Dziennik #156/2023 - plany były ambitne

in #polishlast year


Źródło: Pixabay


Dzień dobry.

Muszę na samym początku pochwalić się, że podniosłam się z łóżka trzy minuty przed ostatnim budzikiem z czego jestem szalenie dumna. Jest to mały kroczek ku temu, żeby przestać nawalać drzemki jak szalona.

W pracy było znośnie. Okazało się, że nie muszę występować przed całą firmą co bardzo mnie ucieszyło. Niemniej jednak było parę misji, z którymi mogłam sobie lepiej poradzić dlatego dzień określę mianem znośnego. Po prostu. Popołudniu dowiedziałam się, że z pracy na taksówce nici i przyznam szczerze, że w pierwszej chwili bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Niestety mój optymizm trwał krótko, ponieważ okazało się, że nikt z moich bliskich znajomych w ten weekend nie ma czasu, aby się spotkać. Przykro mi z tego powodu, bo chciałam wykorzystać ten czas, aby nadrobić spotkania, ale pewnych obowiązków się nie przeskoczy. Szkoda, bo miałam plany naprawdę ambitne, a spełzło na niczym. Jak zawsze.

Popołudniu pojechałam na miting anonimowych narkomanów, żeby nie siedzieć sama w domu jak kołek i było spoko. Dawno się nie widziałam z chłopakami [byłam jedyną dziewczyną w grupie] i fajnie było ich zobaczyć w dobrej formie. Miting jak to miting wlał w serducho trochę ciepła i o to chodziło. Po mitingu chłopaki proponowali, żebym poszła z nimi coś zjeść na miasto, ale odmówiłam, ponieważ bardzo potrzebowałam porozmawiać ze sponsorką na temat mojego aktualnego stanu ducha. Tu oczywiście odezwał się dzisiejszy fart i jak dojechałam do domu to dostałam od sponsorki smsa, że nie da rady dzisiaj porozmawiać. Nie wiem co jest z tym dniem dzisiaj, ale czuję się jak jakiś odepchnięty przez wszystkich wyrzutek. Masakra.

Po powrocie do domu postanowiłam, że trochę posprzątam i oddam się uciechom cielesnym czyli jedzeniu lodów, ciastek i oglądaniu Peaky Blinders. Dzisiaj wymaga ode mnie dużo pokory, bo jestem naprawdę głęboko rozczarowana, że żadne z naprędce zrobionych planów nie da się zrealizować, ale mówi się trudno. Mimo wszystko postaram się cieszyć tym weekendem maksymalnie, bo kolejny taki prędko się nie trafi. Widocznie tak miało być, że mam po prostu odpoczywać w domu. Może jutro pójdę na rower, bo dzisiaj już późno, a ja nie mam oświetlenia.

Nie czuję się dzisiaj dobrze, ponieważ samotne, wolne weekendy nierozerwalnie kojarzą mi się z piciem i nie inaczej jest dzisiaj. Ciągnie mnie do alkoholu strasznie, ale nie zamierzam się poddawać. Niedługo stukną mi dwa miesiące abstynencji od alkoholu i kasyna i zamierzam dzielnie się trzymać na polu walki. Za dużo mam do stracenia. Lubię swoje trzeźwe życie nawet gdy odbiega ono od ideału.

Co przyniesie jutro zobaczymy. Dzisiaj Plemiona + Peaky Blinders + Monsterek + ciastka + lody. Dawno nie czułam się tak osamotniona i muszę coś z tym zrobić, zdecydowanie.

Do jutra.

Sort:  

Mówi się trudno i jedzie się dalej 💪💪💪

Przepiękny masz dziennik! Dzięki, że to pisałaś :)

Mam prezent za spokojny czas w domu!

Bienheureuse est une âme,
où nul vice n'a lieu,
qui jamais ne s'enflamme
que de l'amour de Dieu
et d'un desdain
rejette l'artifice
de la haute malice
de tout homme mondain.

Dziękuję, ciekawy utwór :)