W 2011 roku sprzedałem swój ostatni samochód. Sytuacja finansowa mnie do tego zmusiła i strasznie się z tym czułem. Nie mogłem sobie wyobrazić jak będzie wyglądać moje życie bez samochodu. W tamtym okresie przeprowadzałem się także do Warszawy i miałem sporo wątpliwości co do tego jak będę żył w tak dużym mieście bez samochodu?
W mojej rodzinie samochód był od zawsze. Tata dość często wymieniał samochody. Pierwszy samochód jaki pamiętam to Tarpan. Najśmieszniejsze w tym samochodzie było to, że zawsze myślałem, że Tarpan jest stary i używany. Z czasem jak wspólnie z tatą wspominaliśmy okazało się, że Tarpan był kupiony jako nowy, nieużywany, ale już po kilku miesiącach użytkowania sprawiał wiele problemów i szybko się zużywał. Z wczesnych lat dzieciństwa pamiętam jeszcze zepsutą Warszawę na podwórku, pierwszy samochód taty. Potem w rodzinie pojawiały się samochody z zagranicy. Dwie Zastawy, kilka Trabantów a w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych VW Passat. Z czasem tata coraz rzadziej zmieniał samochody, ale nigdy z niego nie zrezygnował.
Prawo jazdy zrobiłem zaraz po dwóch miesiącach od skończenia siedemnastu lat. Wzorując się na ojcu i wszystkich wujkach nie wyobrażałem sobie siebie bez samochodu, uważałem to za konieczność i jeden z elementów "normalnego życia". Pół roku po zdaniu matury zakupiłem pierwszego rupiecia, który wystarczył mi na rok czasu. Oczywiście zaraz po pierwszym samochodzie kupiłem kolejny i tak przez kolejnych osiem lat, zawsze z autem.
Po przeprowadzce do Warszawy ( bez samochodu ) już po kilku tygodniach zauważyłem pierwsze plusy nie posiadania pojazdu. Okazało się że w kieszeni zostaje znacznie więcej pieniędzy. Mam więcej czasu, ale niby skąd jak nie mam szybkiego samochodu...a stąd, że nie stoję w korkach, nie szukam miejsca parkingowego po kilkanaście minut. Nie chodzę do parkomatów, nie jeżdżę na stację benzynową i nie mam problemów z serwisowaniem auta i nie robię wielu innych czynności składających się na posiadanie samochodu. Komunikacja miejska w Warszawie okazała się jak dla mnie bardzo dobra. Już po kilku tygodniach mieszkania w stolicy zauważyłem, że kluczowym elementem szybkiego podróżowania jest, albo mieszkanie w centrum, albo mieszkanie tuż przy stacji metra i nie przemieszczanie się po mieście samochodem. Po kilku miesiącach szukania znalazłem idealną miejscówkę, która pozwalała na szybki transport do pracy. Niestety nie wszystkie miasta w Polsce kładą tak silny nacisk na rozwój komunikacji miejskiej, lub po prostu nie mają takich możliwości jak stolica. Jestem jednak przekonany, że w wielu miejscach w Polsce można samochód zamienić na komunikację miejską. Chodzenie pieszo po mieście okazały się też znacznie przyjemniejsze niż jazda samochodem....a w liceum śmialiśmy się z naszego trenera w-f, że wszędzie chodzi pieszo a obecnie sam jak wracam do mojego rodzinnego miasta przeważnie robię to samo :) . Po za tym mogłem więcej czytać ( tramwaj, autobus, pociąg ). I jest jeszcze jedna rzecz która znacznie poprawiła moje samopoczucie, stres związany z jazda samochodem. Mimo, że nie bałem się jeździć samochodem i robiłem to wiele lat bez stłuczek i wypadków cały czas w środku był stres związanych ze szczęśliwym dotarciem do celu, obecnie tego nie ma. Ryzyko wypadku w autobusie, pociągu tramwaju jest naczynie mniejsze i czuje się z tym znacznie lepiej.
Obecnie minęło ponad sześć lat od sprzedaży ostatniego samochodu i nie mam ochoty na kupno nowego. Rozumiem, że wiele miejsc zamieszkania wyklucza pomysł nie posiadania pojazdu, ale jest wiele sytuacji w których da się go zastąpić na spacer, rower lub po prostu komunikacje publiczną. Polecam każdemu.
Wpis zainspirowany filmem "Minimalizm", który znajduje się na kanale Indywidualista.
bardzo ciekawe życiowe doświadczenie...
Bardzo się cieszę że coraz więcej osób ma tego typu przemyślenia i doświadczenia.
Zauważyłem że, głównie w mniejszych miastach i na wsiach, samochód cały czas jest uważany za wyznacznik statusu społecznego, przez co jeżdżenie samochodem, np. do pracy bywa uważane za elitarne.
Ty, mimo takich wzorców wyniesionych z domu, byłeś w stanie takiego myślenia się wyzbyć.
Natomiast uważam że nie należy popadać w przesadę w drugą stronę i celowo rezygnować nie tyle z dojeżdzania np do pracy autem co w ogóle z posiadania samochodu.
Jeśli kogoś na samochód stać, to warto go mieć, choćby ze względu na wygodę. Np. zakupy w dużym markecie zdecydowanie wygodniej robi się przyjeżdżając po nie autem. Podobnie podróże na średnich dystansach bywają wygodniejsze samochodem niż środkami komunikacji zbiorowej, zwłaszcza podróże do miejsc gorzej skomunikowanych, niż największe ośrodki miejskie.
Jeżeli to miało być w Tematach Tygodnia to przepadło. Nie podałeś numeru Tematu.
Świetna historia, Piotrek! Mądre podejście. Gratulacje!