„Dla honoru organizacji” jest drugim tomem (dość luźno) powiązanej trylogii. Czytając tę książkę nie miałem jednak powyższej informacji. Nigdy też nie czytałem części pierwszej.
Jak już kiedyś wspominałem dostałem kilka kartonów przeróżnych książek i tak sięgam sobie po kolejne… Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ może to tłumaczyć moje początkowe wrażenia. Podczas lektury trafiałem na nawiązania, do sytaucji przeszłych, a ja traktując je jako wynikające z przyjętej formy literackiej – oczekiwałem późniejszego wyjaśnienia wspomnianych wątków. Nie doczekałem się.
Jedynym efektem była pewna trudność początkowych stron.
Książka jednak wybroniła się wspaniale. Bardzo szybko zarysowany świat i jego aktualne wydarzenia porwały mnie na tyle, aby w zasadzie do końca lektury nie zaprzątać sobie głowy – niewyjaśnionymi sprawami. W porównaniu do mających wydarzeń szybko tajemnice szybko spadały na dalszy plan i ostatecznie zanikały, a ja ulegałem magii prozy Piaseckiego.
Gdybym miał szukać jakichś porównań stwierdziłbym, że całość mocno kojarzy mi się z filmami z Clintem Eastwoodem. Twardy, realny świat, prawdziwych ludzi, których już chyba powoli nie ma. Aż strach przyznać, że ciężko momentami uwierzyć, że kiedykolwiek istnieli.
Milczący, twardzi, śmiali, opanowani i rzeczowi. Honorowi i konkretni do bólu. Ludzie, którzy w każdych warunkach pozostają sobą. Ich świat pełen jest reguł, ale reguły te nie zawsze są zgodne z powszechnie uznawanymi. I to jest w porządku. Im to odpowiada. Biorą pełną odpowiedzialność za siebie i swoje działania, a słowo równa się czynowi.
Powieść oparta jest autobiograficznych wątkach autora, którego życie to prawdziwy scenariusz filmowy (spokojnie wystarczyłoby tutaj przeżyć na kilkanaście produkcji).
„Dla honoru organizacji” dotyczy okresu, gdy pisarz działał na rzecz Armii Krajowej, kierując wykonywaniem wyroków śmierci. Nie jest to jednak ani czysto techniczne sprawozdanie z własnej działalności, ani też sensacyjna powieść o bohaterach i złoczyńcach.
Wszystko to, choć ważne, okazuje się jedynie tłem do szerszego przedstawienia obrazu pojedynczych ludzi, organizacji i całej społeczności. I nie jest to obraz przyjemny.
Wśród szumnych haseł i kwiecistych deklaracji okazuje się królować prywata, dyletanctwo i dwulicowość, których ofiarami padają zwykle niewinni, a znacznie rzadziej ci zasługujący na karę. Na takim tle – biurokratów, oszustów, naiwnych idealistów, cwaniaków i technokratów – główny bohater jawi się tym bardziej dosadnie. Wzbudza szacunek swoimi działaniami i śmiałością ich wykonania. Mówi i robi. Tylko tyle i aż tyle.
Można by poddać niejedno w wątpliwość, gdyby nie smutne potwierdzenia w realiach. Mamy tutaj chociażby odwołanie do słynnej sprawy z Mackiewiczem, którego na podstawie fałszywych tropów wileńskie AK skazało na karę śmierci. Mamy wiele innych przykładów. A i obecne doniesienia zza wschodniej granicy zdają się nieraz potwierdzać, że będący teoretycznie po tej stronie ludzie potrafią bez wahania nadużywać swojej pozycji dla własnej korzyści, nawet gdy pociąga to za sobą szkodę dla całego kraju i śmierć tych poświęcających najwięcej. Stykających się twarzą w twarz z wrogiem.
Książka działa niczym kubeł zimnej wody na każdego, kto historię polskiej konspiracji i AK postrzegałby dotąd w postaci czysto idealnej. Niestety procent karierowiczów, pozerów i naciągaczy był tam wcale nie mały.
Abstrahując od historii. Książka wciąga i porywa. Przygniata smutkiem i żalem, boleśnie diagnozuje społeczeństwo, równocześnie uwypuklając blask prawdziwego męstwa, rozsądku i siły jednostek. Czyta się bardzo dobrze, chociaż łatwo popaść w spowodowane lekturą przygnębienie.
W mojej prywatnej ocenie – mocne – 8/10. Nie wiem jak wyglądałoby to, gdybym zaczął od pierwszego tomu, ale rzucona bez tła powieść – obroniła się wybornie.