Ech, pamiętam jeszcze z czasów życia w Polsce, jak nam razem z żoną zostało 5 zł do końca miesiąca. 5 zł na koncie i trzeba było je wypłacić w oddziale banku, bo bankomat takim małych kwot nie wypłacał. Kupiliśmy za to dwa małe chleby i opakowanie najtańszego pasztetu. Do tego mieliśmy jeszcze słoik powideł. I jakoś dotrwaliśmy do końca tygodnia.
Nie piszę Ci tego, żeby pokazać jaki to silny nie jestem, bo to nie o to chodzi. Po prostu ta niesprawiedliwośc tego, że nie dało się normalnie przeżyć z uczciwej pracy wciąż siedzi w mojej głowie, po tylu latach. Wciąż mnie to oburza i wciąż mi się przpomina, ale w jakimś sensie dodaje mi sił do tego, by nie być bezwładnym jak liść na wietrze, tylko nie ustawać w walce o swoje przeciw niesprawiedliwości świata.
I ty też się nie poddawaj.
Dziękuję