Mój tekst został nagrodzony I miejscem w IV edycji konkursu na esej Instytutu Misesa (w kategorii esej publicystyczny). Starałem odnieść się do trzech błędów, które często są popełniane w dyskusji nad rynkową służbą zdrowia:
- Zakładanie obecnych cen w kalkulacjach dotyczących całkowicie prywatnego rynku usług medycznych.
- Zakładanie, że w ramach systemu dobrowolnych wymian będziemy potrzebować takiej samej ilości usług medycznych, jakiej potrzebujemy aktualnie.
- Zakładanie, że wraz z wprowadzeniem w służbie zdrowia systemu rynkowego siła nabywcza pacjentów pozostanie na dzisiejszym poziomie.
Regulamin konkursu ograniczył długość tekstu to 12 000 znaków (ze spacjami), dzięki czemu można go przeczytać naprawdę bezboleśnie. Chcętnie zobaczyłbym krytyczne, ale jednocześnie merytoryczne komentarze, dzięki którym mógłbym poprawić swoje zrozumienie tematu.
Teksto można przeczytać na stronie Instytutu Misesa lub w wersji pdf
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
http://mises.pl/blog/2018/04/16/rozynek-czy-stac-nas-na-rynkowa-sluzbe-zdrowia/
Trochę utopijna wizja służby zdrowia. Każdy przez taki etap przechodzi, że wszystko jest albo czarne albo białe, ale nie da się całkowicie wyeliminować państwowej opieki zdrowotnej. Chociażby wypadek komunikacyjny, wypadek w zakładzie pracy, zawał czy inne nagłe pogorszenie stanu zdrowia wymagające natychmiastowej pomocy medycznej i wezwania karetki.
A już kompletnie nie zgadzam się z tym, że ochrona patentowa w farmacji jest niepotrzebna... Socjalizm w czystej postaci. Ktoś ciężko pracuje przez kilkanaście lat, poświęca ogromne pieniądze, żeby poprawić stan zdrowia jakiejś niedużej grupy chorych i według Ciebie nie dostanie ochrony patentowej. Zaraz na gotowe wejdą inne firmy ze swoimi lekami generycznymi, które będą tańsze, bo firma nie poniesie kosztów badań i rozwoju nowego leku. Po co więc pracować nad nowymi lekami skoro z punktu widzenia firmy jest to kompletnie nieopłacalne? Niech Ci chorzy umrą, bo i tak to jest mała grupa, albo lepiej sobie poczekać, niech ktoś inny poniesie koszty, a my wszystko dostaniemy za darmo. Podatnicy i państwo chcą ochronić takie grupy społeczne, dlatego do takich leków dopłacają, gdyby nie ochrona życia za wszelką cenę, to żadnego postępu w medycynie by nie było.
Nie wiem czy korzystałeś z jakichś źródeł (bo nie ma ich nigdzie podanych), ale przed podjęciem takiego tematu dobrze byłoby poczytać i dowiedzieć się jak coś działa, a potem próbować dyskutować. Polecam np. książkę - Farmakoekonomika dla studentów i absolwentów akademii medycznych E. Orlewska, E. Nowakowska lub inną fachową literaturę.
Przede wszystkim cieszę się, że pojawił się komentarz do mojego tekstu. Oczywiście, każdą wizję zmiany panującej rzeczywistości można nazwać utopijną - to tylko epitet, który niewiele wnosi do dyskusji i trudno z takim subiektywnym twierdzeniem racjonalnie dyskutować.
"Każdy taki etap przechodzi, że wszystko jest czarne albo białe (...)" - z tym również trudno dyskutować, ale oczywiście to słuszne spostrzeżenie. Jeśli czyjeś młodzieńcze poglądy, są jedynie emocjonalnym zrywem, a nie teorią przemyślaną, racjonalną, opartą na pewnej bazie przeczytanych książek to jego poglądy bardzo szybko się zmienią wraz z wiekiem, własnym partykularnym interesem itd.
"(...) nie da się całkowicie wyeliminować państwowej opieki zdrowotnej." - to jest teza o której rzeczywiście możemy dyskutować i na której gruntownym zbadaniu mi zależy. Proszę jednak zwrócić uwagę, że spostrzeżenie o tym, że mogą zdarzyć się sytuacje losowe wcale tej tezy nie rozstrzyga. Z przesłanki nie wynika wniosek. Tak naprawdę wszystkie zdarzenia, które przytoczyłeś mogą zdarzyć się każdemu z nas i należy je uwzględnic w rozważaniach. Żeby radzić sobie z sytuacjami losowymi potrzebne są oczywiście ubezpieczenia, które będą jednorazowe ryzyko zdarzenia węższej grupy osób rozkładać pomiędzy wielu ludzi uiszczających składki regularnie.
"Po co więc pracować nad nowymi lekami skoro z punktu widzenia firmy jest to kompletnie nieopłacalne?"
Oczywiście na rynku istnieją silne zachęty do innowacji. Można tu przywołać prace na temat tzw. przewagi pierwszego gracza (firs move advantage). Temat rynku farmaceutycznego jest oczywiście również temat na osobny artykuł i osobną dyskusję.
Za pewną wskazówkę dotyczącą rozważań na temat praw patentowych uważam teorię etyczną. Nie chciałbym, żeby ten komentarz przerodził się w osobny artykuł dlatego odsyłam do innych tekstów.
" Po co więc pracować nad nowymi lekami skoro z punktu widzenia firmy jest to kompletnie nieopłacalne?"
Klucz do odpowiedzi leży w gruntownej, a nie tylko powierzchownej odpowiedzi na pytanie o to dlaczego pewne rzeczy są nieopłacalne.
Aspekty etyczne związane z prawami własności intelektualnej można zgłębić tutaj:
https://stanislawwojtowicz.pl/2016/01/infoanarchizm/
Tutaj moje teksty o rynku farmaceutycznym. Chętnie zobaczyłbym merytoryczne uwagi, komentarze i teksty uzupełniające luki w moim rozumieniu tematu.
https://etatyzmwmedycynie.wordpress.com/2016/11/22/recenzja-ksiazki-zle-leki-jak-firmy-farmaceutyczne-wprowadzaja-w-blad-lekarzy-i-krzywdza-pacjentow-bena-goldacre/
https://etatyzmwmedycynie.wordpress.com/2016/12/03/dallas-buyers-club-wedlug-miltona-friedmana/
https://etatyzmwmedycynie.wordpress.com/2016/12/19/kto-odpowiada-za-braki-lekow/
Nie podałem źródeł ze wględu na formę tekstu i formułę konkursu - jest to tekst publicystyczny. Akurat z Orlewskiej nie korzystałem, ale korzystałem za to z: "Ekonomika zdrowia" Getzen, "Od ekonomii do ekonomiki zdrowia" Stanisława Golinowska,"Ekonomia sektora publicznego" Stiglitz, "Wolny wybór" Milton i Rose Friedman, "Medical licensing. An Obstacle to Affordable care" Shirley Svorny, "Envisioning a free market in healthcare" Shansberg i wielu rozmaitych artykułów, które, jeśli jest Pan zainteresowany, mogę podesłać. Niestety cześć fachowej literatury po prostu nie uwzględnia nowych prądów ideowych - dlatego temat jest tak interesujący.
Szkoda, że na podstawie krótkiego artykułu (do 12 000 znaków) pojawiło się założenie, że nie czytałem, ani nie dowiadywałem się, a więc forma argumentu ad personam. Zawsze bardziej sobie cenię merytoryczne argumenty, znalezienie logicznego błędu w treści tekstu - za takie zawsze jestem wdzięczny, bo przyczyniają się do lepszego zrozumienia tematu.
Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie twierdzę, że cała służba zdrowia powinna być państwowa i wszystkie koszty leczenia powinny być refundowane. Są sektory opieki zdrowotnej, które sobie dobrze radzą na wolnym rynku np. stomatologia. Zabiegi nie zagrażające życiu i niektóre leki powinny znajdować się w sektorze prywatnym. Profilaktyka (badania, szczepienia) i konsultacje lekarskie również, ale w jakiejś części powinno dopłacać do tego państwo, bo w naszym interesie powinno być zachęcanie do profilaktyki, gdyż koszty leczenia są o wiele wyższe niż wczesne rozpoznanie choroby. Ostatecznie i tak państwo ani najlepsza polisa ubezpieczeniowa nie ochronią nikogo przed kosztownymi następstwami źle rozpoznanej, nie leczonej choroby. Natomiast ochrona życia jest wartością najwyższą dla mnie jako przedstawiciela zawodu medycznego. Nie wyobrażam sobie, że nie pomógłbym osobie w ciężkim stanie, gdyby jej ubezpieczenie tego nie obejmowało. Nie wszystko w życiu da się przewidzieć i od tego ubezpieczyć, nie wszystkie choroby są skutkiem niezdrowego trybu życia. W stanach nagłych konieczna jest szybka pomoc bez względu na koszty.
Mam wrażenie, że trochę emocjonalnie podeszdł Pan do lektury tekstu i być może niepotrzebnie zaszufladkował. Na pewno ma Pan jak najlepsze intencje, ale naprawdę zachęcam do ponownej lektury tekstu, być może przeczytał Pan nieco zbyt powierzchownie, być może ja pewnych rzeczy nie doprecyzowałem.
"Profilaktyka (badania, szczepienia) i konsultacje lekarskie również, ale w jakiejś części powinno dopłacać do tego państwo, bo w naszym interesie powinno być zachęcanie do profilaktyki(...)"
Oczywiście jestem wielkim zwolennikiem profilaktyki. Oczywiście profilaktyka zwyczajnie się opłaca, o wiele lepiej i taniej(!) jest zapobiegać niż leczyć. Moja teza jest jednak taka, że poprzez szereg rozmaitych interwencji państwo zlikwidowało istotne mechanizmy, pewien sponaniczny, naturalny ład, w którym - jak staram się wykazać w tekście - firmy ubezpieczeniowe miałyby silną zachętę ekonomiczną do propagowania profilaktyki, a także stosowania takich umów, żeby silnie zniechęcać do działań, które w przyszłości mogłyby wygenerować koszty zdrowotne. Podsumowując, z profilaktyką mamy problem właśnie dlatego, że zajmuje się nią państwo, które nie radzi sobie z dokonywaniem kalkulacji ekonomicznej i racjonalnym alkokowaniem zasobów.
"Nie wszystko w życiu da się przewidzieć i od tego ubezpieczyć"
Właśnie dlatego, że nie wszystko da się przewidzieć istnieją ubezpieczenia, które są niezwykle istotną metodą rozkładania ryzyka, obok których Getzen w "Ekonomice zdrowia" wyróżnia jeszcze: oszczędności, realacje rodzinne i przyjacielskie i dobroczynność. Oczywiście istnieje szereg problemów takich jak: pre-existing conditions, negatywna selekcja i inne.
"nie wszystkie choroby są skutkiem niezdrowego trybu życia." tutaj oczywiście pełna zgoda, ale spora część jest i niekoniecznie musi chodzić o niezdrowy tryb życia ogromne znaczenie ma przestrzeganie zaleceń lekarskich, kontrowolanie rozmaitych parametrów, regularne wykonywanie badań itd. Według raportu kanadyjskiego ministra zdrowia Marca Lalonda (A New Perspective on The Health of Canadians) styl życia odpowiada aż za 50% wpływu na zdrowie - naprawdę odsyłam do tekstu.
"Nie wyobrażam sobie, że nie pomógłbym osobie w ciężkim stanie, gdyby jej ubezpieczenie tego nie obejmowało (...) W stanach nagłych konieczna jest szybka pomoc bez względu na koszty." Ja też nie i zgadzam się z ostatnim zdaniem.
Pozdrawiam
Problem z profilaktyką jest taki, że państwo i obywatele nie dostrzegają powagi sytuacji. Profilaktykę traktuje się jak zło konieczne, co prawda dość spora ilość badań przysługuje każdemu raz do roku, ale nie ma obowiązku robienia badań i to jest największy błąd. Gdyby zakład pracy wysyłał przymusowo pracownika na badania, można by wiele chorób wykryć zdecydowanie szybciej i im zapobiec lub zmniejszyć koszty leczenia. Jeśli już chcemy ciąć gdzieś koszty opieki zdrowotnej to właśnie w taki sposób. Może przez pierwsze kilka lat koszty opieki zdrowotnej by wzrosły, bo mamy osoby już chore i większe nakłady na profilaktykę, jednak korzyści w przyszłości byłyby o wiele wyższe. I warto tu zauważyć, że z punktu widzenia pracodawców też jest to pożądane - całkowite koszty leczenia to nie tylko koszty leków i hospitalizacji, ale też nieobecność takiej osoby w pracy, czy wypłacanie przez państwo renty.
Kończąc powoli tą emocjonalną dyskusję (trudno opanować emocje skoro coś Cię bezpośrednio dotyczy), mam nadzieję, że oboje coś z tej wymiany zdań wyniesiemy. Nie jestem żadnym ekspertem, to co piszę to są moje subiektywne odczucia i doświadczenia. Po prostu każde społeczeństwo jest inne i nie wszędzie się sprawdzają te same modele. Nie po to ludzie walczyli z XIX-wiecznym kapitalizmem, żeby teraz znowu do tego wracać. Oczywiście jestem za zmianami i prywatyzacją opieki medycznej ale nie całkowicie, są takie sektory, których sprywatyzowanie nie pomoże a wręcz zaszkodzi jeszcze bardziej. Możesz się nie zgodzić, z racją jest jak z d... każdy ma swoją ;) Jako, że temat szeroko pojętego zdrowia i medycyny jest mi bliski z chęcią będę czytał Twoje wpisy, fajnie że próbujesz coś poprawić w polskiej służbie zdrowia.