W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.
(...)
Dante Alighieri, Boska komedia
Posłuchałem ostatnio ciekawego nagrania z pogranicza psychologii. Mówi ono o wchodzeniu w wiek średni i zyskiwaniu nowej świadomości. Doświadczaniu pewnego rodzaju przebudzenia po przekroczeniu 40 roku życia. Warto go posłuchać – umieszczam link na dole wpisu.
Słowa z tego nagrania do mnie trafiały, ponieważ odczuwam pewien etap w swoim życiu podobnie. Dzielę swoje dotychczasowe życie na dwa etapy – świadome i nieświadome (czy nie do końca świadome, trochę jak w półśnie). Punkt tego przełomu umieszczam jednak wcześniej niż w omawianym materiale – gdzieś między 33 a 36 rokiem mojego życia (piszę te słowa mając lat 44). Tutaj znajduję zbieżność z Dantem, który swoją powieść rozpoczął pisać właśnie w wieku 35 lat (w roku 1300), zaczynając tymi charakterystycznymi słowami, które symbolizują przełom dojrzałości w życiu ludzkim. Następuje wówczas moment, w którym zamiast iść utartą ścieżką – wydeptaną przez innych – narzucającą pewien kierunek i ograniczającą, zaczynasz iść swoją drogą. Świadomie. Nawet jeśli masz kroczyć taką samą drogą, to teraz faktycznie ją zaczynasz widzieć. Widzisz otoczenie, dostrzegasz jego szczegóły, widzisz swoje stopy, a to przystajesz, a to przyspieszasz. Odkrywasz siebie na nowo. Być może skaczesz w gąszcz po boku drogi i wychodzisz pokrwawiony kolcami, ale być może z kwiatem paproci w dłoni. Może z zaledwie mieczem pokrzywy. Niektórzy nazywają to kryzysem wieku średniego.
Mój Dziadek w swoich wspomnieniach też odnotowuje podobny moment. Ma wówczas 40 lat i właśnie wraca do kraju z Laosu, gdzie pracował jako członek międzynarodowej komisji pokojowej.
Do kraju powróciłem 14 lutego 1964 roku. Po okresie dwumiesięcznego urlopu, 15 kwietnia wróciłem do pracy w Studium Wojskowym. (...) Rok 1964 był jeszcze pozytywny, jednak ja się zmieniłem — stałem się bardziej dojrzały oraz zacząłem się bardziej przysłuchiwać i przyglądać wszystkiemu.
Taki moment, w którym otwierają się człowiekowi oczy. Moment, w którym zaczyna się lepiej rozumieć świat wokół siebie, relacje, układy. Ale też widzi się jakoś wyraźniej. Bardziej się myśli o motywach postępowania ludzi, ale też bardziej przygląda się różnym sprawom, ideom, ale i zwykłym rzeczom, jak układ przedmiotów w przestrzeni czy faktura powierzchni. Alegoria czerwonej pigułki z filmu Matrix też tutaj nieźle pasuje. Zastanawiam się jednak, czy to przebudzenie, o którym piszę, dotyczy wszystkich ludzi. Może tylko nielicznych. Obcując z ludźmi mam wrażenie, że większość z nich jest całe życie takimi samymi „lunatykami”. A może każdy ma przebudzenie na miarę własnych możliwości? Z drugiej strony zdarza mi się czasami rozmawiać z ludźmi bardzo młodymi, ale o zaskakująco dużej wiedzy, przenikliwości i świadomości. Oni wydają się już od początku funkcjonować na innym poziomie świadomości. Tacy ludzie są jednak nieliczni.
U mnie przełom wynikał z wcześniejszego doświadczenia życia na własny rachunek i rozbicia się o pewną ścianę. To samodzielne materialnie życie rozpocząłem dość późno, bo w 25 roku życia, ponieważ zmieniałem kierunek studiów parokrotnie. Doświadczenie to było rozczarowujące, ponieważ okazywało się, że nie da się żyć na własny rachunek z uczciwej pracy w XXI wieku w wolnym jak by się zdawało, kapitalistycznym kraju. Żyć na własnych zasadach, nie biorąc jałmużny. Wielu moich znajomych sobie radziło lepiej, bo np. dostali mieszkanie po babci, a mamusia kupiła im samochód. Co weekend u rodziców – wykarmieni, obkupieni w ubrania czy inne rzeczy. Ja nie chciałem być zależny od innych, bo to zawsze jest tak, że jeśli ktoś ci coś daje, to wywiera pewną presję. Chciałem mieć to uczucie pełnej niezależności, dlatego z lichej pensji pracownika sklepu fotograficznego (początek mojej kariery) opłacałem wynajęte mieszkanie wspólnie z moją dziewczyną, a później żoną. I każdy zakup, każdy wydatek. Ona zresztą miała identyczne podejście do sprawy. To była jednak misja „impossible” mimo sprawnego „budowania kariery” przeze mnie i zdobywania coraz lepiej płatnych posad po drodze. W efekcie tych prób życia na własny rachunek, zabrnęliśmy w długi i ostatecznie w 2014 roku, w wieku chrystusowym, zdecydowałem się wyjechać z kraju, co mnie finansowo uratowało, mimo że oznaczało głęboką redukcję zawodową.
Lata 2010-2016 obfitują u mnie w wydarzenia, które mocno mnie kształtują i pogłębiają moją świadomość. Zaczynam się interesować polityką. Pamiętam wielkie wydarzenie jakim był Kongres Nowej Prawicy i przemówienia tam wygłoszone, m.in. profesora Wolniewicza. Odkrywam i czytuję Najwyższy Czas! Zaczynam rozumieć, jak polityka kształtuje naszą rzeczywistość i że coś zostało nam zabrane. Włączono wielki hamulec po 2000 roku i tak jak w latach 90 naszym doświadczeniem było coraz lepsze życie każdego roku, tak po 2000 pojawia się stagnacja i bezrobocie. Więcej w ten temat się nie będę tu zagłębiał, bo tej tematyce poświęciłem konto @dysydent.
W 2003 roku, w przerwie między zmianą kierunków studiów chciałem znaleźć jakąś dorywczą pracę w Tarnowie (tam już zaczęła studia moja narzeczona, a ja się na nie wybierałem). Nie dało się. Nie było pracy. Ostatecznie przez miesiąc czy dwa „pracowałem” jako kontroler biletów, ale warunki były takie, że wyciągnąłem z tego mniej niż 100 zł. Oferty pracy zamieszczane w lokalnej gazecie (tak się kiedyś szukało pracy - w necie ich nie było) stanowiły małą rubryczkę nawet nie na pół strony.
W 2011 roku odkrywam bitcoina. Mimo chronicznego braku środków finansowych przerabiam swój komputer na koparkę i kupuję dość drogą kartę graficzną. Wszyscy się pukają w czoło – jakieś internetowe pieniądze, co za bzdura. Właściwie tylko jedna osoba – mąż szwagierki (w dawnej polszczyźnie „paszenog”) – rozumie, gdy mu tłumaczę, o co w tym chodzi. Wykopuję w sumie około 100 bitcoinów, z czego znaczną większość w 2011 roku i potem je sprzedaję na kolejnych górkach (najwięcej w tej, która urosła do 30$ z 3$, ale trochę też po 300$ i nawet odrobinę po 3000$), co mi ratuje budżet. Mam wówczas z krypto równowartość kilku dodatkowych pensji.
Muszę też zaznaczyć, że bardzo budujące poznawczo były dyskusje, które toczyliśmy z pierwszą żoną. Bardzo często dotyczyły one kwestii fundamentalnych, idei takich jak prawda czy piękno. Nie wiem czy bez tych rozmów doszedłbym to takiego poziomu świadomości, jaki mam obecnie.
Ostatecznie jednak zaczynam dostrzegać, że mam na ogół odmienne zdanie od innych ludzi i czas za każdym @#*#^&$^ razem pokazuje, że to ja miałem rację, a nie inni – starsi, bardziej doświadczeni, mądrzejsi jak by się zdawało, czy bardziej wygadani. Odkrywam, że moją słabością jest uleganie presji innych, wycofanie się zamiast walki. Tracę między innymi możliwość dostania dobrej posady, bo nie byłem dość aktywny w artykułowaniu swoich racji i zamiast mnie dostaje ją mniej zdolna, ale bardzo wyszczekana i młodsza ode mnie dziewczyna. To sprawia, że po jakimś czasie dokonuję pewnej ewaluacji i całkowicie zmieniam ten aspekt mojej osobowości. Wychodzę z ciemnego lasu silniejszy i bardzo pewny siebie. Niektórzy teraz nawet mówią, że za bardzo...
Kolejną sprawą, która na mnie mocno wpływa jest rozpad naszej skomplikowanej relacji z pierwszą żoną i rozwód. Z racji, że cieniem na ten związek padały zaburzenia i choroba psychiczna żony, to rozstanie jest też pewnego rodzaju terapią i dla mnie. W nowym życiu potem ożenię się ponownie i będę miał syna. Tymczasem jednak w latach 2014-2016 finalizuję tę moją przemianę. Doszlifowuję pewne poglądy, dokształcam się – życie w Norwegii temu sprzyja, mam wreszcie czas i siłę czytać. Buduję bazę wiedzy dla mojego światopoglądu. Przerabiam m.in. Austriacką Szkołę Ekonomii, czytam Misesa, Rothbarda, Hayeka i Friedmana (on nie jest z ASE, ale też zbieżny w wielu kwestiach). Potem Kahneman, Taleb i inni, ale i sporo porządnej, mądrej publicystyki. Rozumienie rzeczywistości wchodzi na inny etap. Wreszcie odkrywam któregoś dnia, że patrzę na świat jakoś inaczej – bardziej świadomie, bardziej zwracam uwagę na to, co widzę, zapamiętuję szczegóły. Lepiej rozumiem siebie i innych.
(...)
„Śniła się zima...” Zbiegłem z twoich kolan,
By cały w płaczu dopaść wprost do Diabła,
Zatopić płacz swój w przepoconych kudłach.
Uniósł mnie w łapach piekarskich — nad rogi —
Ja, podniesiony, ujrzałem świat inny,
I Was inaczej — i lęk swój inaczej.
(...)
Stanisław Grochowiak, Sen (II)
Congratulations @waryszak! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 2250 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP