Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Słabo spałam przez zdrowie. W nocy obudziłam się i czułam się przeziębiona. Katar, bolące gardło i uczucie zimna. Miałam głęboką nadzieję, że to po prostu jakiś słabszy moment i rano wstanę żywa, ale niestety - dopadło mnie przeziębienie.
W pracy był dzisiaj pierwszy dzień, który mi się podobał, bo bardzo dużo się działo. Niemniej jednak na spotkaniu z kierownictwem poinformowałam o swojej decyzji, że chcę wrócić na magazyn, chcę wrócić do bycia liderem. To nie była łatwa decyzja, ponieważ bardzo bałam się, że się na mnie pogniewają, że tylko zrobiłam zamieszanie, ale nie jestem w stanie pracować na aktualnym stanowisku. Nie chcę tego tematu rozwijać, ponieważ tych powodów jest sporo, ale ta praca to mój największy zawód w ostatnim czasie. Myślałam, że to spełnienie marzeń, a wyszła jedna wielka klapa. Naprawdę myślałam, że to to o czym marzę. Cały czas ględziłam, że praca zdalna to moje marzenie, a nawet to mi się na tym stanowisku nie podobało. Być może za jakiś czas będę swojej decyzji żałować, być może wyszłam na tchórza, który wystraszył się nowego, ale wiem, że podjęłam decyzję zgodną ze sobą. Chcę pracować z ludźmi i na magazynie. To był dla mnie emocjonalnie bardzo trudny dzień, bo przejmuję się, że inni będą mieli do mnie pretensje. Wiem jednak, że postąpiłam słusznie. Co zabawne jakiś czas temu w tarocie miałam, że podejmę decyzję, której będę żałować i cóż.. Stało się.
Jak już jesteśmy przy pracy to wypadałoby wspomnieć o delegacji, z której wróciłam w sobotę. Miałam w sobie wiele refleksji, ale już mi się nie chce do tego wracać. Najważniejsza z nich jest powyżej, bo jeszcze w delegacji podjęłam ostateczną decyzję co do mojej dalszej kariery. Mam tylko w sobie taką zabawną myśl, że kiedyś bardzo marzyłam o mieszkaniu w Warszawie. Chciałam mieszkać w samym centrum i pracować w jednym z biurowców. Teraz, gdy przez trzy dni mieszkałam w samym centrum Warszawy wiem, że za cholerę nie chciałabym tam mieszkać. Miasto jest piękne, zawsze będzie mnie fascynować, ale jak dla mnie nie nadaje się kompletnie do życia, a jeszcze jak pogadałam z kolegami z pracy ile oni płacą za wynajem mieszkania to masakra. U siebie w mieście mogę mieszkać sama, jest ciężko + mam tanio, bo wynajmuję mieszkanie od wujka, ale to realne, żeby utrzymać się samemu, a tam? Bez szans. Masakra. Niemniej jednak to była wspaniała przygoda i jako turystka na pewno chętnie tam wrócę nie raz, bo mam jakaś dziwną słabość do tego miasta.
Po powrocie do domu mój gil sięgał już pasa, ale stwierdziłam, że nie idę do apteki po leki, spróbuję zmusić organizm do walki. Zjadłam obiad i w sumie smęciłam się po mieszkaniu. Trochę poleżałam, trochę pooglądałam jakieś głupoty i tyle. Jutro muszę iść wykupić leki od psychiatry, więc jak dalej będę się tak licho czuła to kupię od razu jakiegoś proszka na przeziębienie. Chyba pierwszy raz w tym roku odkręciłam na maxa kaloryfery, bo jest mi po prostu zimno. Gorączki nie mam, ale telepie mnie fest.
I tyle. Nie wiem czy robię dobrze. Czuję, że tak, ale bardzo mnie uwiera, że zmarnowałam czas koleżanki, bo mnie dwa tygodnie szkoliła, a ja się na to wypięłam i idę sobie. Mam nadzieję, że pozwolą mi jak najszybciej wrócić na magazyn, bo teraz trwają jakieś tam papierkowe tematy, bo bardzo już tego chcę. Może było mi to potrzebne, żeby bardziej docenić swoją pracę, złapać trochę oddechu i innej perspektywy? Nie wiem. Miałam dobre intencje, ale po prostu nie wyszło, tak się w życiu zdarza czasami. Lecę się położyć, żeby się porządnie wygrzać.
Do jutra.