Zamówiłem sobie ultra mocny sprzęt komputerowy, który dźwiga wszystkie gry bez problemów i świetnie radzi sobie przy Ai. Pocieszyłem się nim 2 tygodnie, bo nagle karta graficzna zaczęła rozgrzewać się do czerwoności, a komputer wyć jak odkurzacz.
Model 4080 super z nowymi technologiami na pokładzie, potwór do przeróżnych zastosowań po instalacji sterowników zaczyna się dusić. Przywróciłem stary sterownik i problem powraca. Musiałem odesłać cały komputer, gdyż może to nie sama karta jest tu winna. Mam alergię na pakowanie przedmiotów, a co dopiero takich sprzętów. Koszt samej karty w momencie zakupu to jakieś 5000 zł (po tych 2 tygodniach jej dostępność tak spadła, że aktualnie kosztuje ponad 6000 zł). Procesor to jakieś 2200 zł.
Dlatego zrobiłem, co mogłem, zabezpieczając to, jak tylko się da. Aby tylko ta karta nie odpięła się z delikatnego przy ewentualnym upadku złącza. Jest sztywniutko. Nawet sprzedawca do mnie zadzwonił po złożeniu reklamacji, że wie pan, no drogi komputer, niech to pan zabezpieczy.
Pewnie dziś lub jutro okaże się, czy sprzęt dojechał w całości. Nawet jeśli tak, nie mam pojęcia, co z tą kartą zrobią. Jeśli to wadliwy model, pewnie odeślą do producenta i będę czekał na kolejny model pewnie z miesiąc. Jeśli to widna pasty termoprzewodzącej, szybka akcja do zrobienia na miejscu. Ale czy pasta mogła wyschnąć na nowej karcie pod dwóch tygodniach?
A ja już zdążyłem polubić ten sprzęt. Po przesiadce z 1050ti (kilka generacji do tyłu) kultura pracy była cudowna. Słońce nad polami w Wiedźminie przy wsparciu technologii ray tracing robiło niesamowite wrażenie. Odczuwam pustkę, chociaż to tylko kawał blachy.
No i wracam do 1050ti. Hive działa, docs do pracy działa, Balatro działa. Trochę szumi, ale jest ok.
A z rzeczy przyjemnych, uwielbiam ten delikatny chłód w promieniach słońca. Gdy wiosna dopiero nieśmiało puka do okien. Odkryłem, że za działką mamy mnóstwo terenu, gdzie nie ma ani żywej duszy. Można sobie chodzić, biegać, słuchać muzyki i cieszyć się przyrodą. No i jest już dach :)