A nie jest to przypadkiem upraszczanie rzeczywistości? Taki sposób myślenia, który mówi że jeśli jesteś biedny to tylko i wyłącznie Twoja wina to moim zdaniem błąd poznawczy.
Załóżmy, że jesteś młodą osobą z warstwy najbiedniejszej. Czy sam sposób myślenia wyciągnie Cię z niej i nie sprawi, że staniesz się bogaty? Moim zdaniem nie. Może byłoby inaczej gdyby wszyscy mieli równe szanse. Ale tak nie jest. Żeby zarabiać kwoty, które pozwolą Ci inwestować musisz mieć dobrą pracę. Żeby mieć dobrą pracę, musisz zdobyć dobre wykształcenie, na które Cię nie stać. Albo/oraz musisz mieć kontakty i znajomości, których nie masz bo nie obracasz się w kręgach ludzi dobrze zarabiających. Jeśli jesteś ambitny i pracowity to i tak obciążają Cię twoja niezaradna życiowo rodzina bo będziesz spłacał ich długi lub pomagał im przetrwać najtrudniejsze chwile. Nawet jeśli się wypniesz na swoją rodzinę i będziesz pracował wyłącznie na siebie to nadal przez wiele lat nie będziesz w stanie inwestować (choćby w siebie) bo nie masz niczego z czym startują Twoi rówieśnicy z bogatszych warstw. Żadnych kursów językowych, wyjazdów zagranicznych, finansowania studiów, minimum rzeczy które są nam niezbędne do funkcjonowania (laptop, smartfon) czy choćby szans na własny kąt. Przez wiele lat musisz ścigać to materialne minimum, którzy inni już mają z urodzenia i nie wyobrażają sobie, że można żyć poniżej niego.
"musisz" ? to stereotyp. Różnica pomiędzy pokoleniami X,Y i Z oraz resztki BB jest tak duża, że czasem nie potrafimy zrozumieć własnych dzieci, że już nie wspomnę o relacjach z dziadkami, czy tez odwrotnie dziadkowie i wnuczęta. Z tą jednak różnicą, że wszystko dzieje się z taką prędkością, że wystarczy kilka lat poza trendem (np. kilka lat poświęconych na karierę zawodową, czy w sytuacji kobiet 2 letni urlop macierzyński) i nie jesteśmy w stanie już "dogonić" zmian. Dziś pokolenia BB, X oraz Y "utrzymują" ten świat. Jednak niedaleka przyszłość jest w rękach Z. Reprezentanci ostatniej grupy, pokolenia Z (oznaczane również jako C - od angielskich słów connect, communicate, change) - NIC NIE MUSZĄ!!! Jeżeli CHCĄ to to ZROBIĄ, cokolwiek, by to było. Ich plus to elastyczność, umiejętność błyskawicznego dostosowywania się do zmian, ale też, przy braku odpowiedniej motywacji odchodzenie od założonych planów i celów. Słowo "musieć" dla nich nie istnieje.
Jest to głęboki temat i spędziłem 15 lat pracując właśnie z tą grupą, więc rozwinę ten temat w przyszłych artykułach.
Dzięki #alcik za konstruktywną dyskusję na ten temat :-)
Nie wiem którego "musisz" to dotyczy (użyłem go ze cztery razy) ale zakładam, że ostatniego, czyli ścigania materialnego minimum.
Ja oczywiście rozumiem podejście minimalistyczne, sam staram się je stosować, ale jednak chodziło mi o takie minimum socjalno-materialne, które pozwala normalnie funkcjonować. Musisz mieć kąt gdzie możesz się przespać i w którym możesz się wykąpać. Musisz mieć komputer, żeby móc znaleźć pracę. Wiele osób z najbiedniejszych warstw startuje bez tego minimum. Żeby to lepiej było widoczne, wyobraź sobie osobę z małej miejscowości w której nie ma żadnego miejsca pracy, jeśli chcesz teraz inwestować część swoich zarobków, albo w ogóle mieć jakiekolwiek zarobki, to musisz znaleźć pracę w większym mieście albo za granicą (pomijając już takie drobiazgi jak to, że prawdopodobnie nie masz żadnych kwalifikacji). Pakujesz się więc i wyjeżdżasz i lądujesz na dworcu z walizką i startujesz od zera.
Te pokolenia co nic nie muszą, to nic nie muszą bo w zapleczu mają swoich staruszków, którzy w razie czego wyciągną niesfornego dzieciaka z każdej opresji. Ale to dotyczy tylko jego części, bo te pokolenia składają się również z wielkiej liczby ludzi z Polski B czy nawet z najbiedniejszych wielkich blokowisk dużych miast, dla których nie ma nadziei. Sami jej nie widzą i ja jej dla nich też nie widzę.
W zasadzie chodziło o każde "musisz", którego użyłeś :-) Jak Tobie się pracuje, gdy "musisz"? A jak, gdy "chcesz"/ "pragniesz", "masz motywację" do działania. Dla młodego pokolenia "marchewka jest lepsza od kija". Wioski z Polski B to, pomijając potężny potencjał, moim zdaniem teren jeszcze nie zdobyty. Sam prowadziłem oddziały swojej firmy w Białymstoku, Olsztynie, Lublinie, Radomiu i Kielcach - fantastyczne miejsca i ludzie. Szczerzy i uczciwi, jeśli tylko spotkają takiego samego przełożonego/szefa/lidera czy jakiejkolwiek użyjemy nazwy, to i jedna i druga strona będzie bardzo zadowolona. Nie przekreślajmy tego "dziewiczego" regionu naszego kraju :-)
Oczywiście, że idealnie jest mieć pracę, którą się kocha. Albo przynajmniej unikać pracy której się nienawidzi. Zgadzam się w 100%. Chcę tylko przekazać moją opinię, że często znalezienie takiej pracy jest luksusem na który wielu nigdy nie będzie mogło sobie pozwolić.
To są duże miasta. Ale jest cała masa ludzi, którzy mieszkają właśnie na wsiach czy w małych miastach i oni często nie mają żadnych szans na taką pracę, która pozwoli im inwestować - to czy mają szansę na wyjście z biedy?
Ja ich nie przekreślam. Tylko nie widzę tego czy i jak można to zmienić. Tyle. Może jestem pesymistą, albo za głupi/ślepy żeby zobaczyć, że wcale nie jest tak źle. Po prostu tego nie widzę. :-(