się wszystkiego, by zyskać wszystko. By uwierzyć, trzeba porzucić ograniczoną logikę tego świata, trzeba wejść w relację z czymś (Kimś!) co przekracza nas o wymiary i eony. Wiara w tym rozumieniu nie jest wzruszeniem, instynktem, popędem, czy wrażeniem estetycznym, ale czymś wznioślejszym, dlatego właśnie że ma za poprzednika rezygnację; nie jest ona bezpośrednim popędem serca, lecz aktem, paradoksem istnienia. Porzucając logikę świata, porzucamy to co z nim się wiąże - porzucamy przywiązanie do materii, odrzucamy panowanie instyntków nad nami, porzucamy przyjemność.
Lecz rezygnacja jest dopiero pierwszym krokiem, warunkiem koniecznym lecz niewystarczającym. Kierkegaard podaje tutaj przykład Sokratesa, który osiągnął rezygnację, ale nie poszedł dalej w swojej rezygnacji - nie uwierzył. Nie dotknął tajemnicy rzeczywistości. Nie zdobył się na wysiłek otwarcia się na sens, po tym jak już odrzucił świat.
Rezygnacja to szaleństwo, jak szeroka rzeka, pełna wirów i niebezpiecznych miejsc, oddzielająca nas od drugiego brzegu, który jest tak daleko że trudno powiedzieć co tam jest. Głos niby się niesie, i słyszymy niewyraźnie jak ktoś nam opisuje co widzi, ale odległość robi swoje - po tej stronie tego nie widzimy, i nie wyobrażamy sobie. Kto nie zanurzy się w tej rezygnacji i nie podejmie wysiłku by pokonać zdradliwe wody, nie może przekroczyć rzeki. Tym jest skok wiary - nie wiedząc czy uda Ci się przepłynąć, nie wiedząc co jest po drugiej stronie, podejmujesz się i tak wysiłku przepłynięcia tej rzeki.
Ofiara
Hej, słyszymy się? No, pamiętasz jak obiecałem Ci mnóstwo potomstwa, c'nie? Taaak, wiem że masz już swoje lata, Twoja żona też, ale dlatego właśnie dałem Wam syna.... No, dobrze że pamiętasz, też się cieszę, pochleia mi jak tak dziękujesz. Noo, to teraz, musisz złożyć go w ofierze. Tam obok, no wiesz, jest taka góra, przejdź się tam z nim, weź trochę czegoś do palenia, i poświęć go. No. Dzięki, do usłyszenia.
Bóg zarządał ofiary, Abraham, wystawiany na próbę, zaufał. Podjął decyzję. A później przychodzi on - jego dziecko, te oczy, taki niewinny jeszcze, i pyta gdzie jest jakieś zwierzę? Wiedział już, że skoro ma być ofiara, to trzeba zabrać coś na tą ofiarę. A tata do ukochanego syna, którego ma zabić, mówi: znajdzie się jakiś baranek. I w tym momencie Abraham nie kłamie. Abraham ufa pomimo tego co widzi na pierwszy rzut oka, ufa ponieważ ZNA Boga. Mówi w godzinie ciemności, ale te słowa są prorocze. Choć on o tym jeszcze nie wie. Abraham doznał łaski przepowiedzenia przyszłości, ponieważ wierzył Nieskończonemu Dobru, że to się dobrze skończy. Bóg przecież jeszcze przed Abrahamem robił cuda - uratował Noego z rodziną z potopu, a więc mógł rozwiązać też tą sytuację. Nieskończoność jest wszechmocna - więc mogłaby nawet przywrócić do życia umarłego! Abraham nie wie w sposób logiczny. Abraham wie swoim sercem, zna Prawdę większą niż to co widzi, większą niż to co musi zrobić.
I do tej pory mógłbym się zgadzać trochę, lub trochę mniej, ale czuję potrzebę polemiki. Nie jestem w stanie przejść dalej bez wskazania pewnego problemu: Kierkegaard w mojej ocenie wierzy. Wierzy głęboko. Wierzy w Osobowy Absolut, w Żywego Boga. Jest tylko jeden problem - dla Kierkegaarda, Bóg ten nie jest Miłością. To jest Bóg tak był opisywany w Starym Testamencie - Bóg władczy, pełen Mocy, królujący. W czasie spotkania Book Clubu, jeden z uczestników zwrócił na to uwagę - to nie jest Bóg, jakiego poznaje się przez kontakt z kulturą wyrosłą z katolicyzmu, czy to we Włoszech, czy w Polsce. Bóg Kierkegaarda to Bóg twardy, zimny, okrutny.
Rycerz nieskończności
Jak jednak wygląda osoba, która przekroczyła rzekę szaleństwa i osiągnęła trzecie stadium życia? Kto jest gotowy na taką ofiarę?
Kierkegaard wprost pyta:
Czy rzeczywiście ktokolwiek w moich czasach zdolny jest zdobyć się na wysiłek wiary?
Po czym opowiada, że gdyby taka osoba istniała gdzieś na świecie, chciałby porzucić wszystko po to żeby tą osobę spotkać i zająć się dwoma rzeczami: obserwacją tej osoby, oraz jej naśladowaniem. Nazywa taką osobę rycerzem wiary, rycerzem nieskończoności. Osoba, która w codzienności (robiąc po prostu zwykłe rzeczy), trwać będzie w wierze stale i nieprzerwanie. Demon nie może znieść litości. Już same te stwierdzenia sprawiły, że pomyślałem:
ależ dobrze opisał on świętych, jaka szkoda że jako protestant nie miał okazji odkryć głębi nauki o świętych obcowaniu.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy chwilę później Kierkegaard zaczął opisywać (swoimi słowami) wnioski będące dorobkiem teologii wschodniego chrześcijaństwa:
Rycerz przede wszystkim powinien skoncentrować się na jednym życzeniu [...]
Musi mieć dosyć sił aby skoncentrować cały wysiłek myślowy na jednym akcie świadomości
To jest modlitwa nieustająca! To jedno życzenie, jedno pragnienie, leży dzięki Ojcom Pustyni u podstaw życia monastycznego! Rycerz nieskończoności to po prostu święty, stale trwający na rozmowie z Bogiem.
Pan Bóg starannie dobiera słowa
W kontekście spotkania BookClubu (o którym wiedziałem wcześniej, i planowałem przybycie), dodatkowym powodem decyzji o przybyciu było... czytanie w czasie Mszy, z trzech dni przed samym spotkaniem. Fragment z listu do Filipian zawierał dokładnie te słowa:
(12) A przeto, umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma. (13) Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą.
Czy to stąd wziął się tytuł? Kierkegaard w tekście skupiał się bardziej na Starym Testamencie, to stamtąd jest większość przykładów. Czy mógł więc celowo wybrać ten ustęp? A jeżeli tak, to co chciał tym powiedzieć? Trwoga i drżenie w relacji do Boga-Absolutu wynika tutaj z wagi, znaczenia tego o co drżymy, oraz z różnicy. Nie trwożymy się tego co jest nam znane. W trwogę wprowadza nas różnica. A różnica między Bogiem-Stworzycielem, przekraczającym czas i przestrzeń, a nami, słabymi istotami, jest nieskończona.
Tylko że nie jest to myślenie chrześcijania. Nabiera to wszystko większego sensu (a jednocześnie odbiega od wywodów Kierkegaarda), kiedy spojrzy się na kontekst. Fragment bezpośrednio poprzedzający wspomnienie bojaźni i drżenia (też będący elementem czytania) to pieśń pochwalna pokory Boga-Człowieka:
(5) To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie.
(6) On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
(7) lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
(8) uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci -
i to śmierci krzyżowej.
(9) Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię
ponad wszelkie imię,
(10) aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
(11) I aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM -
ku chwale Boga Ojca.
Wyjście poza kontekst Abrahama, i odczytanie tego działania w szerszym - SZEROKIM - kontekście ludzkiej historii ukazuje nam znaczenie ofiary oraz zaufania. Dlatego ofiara Abrahama (na którą był gotów, w sercu już ją popełnił) jest zapowiedzią Ofiary Ostatecznej. Dlatego w historii zbawienia stoją one, choć nie równe sobie, to obok siebie.
Kierkegaard był Luteraninem. Zaskakuje mnie więc fakt, że Kościół Katolicki w swoich czytaniach tego dnia[3] zawarł także fragment Ewangelii według świętego Łukasza, na który powołuje się autor "Trwogi i drżenia", mówiący o trzymaniu bliźnich w nienawiści, co miało oznaczać że Boga trzeba kochać ponad wszystko co jest dla nas ważne. W tym kontekście ofiara Abrahama staje się dla nas jeszcze bardziej poruszająca. On, ojciec dzięki łasce, ma zabić jedynego syna. Wbrew przysiędze, którą Bóg dał Abrahamowi że zaludni ziemię. A on, ojciec, ma zabić swoje długo wyczekiwane dziecko. Kochając Izaaka z całego swojego serca, poświęca go (w swoim sercu - gdyż decyzję już podjął) gdyż kocha Nieskończonego. I o tym pisze Kierkegaard. Gdyby to była prawdziwa nienawiść, ta ofiara nie byłaby ofiarą - gdyż poświęcić coś czego się nie chce, to żadna strata. Nienawiść, w której mamy trzymać bliskich, musi być miłością - musimy ich kochać, jak tylko możemy. I właśnie wtedy podjęcie się czegoś, co jest zgodne z wolą Nieskończonego Dobra (przykładowo, udanie się na drugi koniec świata by tam nieść pomoc ubogim) jest ofiarą. W chwili kiedy czyn Abrahama stoi w absolutnej sprzeczności z uczuciami, składa on naprawdę ofiarę. Poświęcamy to co kochamy. Dlatego tak rozrywająca jest poświęcenie Ojca, który musi złożyć swojego jedynego Syna w ofierze.
[1] Witraż autorstwa Howgill
[2] Witraż z St Mary Old Hunstanton Church za: norfolkstainedglass.com
[3] 6 listopada, XXXI tydzień zwykły, Rok B, Liturgia Słowa za: Niezbędnik katolika
Poprzednio
Dotychczasowe recenzje:
#34 Nielinearność czasu - czyli jak Jeden Dzień powtarza się codziennie wiele razy
#31 Rok po 1984 - czyli fIlozoficzne spojrzenie na fikcję naukową
#29 Isa Mac Mhuire - czyli jak Jezus został druidem
#28 Vade Mecum - czyli jak w stu stronach przygotować się na śmierć
#23 Liturgiegeist - czyli jak forma odbija ukrytą treść
#21 Karmelowa biel - czyli recenzja rozważań nad Ofiarą w wykonaniu XXwiecznego mnicha
#14 Wcale nie trzeba wchodzić do szafy - recenzja żywotu prawdziwej Łucji z Narnii
#4 Czy dusza jest większa niż Londyn? - recenzja dzieła Aelreda z Rievaulx
W tym sezonie
Co mam w planach, prócz książki, która oczywiście będzie powstawać dalej (ostatnio było kilka rozdziałów, ale czuję potrzebę przeplatać ją z tematami z tej listy):
- kilka pomysłów zlepiło się w jedno, i powstał plan kilkurozdziałowego opisu "modelu biznesowego" harcerstwa, w których skład wejdą:
-- piramida Misja - Strategia - Produkt z lean startup zastosowana do harcerstwa (czyli po co harcerstwo jest i jak to robi)
-- unikalna propozycja wartości (biegania po lesie)
-- orientacja na wartość w działaniach harcerskich vs biznesowy value stream
-- naturalna kultura organizacyjna
-- jak tworzyć strategię w ruchu i w Ruchu? - możliwe że znajdę też sposób jak sensownie włączyć do tego ciągu logicznego także inne harcerskie tematy:
-- standaryzacja w lean scoutingu
-- otwarta elitarność
-- generatywność w skautingu
Osobnymi tematami będą także:
- jak znaleźć pustynię w mieście, czyli o chrześcijańskiej medytacji
- Epiktet a skauting
- przepis na szczęście według brytyjskiego generała aka siła autosugestii
- czuwanie harcerskie a uważność Ojców Pustyni (no dobra, ten jeden temat miałem wcześniej w głowie, ale pojawił się kolejny bodziec)
- gawęda o bezpańskich psach
- rozważania o świętych obcowaniu (w nawiązaniu do wcześniejszych planów przybliżania świętych)
- sprawczość
- o technologicznych projektach pobocznych, czyli historia prób wejścia do IT
Congratulations @mligeza! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 4750 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts:
Ten wybór czytania nie jest aż tak zaskakujący. A Kierkegaard cały czas inspiruje i zachwyca trafnością zwoich refleksji.