Ponieważ nie zamierzam tu nikogo nawracać, pierwszą część Twojego krótkiego wpisu jako Katolik, pominę.
Co do przyjaciół, kiedyś zdarzyło mi się tu podzielić moją tezą, że przyjaciel w kontekście etymologi tego słowa tak naprawdę nie istnieje. Wiedziałem to od bardzo dawna, mimo wszystko swój "nóż w plecy" otrzymałem... koleżeńskie "przyjaźnie" to nie dramat a dziecinada...przyjaźń nie wytrzymująca próby to np."żona, która traci wiarę w męża" , "choroba, która dzieli" etc.
Pamiętaj też, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - i to Ty możesz być tym opisywanym przez Ciebie 'przyjacielm' w oczach innej osoby.
Tak czy inaczej, zmiany zaczynajmy i dajmy przykład od siebie, żeby czyste sumienie mieć - bo ostatecznie po: pieniądzach, seksie, egocentryzmie i braniu co Nasze ...tylko to zostaje... a wiem co mówię.
-nie miałem pieniędzy i miałem ich bardzo dużo, spełniałem wszystkie zachcianki
-byłem sam z tym całym materialnym syfem : poznałem człowieka, nie umiałem kochać - ja zimny socjopata a kochany byłem, na zabój
-świat materialny, świat zmysłowy, transcendentny byłem tam... fałszywi przyjaciele i pogoń za pieniądzem to nawet nie początek...
W punkt ;)
podobno samodzielnie świata nie zmienimy, niemniej jednak wystarczy, że każdy z nas pracować będzie nad sobą, a świat sam wejdzie na właściwy tor :)