Dziennik #49/2022 - rower zamiast biegania

in #polish3 years ago (edited)

Dzień dobry.

Miałam straszny problem, żeby zasnąć. Kręciłam się po łóżku i snułam katastroficzne wizje, że skoro tak mnie kolano boli to najpewniej już w ogóle noga jest do amputacji, a skoro noga jest do amputacji to czemu by się nie napić skoro życie się kończy. Dobre, nie? Mózg alkoholika jest zajebisty.

Na szczęście jak już w końcu zasnęłam i się obudziłam to po bólu nie było śladu. No dobra kłamię, czuję dyskomfort przy schodzeniu ze schodów, ale jest naprawdę ok. Tym samym mam wniosek, że to nie żaden poważny uraz tylko zwykłe przeciążenie, no bo ciężki mi uwierzyć, że uraz sam by się rozszedł w ciągu nocy. Amputacja poczeka, wóda także.

Obudziłam się przed 7 i jak sprawdziłam kondycję mojego ciała to stwierdziłam, że ze względu na zdrowy rozsądek nie idę dzisiaj biegać, ale za to pójdę sobie na rower. Pamiętam, że mój dziadek po zabiegach na kolana nie mógł za dużo chodzić, ale rowerem rekreacyjnie mógł jeździć, więc stwierdziłam, że groźne to dla mnie nie będzie. Zresztą wczoraj też jazda na rowerze nie była dla mnie jakaś nieprzyjemna. Zjadłam śniadanie [ostatnie świąteczne], wypiłam kawkę, poszłam z moim kudłatym gagatkiem na spacer i wybrałam się na rower. Miałam proste założenie, żeby jeździć około godziny. Trochę mnie korciło na dłuższą wyprawę, ale zdrowy rozsądek wziął górę. Na szczęście.

Po wyjściu z domu stwierdziłam, że miasto jest zupełnie wyludnione stąd stwierdziłam, że pojadę sobie nad pobliskie jezioro, objadę je dookoła i wrócę taką trochę szutrową drogą. Trasa i pod górkę i z górki, tlenowo wyniszczająca mnie z moją fatalną kondycją, ale mięśniowo wszystko spoko.

image.png

image.png

Ogólnie moim jedynym celem było dziś zachowanie aktywności. Jeśli chcę [a chcę] poprawić kondycję i bieganie no to muszę się ruszać regularnie, a nie tak z doskoku.

WhatsApp Image 2022-04-18 at 12.34.49 (4).jpeg
Źródło: fotografia własna

WhatsApp Image 2022-04-18 at 12.34.49 (3).jpeg
Źródło: fotografia własna

WhatsApp Image 2022-04-18 at 12.34.49 (2).jpeg
Źródło: fotografia własna

Niedaleko domu na garażach jest pełno ciekawych murali. Muszę się tam kiedyś przejść i je wszystkie obejrzeć, ale już mnie tak ciągnęło do domu, że nie przystanęłam tam na dłużej.

WhatsApp Image 2022-04-18 at 12.34.49 (1).jpeg
Źródło: fotografia własna

Wróciłam do domu trochę zmęczona, ale bardzo z siebie zadowolona, że pomimo miliona wymówek [mniej lub bardziej racjonalnych] ruszyłam dupę. W ogóle co tydzień w każdy weekend [przyjmijmy, że jest dzisiaj dzień weekendowy skoro wolne od pracy] jeszcze bardziej doceniam swoją trzeźwość, bo wychodząc rano czy to na spacer czy biegać czy tak jak dzisiaj na rower wszędzie jest cudowna pustka. Przez całą godzinę jazdy spotkałam może z pięć osób, z czego wszystkie te osoby wyprowadzały psy. Uwielbiam puste miasto i ciszę. Totalnie.

Jak wróciłam do domu to po prysznicu nagrodziłam się sporym kawałkiem babki wielkanocnej i kawą. Zasłużyłam. Do tego godzinka House of Cards.


Popołudnie minęło mi na walce z kryzysem samopoczucia. Trochę naiwnie myślałam po cichu, że już po pierwszych dawkach leków od psychiatry będę się lepiej czuć, ale ewidentnie najpierw muszę przebrnąć przez dołek. Jest ciężko dlatego trochę się ratowałam jak umiałam: długi spacer z psem, długi prysznic i takie tam babskie pierdy z tym związane [to w ogóle dla mnie nowość] i ponad godzinna rozmowa z przyjacielem. Dobrze jest mieć po swojej stronie dobrych ludzi.

Na kolację postanowiłam się rozpieścić i wjechały pieczone ziemniaczki z sosem jogurtowym. Pyry na ostro w wędzonej papryce, sos czosnkowo - paprykowy. Zdecydowanie tego było mi trzeba.

WhatsApp Image 2022-04-18 at 19.17.23.jpeg
Źródło: fotografia własna

WhatsApp Image 2022-04-18 at 19.17.23 (1).jpeg
Źródło: fotografia własna

Na drugą kolację wjechał ostatni kawałek babki i od jutra powrót do rozpiski żywieniowej. Dwa dni podjadania nie sprawią, że się roztyję, a dobrze było samą siebie trochę rozpieścić, uważam, że zasłużyłam.

Moje pierwsze trzeźwe święta minęły fajnie. Pomimo złego samopoczucia psychicznego uważam, że to były naprawdę przyjemne dni. Wykonałam swoje założenia sportowe, poświęciłam trochę czasu na wyklejanie obrazu [trochę go zaniedbałam ostatnio] i tak po prostu trochę odpoczęłam na takich pierdołach jak spacery bez patrzenia na zegarek, gierka czy serial. Bardzo się bałam świąt, bo jest to dla mnie mega alkoholowa okoliczność, ale jadąc według wcześniej opracowanego planu myślę, że świetnie sobie poradziłam. To też wywołuje we mnie refleksję, że ja chyba naprawdę już mam dosyć picia i naprawdę chcę ogarnąć swoje życie. Nie umiem siebie chwalić, ale za te dni będę sama siebie chwalić, bo uważam, że wykonałam kawał dobrej choć niełatwej roboty. To też sprawia, że myślę, że termin czerwcowy zakończenia terapii jest jak najbardziej realny. Tak standardowo taka terapia trwa około dwóch miesięcy, ja sobie tak dałam z zapasem niecałe cztery, ale przyznam szczerze, że byłam przekonana, że będę co chwilę upadać. A tu nic. To dobrze rokuje. Cieszę się.

Z racji tego, że psychika mi wariuje i rodzą mi się w głowie kolejne warianty samobójstwa [spokojnie, nic nie zamierzam robić, muszę po prostu to przetrwać przez kilka dni] to idę się położyć spać, bo jestem zmęczona. Ale z ręką na sercu mogę chyba pierwszy raz tu napisać, że bardzo usatysfakcjonowana i szczęśliwa.

Wszystkiego dobrego i bezbolesnego powrotu do pracy! Do jutra!

Do skarbonki wpadło dziś 11 zł.

Sort:  

Pieczone pyry! <3

Cieszę się.

My też się cieszymy :) 💪