Tak mi się przypomniały pewne rodzinne historie. Dziadek mojej mamy ukończył chyba z 5 klas. Miał straszne przeżycia w czasie wojny, nosił w sobie odłamki i kulę i codziennie zmagał się z bólem. Ciężko pracował do ostatniego dnia życia, ale zawsze był pogodny i uśmiechnięty. I zawsze miał jakieś wierszyki dla wnuczków i prawnuczków. Ja tam niewiele pamiętam ale starsi krewniacy mówili, że było ich setki. Żaden nie pamiętał by jakiś wierszyk się powtórzył.
Inna historia sprzed kilkudziesięciu lat to o tym jak ktoś musiał uciec z domu żeby móc się uczyć w szkole średniej. I złamał serce ojcu, któremu brakowało rąk do pracy w gospodarstwie i sam był straszliwie rozdarty - bo chciał się dalej uczyć. Ludzie nie rozumieją, że dostęp do edukacji to przywilej. Najwyraźniej na niego nie zasługują.