Dziennik #345/2024 - tak o

in #polishlast month


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Nie wyspałam się. Budzik zadzwonił o szóstej i mocno z sobą negocjowałam czy w ogóle wstawać. Nie chciało mi się, ale miałam postanowienie, żeby pojechać w końcu na terapię, bo nawet już nie pamiętam od kiedy mnie na niej nie było. Nie umiem się kompletnie wczuć w zajęcia. Niby słucham, niby odpowiadam, ale wszystko to jest totalnie na siłę. Wolałabym w tym czasie dwie godziny dłużej pospać i być wypoczęta.

Wróciłam do domu zniechęcona do wszystkiego. Napisałam do kolegi z terapii czy nie miałby ochoty razem spędzić sylwestra. Strzelił mi wywód tak depresyjny, że już mi się wszystkiego odechciało. Tym samym spędzę sylwestra sama, ponieważ nie mam żadnej trzeźwej alternatywy. Mogłabym iść na imprezę do klubu abstynenta, ale nie chcę, bo tam średnia wieku jest około 50+ i wiem, że nie czułabym się tam dobrze nie mając żadnego rówieśnika do rozmów. Poza tym te imprezy są duże, a ja nie lubię dużych skupisk ludzi. Wyczerpałam swoje możliwości spędzenia sylwestra z kimś w bezpiecznym towarzystwie dlatego podjęłam decyzję, że pobędę sama. Trochę się boję, bo będzie to mój drugi trzeźwy sylwester, ale pierwszy spędzony bez trzeźwego towarzystwa. Mimo wszystko nie zamierzam się poddawać. Zrobię sobie listę filmów do obejrzenia, coś dobrego do jedzenia, przekąski, napoje i postaram się spędzić miło czas i na pełnym relaksie. Stresuje mnie to, ale muszę sobie jakoś radzić, bo nie zawsze będzie obok mnie ktoś, kto mnie uratuje przed pijacką rzeczywistością. Te święta i sylwester będą naprawdę wyzwaniem, ale dam z siebie wszystko.

Pojechałam do pracy i czułam irytacje. Dostałam wypłatę, ale nie w całości i drażni mnie to, bo nie rozumiem dlaczego muszę się upominać o moje własne pieniądze. Nieważne, że to ma być 100 czy 200 zł. Ile by nie było to skoro mi się należą to powinny być na koncie w terminie i nie powinno mnie obchodzić wysłuchiwanie tekstów, że ktoś się pomylił. Ogólnie jestem mocno rozdrażniona pracą i dzieje się mnóstwo rzeczy, które mnie skłaniają do tego, żeby po nowym roku szukać nowej pracy. Drażni mnie też to, że nie mam z kim porozmawiać o moich zastrzeżeniach, bo każdy ma w dupie takiego robaka jak ja, nic nie znaczę. Jutro przyjeżdża właściciel firmy i zaprosił wszystkich ważnych na integrację. Oczywiście taki robak nic nie znaczący jak ja nie załapał się na zaproszenie. Nieważne, że sobie wypruwamy żyły, żeby firma funkcjonowała jak najlepiej. Nie jesteśmy godni, żeby usiąść przy jednym stoliku z tymi ważnymi. Nie wiem jak to skomentować. Moja kierowniczka ciągle mi bredzi, że mam przestać się nakręcać. Łatwo jej mówić, bo zarabia fajne pieniądze i jest na stanowisku takim, że każdy się z nią liczy. Mam w sobie dużo goryczy i złości i naprawdę potrzebuję już nadchodzącego urlopu, bo mam po prostu dosyć i jak tak dalej będzie to naprawdę po nowym roku zacznę szukać nowej pracy. Eh.

Po powrocie do domu poszłam z tym moim kudłatym dziadem na spacer i w sumie tyle. Zaraz zjem kolację i idę się położyć, bo jestem skonana. Jest we mnie tyle napięcia, że aż mnie bolą ramiona i barki. Nawet pan pingwinek nie pomaga. Muszę jednak zacisnąć zęby i robić swoje. Niestety. Szkoda, że świat nie działa w ten sposób, że jak ciężko pracujesz to do czegoś dojdziesz. Gówno prawda. Tylko układy, układziki i kolesiostwo. I obym to odszczekała przy styczniowych podwyżkach choć wątpię.

Śniadanie: twaróg z masłem orzechowym
Obiad: kurczak z kaszą gryczaną i fasolką szparagową
Przekąska: kefir
Kolacja: mocarz

Do jutra.