O pisaniu

in Polish HIVE8 months ago

Chciałbym dzisiaj opowiedzieć w jaki sposób pracuję nad książkami.

Bazować będę na doświadczeniu swoim, a też innych osób, które piszą, oraz poradników, które pochłonąłem w dużej ilości. Pierwszym i największym problemem jest wena. Wielu uzależnia pisanie od weny, tego, czy mają ochotę i twórczy zamysł. Pisanie bez patrzenia na wenę jest pierwszą rzeczą, której się nauczyłem zanim siadłem do pisania na poważnie. Inspiracja czy wena jest fajna gdy jest, ale uzależniając od niej pracy nad tekstem, w szczególności, że przychodzi rzadko, doprowadziłoby do sporadycznego siadania. Progres jest niezależny ode mnie, tylko od stanu emocjonalnego. W tym wypadku nie można planować i pchać tekstu do przodu szybko, bo trzeba czekać aż pojawi się odpowiednia koniunkcja emocji i pomysłów.

Dlatego zmieniłem perspektywę. Zamiast zastanawiać się nad tym czy mam wenę, ustalam cel, który mam zrealizować. To co, dziś strona, może pięć? Okej, to robimy! I tyle. Po prostu tyle. Dobrze, ale co z jakością artystyczną tekstu? Wena uskrzydla i dodaje głębi tekstowi. Bez niej tekst jest płytszy. To po części prawda, ale jest tu pewien błąd praktyczny. Przy wenie tekst jest lepszy, ale jest go mało. Czasami skrajnie mało. Pracując sukcesywnie tekst jest. Po prostu jest. Oczywiście, pisząc bez weny popełniam błędy lub wprowadzam w tekst niespójności. Ale, ale! Dobra wiadomość! Nie piszę tej książki nigdy sam! Oprócz mnie z teraz, pisze ją też ja z jutra, pojutrza i popojutrza! Poprawienie tekstu jest pracą dla nich. Taki outsourcing czasoprzestrzenny.

Oczywiście znam kontrargumenty wobec tego co teraz napisałem. Część osób woli poprawić tekst od razu. "Wydaje się to marnotrawstwem czasu, właśnie napisałem jedną linijkę tekstu, teraz pamiętam o co mi chodzi, to dlaczego nie miałbym tego poprawić teraz, jeżeli jest szansa, że potem o tym zapomnę i będę musiał poświęcić czas na zrozumienie o co mi chodziło?"

Problem z tym podejściem jest taki, że można łatwo popaść w pułapkę perfekcjonizmu, to jest poprawianie fragmentu w kółko. A można ruszyć do przodu. Gdy będę miał skończony tekst dam ujście swojemu perfekcjonizmowi. Niech popracuje nad całym tekstem, a nie zatrzymuje się przy jednym fragmencie na pół roku.

Stąd też pochodzi znana zasada: I draft ma tylko jedną funkcję - istnieć.

Dla pisarzy amatorów II draft czy też II faza pisania ma dać możliwości ponownie zapoznać się ze swoim dziełem i poprawić najgorsze błędy; w szczególności logiczne i ortograficzne. Fajną i dobrą zasadą jest też odpowiedzenie sobie przy każdej zmianie na jedno pytanie: czy jeżeli to usunę, to cokolwiek się stanie?

Wiem, że część osób krytykuje to podejście, w szczególności, gdy autorowi się jakiś pomysł bardzo podoba. To jest twój tekst i możesz robić co z nim zechcesz, ale z doświadczenia wiem, że zdanie, które nie jest potrzebne, jest powtórzone (o ile to nie zabieg), może zostać wywalone i nic się nie stanie. Nie każdy twój pomysł lub efekt mojej pracy był potrzebny. Troszkę smuteczek, że znika jakaś ciekawa część fabuły, która się mi spodobała, ale jeżeli była bezsensowna z punktu widzenia fabuły per se, to cóż. Zawsze można zostawić jakieś mrugnięcie oczkiem do samego siebie. Polecam, Najlepszy żart jaki istnieje, to taki, który rozumiesz tylko ty.

Celem II fazy czy też po prostu II draftu jako takiego jest doprowadzenie tekstu do takiego stanu, w którym możemy przesłać go beta-readerowi. Okej, ale co to znaczy, tekst, który możemy podesłać beta-readerowi/redaktorowi?

Jest to taki tekst, z którego usunęliśmy wszystkie błędy, które jesteśmy w stanie zauważyć sami. Zrobiliśmy z tekstem wszystko, co mogliśmy zrobić sami. W innym wypadku marnujemy czas beta-readera, który wytyka błędy, które mogliśmy naprawić i skupić się na innych problemach, których sami nie byliśmy w stanie sami zauważyć.

W następnej fazie, gdy przekazujemy książkę w czyjeś rączki, cel jest jeden: użyć siły mózgu innych osób do jego poprawy. Inne osoby mają inny gust oraz inną wiedzę niż ty. Widzą jakiś problem w miejscu, o którym sam bym nigdy nie pomyślał. Dzięki temu tekst rozwija się. Jest to trochę bolesne, ponieważ ten tekst staje się coraz mniej mój i staje się coraz bardziej niezależnym bytem, który istnieje poza moją kontrolą. Choć duma czasami nie chce na to pozwolić jest to najlepsze rozwiązanie. O ile oczywiście chcemy, by tekst był dobry lub dotarł do szerokiego grana.

Tu mała notka na boku. Czasami tekst może być albo dobry, albo dojść do szerszej publiczności. Niestety, tak działają wydawnictwa i rynek, w szczególności dla początkujących, które doprasowywują tekst do tego, co się aktualnie sprzedaje.

Po tej fazie zbieramy informacje i analizujemy swój tekst biorąc pod uwagę problemy wytknięte w feedbacku. I wprowadzamy te zmiany lub nie. Trzeba przełknąć ślinę i nie pozwolić na to, by chęć pozostawienia wszystkiego po swojemu przeżarła coś ważniejszego: chęć stworzenia czegoś dobrego.

I znowu robimy tu to, co możemy. Poprawiamy każdą rzecz, którą sami zauważyliśmy, którą zauważył ktoś inny, lub którą zauważamy po tym, jak ktoś wytknął coś innego. Czasami łatwo stracić na integralności tekstu, w szczególności, gdy usuwamy coś, co było poprzednio ważne, a teraz okazało się niepotrzebne. W wyniku czego niektóre elementy potrzebują napisania ich od nowa, przejścia ponownie przez fazę I, II i II draftu.

I wtedy dochodzimy do ostatecznego draftu. Do tej pory używałem ładnego rozdzielenia na drafty I, II i III. To trochę kłamstwo. To, co spełnia funkcję II draftu może być de facto II, II, XI, XXXI draftem. Można poprawiać to ile się chce. Ale cel jest ciągle jeden: doprowadzić tekst do stanu, w którym, możemy tekst posłać dalej. I w następnej fazie, numerek jest naprawdę pomijalny. Celem jest stworzenie ostatecznej formy tekstu z ujęciem wskazań wczesnych czytelników.

Więc jaki ma to być tekst?

Och, odpowiedź jest prosta: taki, który się nam podoba, ha!

Tyle na dzisiaj, trzymajcie się!

#polski #polish #pl #blog

Sort:  

Dobry tekst! Dodałem do zakładek, bo jest tu kilka rzeczy, nad którymi będę chciał trochę posiedzieć i podumać.

Mam tylko uwagę co do weny. Tę można w sobie wyrobić. Oczywiście nie zawsze, jak przez 1, 2 godziny nie umiemy nic stworzyć, lepiej jest przeznaczyć pozostałe 4 - 6h na research lub zwykły spacer, obie sprawy są równie ważne dla pracy umysłowo-twórczej. Tylko trzeba mieć spokój ducha i wyrobić w sobie nawyk. Dokładnie taki sam, co przy ćwiczeniach lub bieganiu - musimy w sobie wyrobić nawyk że "teraz idę to zrobić i nic mnie nie obchodzi!". Na początku szło mi to topornie, teraz jestem w stanie się przełączyć na zawołanie. O ile to nie jest po pracy... Przestałem pisać po powrocie z pracy w kołchozie, bo za dużo trzeba potem poprawiać. Ograniczyłem się do prostszych tekstow na Hive.

Pozdrawiam.