Dobry wieczór.
Kiepsko spałam. Znowu obudziłam się po trzeciej i już nie mogłam zasnąć, więc dość szybko wbrew własnej woli rozpoczęłam dzień. Wstałam oczywiście bez siły i chęci do życia, a tym bardziej pracy. Zjadłam [mniam!], wyprowadziłam psa i poszłam do auta. Zapakowałam tobołki do pracy, wsiadłam, odpaliłam, pstryknęłam wycieraczkami, żeby ściągnąć wilgoć z szyby, a to się okazało, że to nie krople tylko szron. Szok. Popsikałam szybę, odmarzła i pojechałam do pracy.
W pracy jest nijak. Dostałam dzisiaj od kierowniczki bardzo ważną dla mnie pochwałę i czułam się z tym super, ale dzieją się rzeczy, na które zgody nie mam, więc moja radość była połowiczna. Nie wiem czy o tym pisałam, ale zgłosiłam się na ochotnika na nocki i w końcu ustalono, że nocki zaczną się w czwartek, więc jutro mam wolne, żeby trochę odpocząć. Czekają mnie ciężkie dwa, lub trzy tygodnie, ponieważ będę pracować codziennie, bez ani jednego dnia wolnego. Czy jestem gotowa na to wyzwanie? Mentalnie i fizycznie tak [no fizycznie to tak wiecie, choroba trochę to niweluje], ale organizacyjnie nie jestem gotowa wcale. Nigdy w mojej firmie nie pracowałam na nocki, będę miała do dyspozycji samych pracowników tymczasowych, no mam dużo lęków i obaw. Niemniej jednak mam w planach dać z siebie wszystko. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Gdy siedziałam na zebraniu, podczas którego ustalaliśmy te kwestie to moim oczom ukazał się pogodowy armagedon, ponieważ tak zaczęło walić śniegiem, że świata nie było widać. Szok. Do 14 napadało tyle śniegu, że prawie się wyłożyłam pod pracą i musiałam odśnieżać samochód. Czad. Niestety już w drodze powrotnej do domu po śniegu nie było śladu i spoiler alert: leje deszcz.
W drodze powrotnej do domu zajechałam do rodziców oddać im blaszkę po cieście. Rodzice robią remont i jest jeden wielki hardkor. Podarowali mi multicookera. Nie w tym sensie, że celowo mi go kupili, bo nie miałoby to w ogóle sensu, ale z racji remontu kuchni stwierdzili, że nie jest im potrzebny, więc przypadł mi. Prezent oczywiście przyjęłam.
Wróciłam do domu i w sumie nie wiedziałam co z sobą zrobić. Byłam piekielnie zmęczona i uznałam, że mała drzemka nie zawadzi, ale nie mogłam usnąć. Wstałam i zaczęłam przeglądać przepisy z tego multicookera i szczerze mówiąc nie mam kompletnie pomysłu jakie mogłoby być jego zastosowanie w praktyce, bo mam poczucie, że jego użytkowanie totalnie nie ma sensu. No sami zobaczcie: mogę w nim np. przygotować kaszę, która w tym cudzie techniki będzie się robić 25 minut. Po co skoro w garnku zrobię to samo w 15 minut? I to 15 dlatego, że lubię mięciusią, normalni ludzie pewnie gotują krócej, nie wiem, bo nie jestem normalna. Woda na makaron ma się przygotowywać osiem minut plus czas gotowania makaronu. Po co? Nie rozumiem. Cały czas siedziałam i głowiłam się nad zastosowaniem tej maszyny, bo prezent mi się podoba i chciałabym z niego korzystać, ale chciałabym, aby to miało sens. W końcu mnie oświeciło! Proteinowe brownie!
Mam taki jeden przepis na proteinowe brownie, ale nie wiem czy wspominałam o tym, że jestem fatalna w wypieki i niezależnie od czasu pieczenia umiem zrobić jego tylko dwie wersje: płynną, która nadaje się tylko i wyłącznie do picia lub tak suchą, że nie idzie tego zjeść. Serio. Z zegarkiem w ręku testowałam milion opcji czasowych, no nijak. Stwierdziłam, że jeśli do czegoś może mi się to przydać to właśnie do tego. Przygotowałam ciasto, wlałam do misy i.. czas pieczenia został wyliczony na 50 minut.. Zrzedła mi mina mocno, bo piekarnik to jakieś 20 minut, ale dobra. Stwierdziłam, że jak ma być dobre to warto. W mieszkaniu ładnie pachniało, a urządzenie chodzi bezgłośnie co uznałam za duży plus. Miałam dwie wizje: albo ciasto będzie na zmarnowanie, bo nie odklei się od misy albo wyjdzie suchelec jak z piekarnika. Po 50 minutach maszyna zapipczała, a ja jak łania czy inna gazela pobiegłam do kuchni i nie czekałam na wystudzenie tylko od razu otworzyłam i.. moim oczom ukazał się piękny placek. Jakby go Michał Anioł dłutem haratał, przysięgam. Niestety nijak nie można było go wyjąć. Jedyny sposób, żeby się do niego dostać to wyjęcie misy i jej przechylenie, aby placek z niej wypadł co jest niewykonalne, bo misa jest potwornie gorąca. Czekałam pół godziny, a ona nadal była nagrzana, czaicie? Rosła we mnie frustracja. Po kolejnych kilkunastu minutach udało mi się w końcu dostać do ciasta i byłam oczarowana jego perfekcyjnym wyglądem, naprawdę.
Źródło: fotografia własna
Przekroiłam i co? No i suchelec proszę Państwa, którego ciężko będzie mi zjeść. No cóż.. Aktualnie mina mi zrzedła i nie wiem do czego mogłabym tej maszyny używać. Jak mam być szczera to mocno mnie to rozdrażniło.
Update zdrowotny jest taki, że jeszcze żyję. Chyba zmalał mi ucisk w klatce piersiowej i TROCHĘ zmniejszyły się bóle w tej klatce piersiowej. Szczerze mówiąc to dzisiaj przez gorycz całościową tego dnia odczuwam rozczarowanie antybiotykiem, bo biorę trzy potężne dawki dziennie i trochę oczekiwałam, że po czterech dniach będę już żywczyk, a nic takiego nie nastąpiło. Jakaś tam poprawa jest, ale nie taka jakiej bym oczekiwała i sobie życzyła. No, spadła gorączka, niechaj będzie. Patrząc jednak na skuteczność tego antybiotyku to nie wiem czy był sens faszerować mnie tak silnym lekiem, który dodatkowo podrażni mój układ odpornościowy i florę w jelitach. MAM WĄTPLIWOŚCI.
Dużo dzisiaj we mnie jakiejś takiej goryczy i narzekania. Nie wiem czy to efekt choroby czy dzieje się ze mną coś niedobrego. Trochę wzmogła się dzisiaj moja czujność, bo po prostu nie czuję się dobrze. Jestem jakaś drażliwa. Cieszę się, że mam jutro urlop i od czwartku wskakuję na nocki, bo męczą mnie wojenki w pracy, które muszę obserwować. Ja nie jestem takim człowiekiem i po prostu mnie to męczy. A tak to będę sobie spokojnie pracować w nocy, a oni niech się drapią bez mojego udziału. Proste.
Idę zmęczyć suchelca do końca, bo nie wyrzucę, bo mi szkoda i idę się położyć. Jutro będzie fajny dzień, ale nie będę spoilerować.
Śniadanie: serek wiejski z jajkiem i wędzoną wędliną
Obiad: kasza gryczana z kurą i trio warzywnym [kalafior, brokuł, marchewka]
Kolacja: suche ciasto
Woda: 2,2l
Kroki: 8k
Do juterka.