-Bryan niewiele z tego zrozumiał, ale spytał się o Ciebie, czy na pewno jestem na wyjeździe bo była u nas w pracy i...wyjaśniłam mu że w pracy nie muszą wiedzieć wszystkiego, bo nie każdy może. A ona tym bardziej jako osoba z zewnątrz. Chociaż nie wiem czy to kupił... - Przygryzła sobie mocno dolną wargę i już opuściła głowę. Cholera jasna by to wzięła. Tym razem jeszcze jakoś im się upiekło ale następnym...kto wie co Alice wymyśli. A teraz wiedziała jeszcze o Bryan'ie.
You are viewing a single comment's thread from:
Levi długo milczał, myśląc nad tym wszystkim. W końcu westchnął ciężko.
-Przepraszam za nią - mruknął, zastanawiając się. -Po świętach odwiedzę ją i opieprzę - dodał zaraz, choć czy to coś da? Może przynieść odwrotny skutek. Wcale nie radzi sobie z własnymi sprawami.
-Nie ma sensu - Pokręciła szybko głową. To ją pewnie wkurzy a ostatnie czego potrzebuje to więcej kłopotów z jej osobą - Po prostu trzeba grać. Pracujemy razem. Razem działamy. Musimy sobie ufać, inaczej nie będziemy mogli sobie pomóc. Dlatego jesteśmy tak blisko. Koniec historii.
-Przecież wiem. Po prostu, nie powinna tak nachodzić ludzi. Chociaż po prostu z nią pogadam... - mruknął zamyślony, zaraz czując jak głód powrócił. Przez chwilę naprawdę czuł się poddenerwowany. Choć trochę popsuło im to święta. -Pójdę coś zamówić. Chcesz też? - mruknął podnosząc się.
Pokręciła głową i wbiła z powrotem wzrok w stół. Pogada z nią...czy to coś zmieni? Wątpiła. Ale nie zmieni jego zdania. Potrafił być tak uparty jak ona. Wzięła głęboki wdech i popatrzyła na jego plecy gdy odchodził. Zastanawiała się czy dadzą sobie w ogóle radę...z tym wszystkim. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie a mimo to nie chcieli zmienić jakoś swojego życia. Chociaż mogliby. Ją nieco przerażały problemy które mogą z tego wyniknąć, ale nieco.
Nie myślał o problemach, może to było bezmyślne zachowanie, może łudził się że wszystko będzie dobrze. Po paru minutach wrócił ze śniadaniem. Ich święta przez ten incydent chyba się popsuły. Mikasa zdecydowanie nie była w humorze. To dużo komplikuje, oczywiście, on tez nie jest zadowolony... Obawia się, że zostaną w takich humorach do końca roku.
Podziękowała mu cicho za śniadanie i już bez słowa zaczęła jeść. Cisza między nimi nie była jakaś niezręczna ale jednak można było wyczuć że coś było nie tak. Wzięła głęboki wdech i odsunęła w końcu od siebie talerz. Straciła apetyt jakoś...
Jadł dosyć spokojnie, choć czekał na jakieś jej słowa. Mógłby sam się odezwać, ale domyślał się, że potrzebowała pomyśleć. W końcu przestała jeść, westchnął, też kończąc.
-Mikasa?