Niedawno poszłam zobaczyć, jak idzie remont naszego bunkra. Niemal 130-letni fort pancerny, z którym znamy się jakieś czterdzieści lat, doczekał się liftingu. Jestem bardzo podekscytowana, chociaż będzie mi brakowało jego obitej, ceglanej facjaty. Lokalsi czekają z niecierpliwością na zakończenie prac - głównie dzieciarnia i menele. Ja też czekam, jako przedstawiciel byłej, obecnie dorosłej, osiedlowej dzieciarni. Marzy mi się zagospodarowane wnętrze, ale na razie nie ma na to szans. Ciężko znaleźć inwestora, poza tym z pewnych źródeł wiem, że miejscowa żulerka nie oddałaby tego miejsca bez walki 😅. Już sam remont uruchomił wiele emocji.
Dorastając w jego towarzystwie stałam się fanką Twierdzy Kraków.
Fort porastają drzewa, zwane przez wszystkich "laskiem". Jak wychodziłam z koleżankami na pole, to szłyśmy właśnie do lasku, albo na bunkry. Ale najpierw do sklepu po cytrynadę i kapustę kiszoną z beczki. W razie, gdybyśmy utknęły w ruinie na dłużej. Dopiero później dziewczyny zaczęły wymyślać jakieś gry w gumę i inne nudziarstwa. W gumę grałam najgorzej ze wszystkich i za każdym razem przeżywałam upokorzenie. Ale nie odważyłam się wyłamać z grupy.
Jak się tak zastanowić, to w wielu "systemowych" aktywnościach fizycznych byłam strasznie lewa, a wf w podstawówce, to była trauma. W bieganiu plasowałam się w ścisłej końcówce, a tortury w postaci skoków przez kozła, skrzynię i takie inne gówna śnią mi się do dziś. To musiał jakiś niespełniony pruski generał z zimnego chowu wymyślić, albo inny czekista. To znaczy - te ćwiczenia ogólnie mogą mieć sens, ale kazać je wykonywać każdemu dziecku, bez względu na kondycję, warunki i nastawienie psychiczne? Uzależniać od wyników ocenę, narażać na urazy, wyśmiewanie i permanentny stres?
A dokładnie w tym samym czasie śmigałam z tatą po górach niemal w każdy weekend, świetnie też jeździłam na nartach. Siłę w nogach i kondycję miałam niesamowitą, dlaczego z tego nikt mi nie wystawiał ocen? Kretynizm.
Nasz system edukacji jest starszy od Twierdzy Kraków i jestem szczęśliwa, że mój młodszy syn kończy ją w tym roku. Co z tego, że niektórzy nauczyciele robią co mogą, jeśli poza pewne ramy w szkołach publicznych po prostu wyjść nie mogą? I lepiej nie będzie, sądząc po "szefostwie".
No, lekko się zagotowałam. Są tematy, które niezmiennie podnoszą mi ciśnienie. Poza tym od trzech dni mam, jakby to ładnie ująć, nerwa.
A zapowiadało się tak miło, właśnie miałam pisać o wiewiórkach i innych duperelach.
Tak, spotkałam wiewiórkę na bunkrach. Strasznie była znerwicowana i ciężko było złapać coś więcej, niż jej zadek. Zachowywała się dokładnie jak wiewiór z Epoki Lodowcowej.
Wreszcie znalazła prowiant i trochę się ogarnęła.
Ale jak wskoczyła na gałąź żeby zjeść, to znowu pokazała mi tył. I łypała złym okiem.
To ją obeszłam...
...aż jej orzeszek wypadł z wrażenia.
Zeskoczyła, odnalazła zgubę i wspięła się tym razem wyżej. Tam się chyba czuła bezpieczniej.
W międzyczasie namierzyłam słuchowo dzięcioła, zrobiłam kilka rundek pomiędzy dwoma drzewami zanim znalazłam gagatka. Siedział bardzo wysoko.
Ze względu na swoje rozmiary lasek nie jest dobrym miejscem do nabijania kroków, więc poszłam nad Zalew Zesławice. To też źródło wspomnień z dzieciństwa, ale już nie będę się w nie zagłębiać. Zacznie się miło, a potem poleci, jak wcześniej 😅
Kiedyś przychodziłam tu bardzo często, teraz obmyślam inne kierunki i jakoś nie ma okazji. Poza tym tuż obok budują S7 i nie chcę tego oglądać. Póki co burzą domy, likwidują ogródki działkowe i ryją tuż obok zbiornika. A potem będzie beton, beton, beton, spaliny i hałas.
Udaję, że nie widzę bajzlu i skupiam się na tym, co jeszcze nietknięte.
Nasza Dłubnia.
I zbiornik, przedzielony groblą. Bardzo już tęsknię za zielonym. Takim porządnym, bujnym.
Nonszalanckie mewy na błotnej plaży i dwa nerwusy w kolorze czarnym. Jestem ciekawa, co to za ptaszki, przezabawne były. Mewy leniuchy prawie się nie ruszały, a te czarne się uwijały pomiędzy nimi, jak akwizytorzy.
Same nerwusy dzisiaj - wiewiórka, ptaszki i ja.
Właśnie sobie przypomniałam, że gdzieś za zalewem stoi nieczynna cegielnia. Nie jest bardzo stara (lata 50-te XX wieku), ale unikatowa. Główny budynek to duży, ceglany okrąglak nakryty żelbetonową, obrotową kopułą. Oglądałam niedawno materiał na YT nagrany z jego wnętrza, ma niesamowitą akustykę! Mieści się tam jakiś magazyn, czy hurtownia, prywatna firma w każdym razie. Może zbiorę się na odwagę, żeby tam pójść i załatwić sobie zwiedzanie w środku.
Tak, jak uczył mnie dawno temu mój pięcioletni syn, gdy negocjował z obcym dorosłym miejsce pod oknem w tramwaju: Widzisz mamuś? Wystarczy zapytać!
Do takiej szkoły trzeba chodzić.
Tak... Przed lekcją w-f czasami bardziej się stresowałam niż przed matematyką 😉
😉
Ruda najwyraźniej w szoku, że wiosna przyszła. Wciąż pewnie niedowierza.
WF to był jakiś koszmar, i ta hierarchia społeczna formująca się w trakcie doboru drużyn... Dopiero w liceum trafiłem na kogoś bardziej kreatywnego niż "macie piłkę i grajcie". Okazało się, że da się zrobić w ciekawy sposób i z poszanowaniem indywidualnych uwarunkowań. Nawet nauczyłem się stać na rękach przy ścianie.
Congratulations, your post has been added to Pinmapple! 🎉🥳🍍
Did you know you have your own profile map?
And every post has their own map too!
Want to have your post on the map too?