Opowieści o zwiedzaniu Kalisza ciąg dalszy.
Bo jeżeli myśleliście, że jedna atrakcja turystyczna zaspokoiła mój głód wrażeń, to mnie nie doceniliście. :-)
Po pysznym obiedzie udaliśmy się w kierunku plant, ponieważ tam przystanek mają zabytkowe autobusy.
Wybór jednego z nich nie jest prosty, ponieważ dokonuje się on nie tylko pomiędzy kwestiami, którego kolor bardziej pasuje do mojej torebki, bądź też czy wolę ten z dachem, żeby nie zepsuł mi fryzury, czy bez dachu by poczuć wiatr we włosach... Autobusy mają inne trasy tematyczne! A w każdym z nich czeka na nas miły przewodnik, aby napełnić naszą głowę wiedzą.
Tym razem wybraliśmy czerwony, a wraz z nim trasę do kaliskiego schronu atomowego. Nawet nie wiedziałam, że taki istnieje w Kaliszu, a już tym bardziej, ze można go zwiedzić.
Pierwszy raz miałam okazję jechać tak starym autobusem i już na wejściu byłam zachwycona wnętrzem, choć wiem że jest odnowiony i pewnie gdy służył codziennym przejazdom obywateli, tak pięknie się nie prezentował. Komfort jazdy był...osobliwy, nie pamiętam czy kiedyś coś tak mną wytrzęsło, posiadał za to manualną klimatyzację, czytaj: ktoś wcześniej ręcznie otworzył lufciki na dachu.
Pierwszy przystanek mieliśmy na ulicy Chopina przy dawnej fabryce fortepianów Calisia, której budynki już nie służą pierwotnym celom. Kilka lat temu wykupił je inwestor i aktualnie remont zbliża się ku końcowi, a finalnie ma się tam podobno znaleźć hotel oraz pomieszczenia biurowe i użytkowe. Ruszyliśmy w drogę przy akompaniamencie silnika wiekowego samochodu marki San i już po kilku chwilach znaleźliśmy się na osiedlu domków jednorodzinnych. Zdziwiona wielce, rozglądając się za jakąś zbrojoną budowlą, która przypominałaby bunkier z moich wyobrażeń, kompletnie zapomniałam o robieniu zdjęć! A co się okazało, wystarczyło przejść parę metrów w cieniu pięknie pachnących lip, by naszym oczom ukazał się piętrowy dom jednorodzinny, przed którym czekał na nas gospodarz. Myślę, że wyraz rozczarowania był widoczny wtedy na mojej twarzy, no bo jak to, schron w zwykłym domu, toż to jakaś lipa! Na szczęście czekała mnie miła niespodzianka. Dom to był tylko kamuflaż, schron liczący ponad 500 metrów kwadratowych, znajdował się pod budynkiem i ogrodem. My wchodziliśmy do niego zjazdem transportowym. Pierwsze pomieszczenie wyglądało jak zwykły garaż...i tak właśnie miało wyglądać.
W tym miejscu przewodnik przybliżył nam kilka danych; oprócz wielkości obiektu, dowiedzieliśmy się, że powstał w latach sześćdziesiątych na wypadek ataku atomowego i mógł dać schronienie 40 osobom na czas dwóch tygodni. Pewnie jak się domyślacie, nie chodziło tu o statystycznego mieszkańca Kalisza, a o przedstawicieli władzy i najważniejsze osoby w mieście.
Schron posiada centralne ogrzewanie (rocznie potrzebuje około 60 ton opału), agregat prądotwórczy, sprawny system wentylacyjny, oraz centralę przewodową.
Schron był przez kilka lat nieużywany, a po przekazaniu go miastu, wysprzątano go i odświeżono by udostępnić go zwiedzającym. Jednocześnie przewodnik podkreślał nam, że jest on najlepiej zachowany w Polsce, wszystkie sprzęty są oryginalne i pomieszczenia wyglądają tak jak przed laty.
budki telefonistek
Na powyższym zdjęciu widzimy mapkę byłego województwa kaliskiego, na którym każde miasto zaznaczone jest trzema lampkami w różnych kolorach. Można je było zapalać w różnych konfiguracjach, a każda zapewne coś oznaczała, być może stopień zagrożenia, albo skażenia. Tej kwestii przewodnik nie umiał nam wyjaśnić. Ale zabawa z zapalaniem była przednia. A do zabawy służył panel sterowania.
Oczywiście w takiej sytuacji kryzysowej potrzebne było miejsce, gdzie kaliscy dygnitarze będą debatować nad tym jakie kroki przedsięwziąć i po temu służyła im duża sala narad z ogromnym stołem, do której zajrzałam wcześniej przez okno z sali telefonistek.
Kryzys atomowy minął, schron pozostał. Przewodnik troszkę żartem powiedział, że przed żoną też można się tam schować, bo telefony komórkowe nie mają zasięgu. Kto wie, może i ten schron służył troszkę do celów rekreacyjnych dla byłych władz wojewódzkich, skoro wojna atomowa już przestała majaczyć na horyzoncie, a przecież szkoda, żeby tyle metrów kwadratowych stało nieużywane...
W drodze powrotnej przewodnik pokazał nam jeszcze, przez szybę autobusu, kilka ciekawych budowli, które kiedyś miały inne przeznaczenie. Będę musiała poszperać, żeby się o nich czegoś więcej dowiedzieć.
A na zakończenie cudownej wycieczki, oczywiście pyszne lody z Caffe Uno/Lody Italia :-)
Tekst pisany na podstawie tego, co zapamiętałam ze słów pana przewodnika. Zdjęcia własne. Żaden z tekstów nie był sponsorowany przez gastronomię kaliską ;-)
Gratulacje! Twojej wysokiej jakości treść podróżnicza została wybrana przez @saunter, kuratora #pl-travelfeed, do otrzymania 100% upvote, resteem oraz podbicia całym trailem @travelfeed! Twój post jest naprawdę się wyjątkowy! Artykuł ma szansę na wyróżnienie w cotygodniowym podsumowaniu publikowanym na koncie @pl-travelfeed. Dziękujemy za to, że jesteś częścią społeczności TravelFeed!
Dowiedz się więcej o TravelFeed klikając na baner powyżej i dołącz do naszej społeczności na Discord.
Twój post został podbity głosem @sp-group-up oraz głosami osób podpiętych pod nasz "TRIAL" o łącznej mocy ~0.27$. Zasady otrzymywania głosu z triala @sp-group-up znajdują się tutaj, w zakładce PROJEKTY.
@wadera
Chcesz nas bliżej poznać? Porozmawiać? A może chcesz do nas dołączyć? Zapraszamy na nasz czat: https://discord.gg/rcvWrAD
Congratulations @agullax! You have completed the following achievement on the Steem blockchain and have been rewarded with new badge(s) :
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Fajna wycieczka - jest w niej wszystko, co lubię - ogórek, schron i lody :)
Do ogórków mam sentyment - jako dziecko w góry jeździłam takimi. W zimie to wiatr po nim hulał jak chciał - trza było w pełnym zimowym odzieniu siedzieć przez całą drogę, a i tak mną telepało. Ale to może od wstrząsów ;)
Pewnie od wstrząsów, bo ja to się tam prawie zagotowałam...😉
A tak poważnie, to fajna sprawa na okazjonalną wycieczkę. Podziwiam podróżujących nim niegdyś codziennie🙂
Ja sama to pamiętam już tylko te nowsze marki Autosan, Jelcz, a najbardziej lubiłam przegubowe Ikarusy, bo wtedy mogłam stanąć na środku i miałam mini karuzelę, jak autobus skręcał 😉