Dziennik #71/2025 - delegacja

in #polish3 days ago (edited)

1000000991.jpg

Źródło: fotografia własna


Dzień dobry.

Jestem już w delegacji. Wieczorem idziemy zwiedzać, więc mogę się nie wyrobić z dziennikiem. Zaktualizuję go po powrocie do hotelu.


Nie mogłam spać. Puste łóżko bez mojego psa totalnie mnie dobijało. Ja wiem, że to może zabrzmi śmiesznie, ale jakby mi ktoś parę tygodni temu powiedział, że tak ciężko będzie mi zasnąć bez psa z boku to nie wiem czy od razu bym uwierzyła. I ja wiem, że piesełowi nie dzieje się żadna krzywda, bo u moich rodziców ma jak w raju, ale no tęsknota mocna. Wstałam o 5:30 przetrącona jakby mnie czołg przejechał.

Pierwsza część dnia minęła mi w pociągu. Jak na PKP było bardzo dobrze, bo na trasie Gorzów -> Warszawa złapaliśmy tylko 30 minut opóźnienia. To naprawdę świetny wynik. Byłam pewna, że dojedziemy wieczorem. O 14 zameldowaliśmy się w hotelu i totalnie przepadłam. 22 piętro, widok z okna ukazałam Wam na pierwszym zdjęciu. Nigdy chyba nie byłam w hotelu takiej klasy. Sami zobaczcie jak wygląda mój pokój i co najważniejsze mam go tylko dla siebie.

20250312_190634.jpg
Źródło: fotografia własna

Po zameldowaniu się w hotelu pojechaliśmy do pracy. W sumie nie pracowaliśmy. Przeszliśmy się po magazynie i ja udałam się na rozmowę z moim kierownikiem i moim liderem. Rozmowa dotyczyła moich wątpliwości odnośnie mojej pracy. Umówiliśmy się, że w poniedziałek porozmawiamy czy będę pracować dalej jako logistics development czy wracam na magazyn. Swoje przemyślenia już mam, ale dzisiaj jest tak miły dzień, że nie chcę się nimi zadręczać. Z pracy mieliśmy zamówioną taksówkę do Centrum Nauki Kopernik. Byłam tym wyjściem zajarana do granic możliwości. Niestety nie mieliśmy świadomości, że trasa ta nam zajmie 1,5h i nie zdążyliśmy. Bardzo było mi przykro, bo nie dość, że straciłam 50 zł za bilet to jeszcze nie udało mi się zwiedzić wspaniałego obiektu.

Postanowiliśmy iść zobaczyć syrenkę, ponieważ byliśmy blisko. Niestety i tutaj nie było nam dane nacieszyć się widokami, ponieważ oszołomy z ostatniego pokolenia mieli jakiś happening. Nieźle się wkurzyliśmy, że wszystkie nasze plany się nie udały. Postanowiliśmy iść coś zjeść. Przez to, że nikt z nas nie zna miasta to nie wiedzieliśmy, gdzie iść. Google maps podpowiedziało nam Elektrownię Powiśle. Poszliśmy do jakiejś azjatyckiej knajpki. Jadłam pierwszy raz w życiu pad thai, ponieważ to mi się wydawało jedynym daniem, które mogłoby mi posmakować. Zjeść zjadłam, ale nie zwaliło mnie z nóg za to rachunek owszem, bo 62 zł za obiad to dla mnie dużo.

20250312_175421.jpg
Źródło: fotografia własna

Spacerkiem wróciliśmy do hotelu. Wieczorem miałam iść na spotkanie z kolegą z pracy i koleżanką, która kiedyś z nami pracowała, ale wymiksowałam się z tego. Cały dzień dzisiaj byłam z kimś i potrzebuję pobyć troszkę sama.

Odkąd jestem w Warszawie odżyły we mnie marzenia o tym, żeby tu mieszkać. To marzenie nieosiągalne, bo widzę w tym więcej minusów niż plusów, ale takie kiedyś miałam marzenie: mieszkać w Warszawie i pracować w jakimś biurowcu w wielkiej korporacji. Głupie to, teraz to wiem. Niemniej jednak miło czasem posnuć marzenia. Po prostu.

Mam nadzieję, że jutro uda nam się zrealizować nasze plany, ale wolę póki co nie zapeszać.

Idę się glebnąć do wielkiego łóżka i pooglądać tv.

Do jutra.

Sort:  

Oj, szkoda z tym Centrum Nauki, byłam ciekawa opinii. Powodzenia jutro :)