Dziennik #348/2024 - czyżby szansa?

in #polish9 days ago

image.png

Źródło: ChatGPT


Dobry wieczór.

Obudziłam się o świcie. W sensie po szóstej, bo świt teraz dość późno jest. Nie byłam wypoczęta w ogóle, ale zważywszy na fakt, że na ósmą miałam terapię to wstałam, ogarnęłam siebie i psa i akurat trzeba było wychodzić.

Na terapii było irytująco. Podzieliłam się swoim ostatnim czasem i wielkie oburzenie jak mogłam tyle pracować. Normalnie. Może dlatego, że życie nie jest czarno - białe i czasem trzeba nagiąć zasady książkowego zdrowienia? Może dlatego, że czasem trzeba podjąć wysiłek nawet jeśli nie ma się na niego ochoty? Tylko się wkurzyłam. To samo było jak powiedziałam, że chcę zrezygnować z terapii. Wielkie oburzenie, że bez terapii nie ma życia. Właśnie dlatego nie widzę w tej terapii sensu, bo reakcje ludzi są takie, że kompletnie nie mam ochoty być z nimi szczera, a skoro na zajęciach nie mogę być szczera to myślę, że to się totalnie mija z celem. Wykład mieliśmy o asertywności i to akurat mnie ciekawiło, bo ja asertywna nie jestem. Daję sobie totalnie wchodzić na głowę. W większości wypadków wynika to u mnie z bardzo niskiego poczucia własnej wartości, bo sobie umniejszam na maxa, ale no czeka mnie ciężka praca, żeby coś z tym zrobić. Bardzo ciężka i długa.

W pracy jak to w pracy. Nie chce mi się już strzępić ryja na niektóre rzeczy. Jak zwykle faworyzacja. No i tu wkroczyła cała na biało koleżanka, ponieważ powiedziała, że zwalnia swoje stanowisko pracy i widziałaby na nim mnie. A mi się aż oczy zaświeciły, bo swego czasu bardzo jej tego stanowiska zazdrościłam. Stałe godziny pracy, grzebanie w systemie, praca zdalna, szef w Warszawie, zero użerania się z ludźmi tylko klikanie w komputerze. Wiadomo ta praca ma też minusy, jak każda inna, ale jest bardzo wiele istotnych dla mnie plusów. W okolicach nowego roku ma być ogłoszona rekrutacja. I chyba się zgłoszę. Nic nie tracę, najwyżej mnie nie wybiorą. Wiem jednak, że to jest, a raczej byłaby odpowiedź na wszystkie moje bolączki aktualnej pracy. Brak rozwoju, brak równego traktowania, brak możliwości awansu, praca na zmiany, praca w weekendy, użeranie się z ludźmi. Czuję dużo lęku, bo w tym dziale pracują naprawdę bardzo kumaci ludzie, ale z drugiej strony dlaczego nie miałabym dążyć do najlepszych? Przecież tylko tak mogę sama stawać się lepszym człowiekiem. Boję się porażki, bardzo się boję. I tego, że mnie nie wybiorą i tego, że gdyby mnie wybrali to sobie nie poradzę. Ale chyba spróbuję. Dam sobie kilka dni na przemyślenie tego, żeby też na gorąco nie podejmować decyzji i zobaczymy. Niemniej jednak dawno nie poczułam w sobie takiego ognia nadziei. Bardzo tego potrzebowałam. Bardzo.

Po powrocie do domu zdzwoniłam się z przyjaciółką. Bardzo się o nią martwię. Jej mamie zdiagnozowali raka trzustki i jak wiemy to koniec. Byłyśmy tydzień temu załatwić hospicjum domowe i koncentrator tlenu. Kobieta z dnia na dzień gaśnie. Bardzo się martwię i jest to dla mnie totalnie surrealistyczna sytuacja. Bardzo boję się śmierci i nie potrafię sobie wyobrazić po prostu czekania na śmierć kogoś bliskiego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kompletnie nie mam jak pomóc. Jestem, wspieram, ale to wszystko na nic. Bardzo to przeżywam. Boję się, że przyjaciółka po odejściu mamy po prostu się załamie. Sama walczyła ostatni czas z dwoma nowotworami, teraz mama, ciągle coś. Ile można? Nie wiem..

Jestem zmęczona. Autentycznie jestem zmęczona. Paruje mi mózg. Kończę ten dziennik i idę się położyć, bo jutro chcę wcześnie rano wstać, żeby zrobić zakupy zanim tłum ludzi rzuci się na półki. Bardzo się cieszę, że mam teraz cztery dni wolnego. Co ciekawe dzisiaj spojrzałam w grafik i do końca roku pracuję raptem cztery dni. Tak można żyć. Mam w planach się obijać, oglądać seriale i maksymalnie resetować głowę. Wiem, że nie powinnam [mówię to milionowy raz w tym tygodniu], ale wykupiłam sobie dzisiaj dostęp do platformy Max, żeby obejrzeć Przyjaciół. Potrzebuję tego. 20 zł nie majątek, jakbym piła to w okresie świąteczno - noworocznym przepiłabym dziesiąt razy więcej, więc trochę rozgrzeszyłam samą siebie. Ale nie powinnam, to fakt niezaprzeczalny.

Lecę spać. Do juterka.