Dziennik #17/2025 - regeneracja?

in #polish2 months ago

Dobry wieczór.

Pomimo ambitnych planów odpadam z @poprzeczka. Dzisiaj nie dałam rady, więc jutro nie dam rady tym bardziej, a to będzie moja trzecia zrzutka, więc niestety. Mimo wszystko jestem zadowolona z tej edycji i czekam już na kolejną, ponieważ moim celem jest pięcie się po szczebelkach klasyfikacji medalowej. Na medal nie mam szans, ale jakiś awansik może w końcu wpadnie.

Wstałam sobie koło 6. Dzisiaj miałam wolne ze względu na to, że miałam wizytę u psychiatry i zależało mi, aby odbyła się ona face to face, a nie przez teleporadę. Wstałam tak wcześnie, bo miałam cel, aby nabijać kroki, ale jakoś czułam, że to nie będzie mój dzień. Niby pospałam, ale czułam się jakaś taka zmęczona. Wiem, że wiecznie na to narzekam i wynika to z zaburzeń snu, ale nie tracę nadziei, że kiedyś będę spać jak normalny człowiek. Poszłam z psem na spacer, potem śniadanko i wyjazd na terapię.

Na terapii było mi ciężko. Rozmawialiśmy o duchowości. Duchowość to nie religia [chociaż też]. Duchowość to wszystko to, co nas identyfikuje jako ludzi: poglądy, zainteresowania, reakcja na piękno i sztukę, obcowanie z naturą i pogodzenie się ze śmiercią. No i tam inne elementy, mogłabym je do jutra wypisywać. Ogólnie temat bardzo ciekawy. Na koniec była rundka i się na niej popłakałam, bo miałam opowiedzieć o moim tygodniu, a mój tydzień był po prostu ciężki. Pękłam mówiąc o śmierci Andrzeja i tym, że cała ta sytuacja bardzo mocno odpaliła mi lęki przed śmiercią. Nie lubię o tym mówić, bo to jest tak silne, że mnie po prostu paraliżuje. Po kilku minutach udało mi się wrócić do żywych i usiadłam w poczekalni, żeby poczekać na wizytę u pani doktor. Było opóźnienie, ale nie zdenerwowało mnie to, bo siedziały ze mną dwie osoby z grupy i miło sobie rozmawialiśmy.

U pani doktor też pękłam. Długo rozmawiałyśmy i ogólnie wizytę oceniam bardzo pozytywnie. Wskazała mi kierunek pracy z dwubiegunówką. Tzn. wskazała mi najważniejszy kierunek: przestać uważać się za chorą i gorszą. Bo tak jest, że uważam się za kogoś gorszego niż zdrowy człowiek. Przedstawiła mi zupełnie inne spojrzenie na tę chorobę. Pokazała mi, że ona też może mieć plusy pod warunkiem, że to ja odpowiednio wykorzystam sytuację. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. To nie jest tak, że nagle na pstryknięcie palcami pojawiła się we mnie akceptacja, ale świeże spojrzenie myślę, że mi w tej akceptacji bardzo pomoże. Poza tym jest duży potencjał na to, że za jakiś czas będziemy zmniejszać leki co mnie bardzo ucieszyło. Niestety potwierdziła mi po raz kolejny, że na lekach będę do końca życia, ale jest szansa na to, że będą to minimalne dawki. Bardzo mnie to ucieszyło.

Po wizycie pojechałam na zakupy i wychodząc ze sklepu wpadłam na gościa, który jest mi bardzo bliski, ale przez jego ciągłe zapijanie od kilku miesięcy się do niego nie odzywałam. Teraz jest trzeźwy, więc porozmawialiśmy i bardzo się cieszyłam, bo bardzo, ale to bardzo mi go brakowało. Miły dzień, naprawdę.

Po powrocie do domu wypiłam kawę i szykowałam się do biegania. Mój plan zakładał bieganie nad jeziorem. Mam jezioro jakieś 10 minut jazdy samochodem od domu. Nie chodziło mi o bieganie po pagórkach czy cokolwiek tylko po prostu chciałam wykorzystać to, że mam wolny dzień i zrobić coś fajnego. Nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko. Nie wiem dlaczego, ale nogi kompletnie odmawiały współpracy. Niby biegłam swoim standardowym tempem czyli gdzieś tam trochę powyżej 10min/km, ale bardzo bolały mnie nogi. Oddechowo dawałam jeszcze radę, ale mięśnie mówiły dość. Nie bardzo wiedziałam czemu, przecież wczoraj miałam przerwę. Miałam cel, żeby przebiec jezioro dookoła, bo wydawało mi się, że to jest koło 3 km, ale się pomyliłam, więc po prostu po około 20 minutach zawróciłam i potruchtałam do samochodu. Generalnie swój cel zrealizowałam, bo celowałam w 30 - 40 minut ruchu, ale nie byłam zadowolona w ogóle.

image.png

image.png

image.png

Ogólnie co by nie powiedzieć to było miło. Lubię kontakt z naturą. Co prawda nie jest to optymalna pora roku jeśli chodzi o takie klimaty, ale dla mnie to nawet lepiej, bo nie mam z tyłu głowy lęku przed pająkami. Naładowałam oczy i serce widokami drzew i wody. Coś pięknego.

20250117_125834.jpg
Źródło: fotografia własna

20250117_125837.jpg
Źródło: fotografia własna

Wróciłam do domu zmęczona. Wykąpałam się i siadłam do obiadu. Zaczęłam jeść i zadzwoniła kierowniczka. Z trzy godziny gadałyśmy. Dużo dobrego się nasłuchałam na swój temat. Dużo też dała mi do myślenia, ale z racji tego, że to mój dzień wolny od pracy to postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Bardziej zmartwiło mnie to co pokazał mi zegarek.

20250117_185407.jpg
Źródło: fotografia własna

Nie rozumiem. Biegałam co drugi dzień, nie przemęczałam się, a tu takie wskazanie. Potem tak sobie pomyślałam, że w sumie bardzo słabo śpię, mam bardzo dużo stresu [nie wiem jak, ale Garmin to odczytuje] i może dlatego te wszystkie składowe złożyły się na ten wynik? Może za wcześnie na bieganie co drugi dzień i potrzebuję więcej regeneracji? Może ten ból mięśni podczas biegania to właśnie objaw tego przemęczenia? Z trudem podjęłam decyzję, że posłucham zegarka. Rano miałam plan, że jutro idę też biegać, a od poniedziałku ruszam z bieganiem w stałe dni tygodnia czyli poniedziałek, środa, czwartek, sobota. Postanowiłam jednak, że odpuszczam i jutro i niedzielę. Odpocznę, zregeneruję się i od poniedziałku ruszę do boju ponownie, a jak wskaźnik obciążenia treningowego znowu mi tak niebezpiecznie skoczy to po prostu będę eliminować bieganie w środę lub czwartek i do momentu poprawienia formy będę biegać trzy razy w tygodniu. Nie wiem czy robię dobrze czy może przesadzam..

Wiedziałam, że będę miała dzisiaj problem z przejedzeniem kalorii. Przez rozmowę telefoniczną za późno zjadłam obiad i nie zdążyłam go przetrawić na tyle szybko, żeby komfortowo zjeść objętościową kolację. A kolacja była wyjątkowa, ponieważ kupiłam dzisiaj w Biedronce na testy gotową mieszanką do pancake. Ja nie umiem robić dobrego ciasta do tych placków. Wliczyłam sobie całe opakowanie i już wiem, że to spokojnie są dla mnie dwa posiłki. No nie przejadłam. Połowę zostawiłam i wepchnę jutro. Albo w nocy, kto wie.

20250117_204151.jpg
Źródło: fotografia własna

20250117_204322.jpg
Źródło: fotografia własna

Pomimo tego, że rozkleiłam się na terapii to był dla mnie przyjemny dzień. Doświadczyłam dzisiaj dużo dobrego i jestem za to wdzięczna. I może czas najwyższy, żebym częściej zaczęła dostrzegać to dobro, bo ciągle tylko o coś skamlę zamiast skupić uwagę na pozytywach. Taki też mam charakter, więc radykalnie na pewno się nie zmienię, ale chcę nad tym popracować.

Jest dopiero 21:30, a ja jestem już padnięta [czyżby Garmin miał rację?], więc kończę swój jak zwykle przydługi wywód i idę spać.

Śniadanie: serek wiejski z jajkiem
Obiad: kasza gryczana z kurczakiem, fasolką szparagową i ogórkiem kiszonym
Przekąska: kefir
Kolacja: pancake na kefirze z bananem i skyrem
Woda: 2,5l
Kroki: 11k

Do jutra!

Sort:  

Bardzo dobry pomysł z regeneracją.
Te urządzenia (zegarki) nie są wcale takie głupie. Monitorują nasz stan 24h/dobę, i często potrafią wyłapać pogarszające się oznaki aktualnej formy szybciej, niż sami byśmy to poczuli.

Sen jest niezwykle ważnym czynnikiem w regeneracji.
Zarówno długość, jak i jakość snu są ważne (faza REM).

Nie wiem jakie suplementy możesz przyjmować, ale ze swojego doświadczenia polecić mogę melatoninę, ashwagandhę, i magnez na noc - to mój standardowy zestaw. Czasami dokładam jeszcze olejek CBD.

Naprawdę bardzo się zaskoczyłam.