Bywa tak z książkami, na które czekam i autorami, których wyjątkowo poważam, że obok niewątpliwej przyjemności płynącej z momentu, gdy biorę do rąk (lub częściej - kładę w ucho) wytęsknioną opowieść, może pojawić się wierny towarzysz oczekiwań - rozczarowanie. Człowiek niby się z tym liczy, ale wiadomo jak jest.
W tym roku najbardziej czekałam na Zamęt Vincenta V. Severskiego. Poprzednia seria szpiegowska jego autorstwa (Nielegalni, Niewierni, Nieśmiertelni i Niepokorni) w moim mniemaniu była absolutnym hitem - pisałam o tym więcej w kwietniowym artykule, więc nie będę tu powtarzać swych zachwytów. Wystarczy powiedzieć, że za bohaterami serii tęskniłam już w momencie wysłuchania ostatnich słów, czytanych spokojnym tonem przez pana Krzysztofa Gosztyłę. Dlatego czekałam na Zamęt, jak dziecko na gwiazdkę.
Oczywiście liczyłam się z tym, że w książce otwierającej nową serię nie znajdę bohaterów, z którymi się zżyłam. Że dynamika może być inna. Wiedziałam o tym, ale i tak oczekiwałam podobnych emocji.
Jak wyszło?
Mam mieszane uczucia. Żałuję, że nie trzymałam się pierwotnego planu, by wyjątkowo pochłonąć nową książkę w tradycyjny sposób i postawiłam na audiobooka. W tym całym pędzie nie zwróciłam szczególnej uwagi na to, że został on zrealizowany w formie "superprodukcji", czyli przy udziale zespołu lektorów (wg audioteka.com - aż 59 głosów!) i z dodatkowymi efektami dźwiękowymi...
Tym samym całą atmosferę intymności i skupienia, jaką potrafi zbudować pan Krzysztof Gosztyła (jeden z moich ulubionych lektorów) szlag jasny trafił. Jako narrator czytał na szczęście większe partie tekstu, jednak było to co rusz przerywane dialogami przy udziale pozostałych czytających. Nie wspominając o różnych odgłosach, które mnie drażniły i rozpraszały. Gdy jestem z książką sam na sam, to wolę polegać tylko i wyłącznie na własnej wyobraźni, nie potrzebuję podpowiedzi (przykład - jest mowa, że bohater się roześmiał i w tle jest podłożony śmiech tegoż. Serio?).
Ciekawe, jakby przedstawili rozmowę żołnierza specnazu Trubowa, który po pijaku wymieniał poglądy ze spotkanym na ulicy kotem rodem z Bułhakowa. Miało to miejsce w poprzedniej serii, którą na szczęście w całości czytał Gosztyła - uwielbiam go słuchać. Ma charakterystyczną manierę, co niektórych może drażnić, ja natomiast kocham, gdy książka mówi do mnie jego głosem.
W Zamęcie cała ta atmosfera siadła. Wiele rozdziałów minęło, zanim odrobinę przyzwyczaiłam się do poszczególnych lektorów i zbędnych odgłosów. To wszystko sprawiło jednak, że nie weszłam w najnowszą opowieść Severskiego, tak jak w poprzednie. Błąkałam się gdzieś na jej obrzeżach pozostając obserwatorem, podczas gdy w poprzednich książkach znajdowałam się w samym centrum wydarzeń!
Przesiadywałam z bohaterami na naradach, obmyślając z nimi plany i podrzucając co lepsze pomysły.
Osłaniałam ich odwrót ze strefy zagrożenia.
Wskazywałam drogę ucieczki.
Miałam kaca po popijawie Wolskiego z Popowskim.
Krzyczałam w myślach: Panie Krzyśku, czytaj pan szybciej! Co tam się dzieje? Nie... no nie, niech pan teraz nie kończy rozdziału!
A tu niczego takiego nie było. I teraz nie wiem, w jakim stopniu wynika to z samej opowieści, a w jakim z realizacji audiobooka...
Może tylko zrzucam winę na realizację, bo ciężko mi przyznać, że tak wyczekiwana książka tym razem zawiodła?
Bo przecież w nowej powieści znalazło się wszystko to, co do tej pory zdawało egzamin - porwanie polskiego szpiega w Pakistanie, tajna sekcja wywiadu działająca poza prawem, polityczne rozgrywki, wszechobecne macki Rosji, terroryści i kultowy już chorąży specnazu Jagan o czystej i prostej słowiańskiej duszy... a jednak to mi nie zagrało.
Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to przeczytać tę powieść - w ciszy i skupieniu tym razem. Tyle, że nie mam na to ochoty... Może wrócę do niej za jakiś czas, na przykład przed wydaniem drugiej części?
To nie było moje pierwsze przykre zderzenie z "superprodukcją". Swego czasu ukazała się książka Jo Nesbo Karaluchy w takiej właśnie formie i to była w moich oczach (uszach) porażka. Przesłuchałam 15 powieści Nesbo (niektóre wielokrotnie) i tylko ta jedna wydała mi się słaba. Nie byłam w stanie zaangażować się w akcję, aktorzy/lektorzy, muzyka, odgłosy - drażniło mnie to wszystko na potęgę. Dokładnie te same odczucia, jak przy Zamęcie, podejrzewam więc, że taka realizacja książki do słuchania nie jest dla mnie. O dziwo, w internecie dominują opinie pozytywne co do wykonania... Ja tam wolę sam na sam z lektorem. Najlepiej takim ulubionym, jak wspomniany już Krzysztof Gosztyła, czy Mariusz Bonaszewski, który czytał ostatnie pięć tomów z Harrym Hole (Jo Nesbo) - jego chropawy, brudny głos świetnie się spisał w cyklu z norweskim policjantem. Tak samo jak w szwedzkiej serii kryminalnej o Fabianie Risku autorstwa Stefana Ahnhema czy w trylogii Zagadka pochodzenia A.G. Riddle'a.
Tymczasem na swą kolej do odsłuchania czeka jeszcze książka Roberto Constantini Żona doskonała, z którą wiążę ogromne nadzieje.
Trylogia Zła tegoż autora (w jej skład wchodzą Jesteś złem, Zło nie zapomina i Korzenie zła) była odkryciem zeszłego roku. Niezwykle rozbudowana, wielowątkowa i pełna bogatych retrospekcji powieść ukazała mi nieznane, mroczne oblicze Włoch. Przedstawiony w niej współczesny wątek kryminalny sięga korzeniami daleko w przeszłość, wrośnięty w skomplikowaną historię Italii i postkolonialnej Libii. Trylogia pełna jest postaci niejednoznacznych i obarczonych mroczną historią... wszystko, co ich dotyka okazuje się następstwem i konsekwencją grzechów przeszłości. Seria zbudowana jest wokół centralnej postaci rzymskiego policjanta Michele Balistreri, którego życie i tajemnice poznajemy stopniowo, aż do ostatnich stronic trzeciego tomu.
Przyznam, że po część pierwszą sięgnęłam niezbyt chętnie - preferuję bowiem klimaty północne, a Włosi jawili mi się do tej pory dość stereotypowo. Oprócz sławnej mafii włoskiej nie potrafiłam sobie wyobrazić żadnego innego "zła" w ich wykonaniu... jakże się myliłam.
Sięgam więc po Żonę doskonałą tym chętniej, że i tutaj spotkam gburowatego i zblazowanego glinę Balistreri, który w swej walce ze złem nie przebiera w środkach i za nic ma prawo.
No i żadna tam superprodukcja, czyta Adam Bauman. Może być!
obrazek - pexels.com
Osobiście za audiobookami nie przepadam i zaledwie kilka z nich przesłuchałem. A te "superprodukcje" o których piszesz, z opisu kojarzą mi się z jakimiś czytanymi bajkami dla dzieci. Dla nich może to być fajne, gdy dochodzą głosy innych postaci i dodatkowe efekty dźwiękowe. Ale ja bym na dłuższą metę tego nie zdzierżył raczej...
Bardzo lubiłam słuchowiska dla dzieci, wtedy to było super zrealizowane... Albo bajki na płytach winylowych. Ale superprodukcjom, o których piszę, daleko do klasycznego słuchowiska. Dobrzy aktorzy i lektorzy zaangażowani, ale całość sztuczna - w moim subiektywnym odbiorze.
wiatam mam pytanie do pani
Hej, jeśli masz jakieś pytania do mnie, czy ogólnie dotyczące steemit to najlepiej wejść na chat, pozdrawiam!
Wpis otrzymał upvote z ramienia @michalx2008x (opiekuna tagu #pl-emocjonalnie) w ramach projektu Peprpetuum-mobile którego autorem jest użytkownik @mmmmkkkk311.
Jeśli nie życzysz sobie otrzymywania więcej upvotes od bota @mmmmkkkk311 odpisz na ten komentarz: "STOP"
a gdzie jest ten chat?
@nati-blog - jak jesteś na swoim blogu to u góry po prawej obok swojego awatara masz rozwijalne menu - kliknij w niego i wejdź w pozycję Steem Chat, zaloguj się tam. Polski chat jest pod pozycją polish.
u mnie chyba tego niema wszystko przeszukalam i niema
obok awatara (prawy górny róg) trzy poziome kreseczki - kliknij w nie i się rozwinie lista menu, tam znajdź Steem Chat
.