Dziennik #87/2025 - złamane serce

in #polish13 days ago

image.png

Źródło: ChatGPT


Dobry wieczór.

Smutno dzisiaj będzie. Bardzo.

Nie wyspałam. Spałam jakoś na raty i się budziłam. Dzisiaj miałam wolne, a i tak dość wcześnie wstałam z łóżka. Zabrałam mojego kudłacza na długi spacer i wzięłam się za stopniowe ogarnianie kuchni, bo po całym tygodniu jest tam turbo syf. Przygotowałam listę zakupów i pojechałam na wymianę opon.

Opony ledwo mi wymienili. Mam tak skorodowany spód auta, że nie mogli sobie poradzić z jego podniesieniem. Gość mi powiedział, że ewidentnie moje auto "się kończy". Mam tego świadomość, nie była to dla mnie nowość, ale przybiło mnie to strasznie. Nie stać mnie ani na naprawę, bo przekroczy to wartość pojazdu ani na zakup nowego samochodu. A auto muszę mieć ze względu na niestandardowe godziny pracy i brak dojazdu komunikacją publiczną. Nie wiem co mam zrobić, naprawdę. A w sumie jakby się głębiej zastanowić to po prostu nie mogę zrobić nic. Mam dość mojej biedy. Wracając do domu zrobiłam większe zakupy w Biedrze.

Ostatnie około dwa lata ktoś mi bliski walczył z nowotworem. Od lutego znowu jest w szpitalu, bo dostał krwotoku z głowie. Śpiączka, wybudzanie, zabieg, śpiączka, zabieg i tak w kółko. Napisałam do jego partnerki jak sytuacja i jest tragicznie. Pojawiły się kolejne krwiaki i szanse na powrót do zdrowia drastycznie spadły. Dobiło mnie to tak samo jak informacja, że mnie nie pamięta. Prawie nic nie pamięta. Czy pamięć wróci? Nie wiadomo. Sytuacja jest naprawdę bardzo poważna, a mi pękło serce na chyba milion kawałków. Najbardziej chciałabym, żeby po prostu był zdrowy, ale nie dociera do mnie informacja, że aktualnie jestem dla niego obcym człowiekiem. Nie potrafię tego zaakceptować. Wpatruję się w messenger, czytam stare rozmowy. Od lutego z nim nie rozmawiałam i bardzo tęsknię, a jak sobie pomyślę, że nie porozmawiamy już nigdy tak jak kiedyś to łzy napływają mi do oczu.

Pojechałam na miting dla hazardzistów. Byliśmy w trójkę, ale było fajnie. Mój kiepski nastrój nie minął, ale poczułam, że trochę stabilniej stoję na nogach. Tak kameralna grupa pozwoliła mi zabrać głos. Przy wyjściu koleżanka powiedziała, że mówiłam ważne rzeczy i zrobiło mi się bardzo miło.

Po powrocie do domu pławiłam się w załamaniu nerwowym. Jest ze mną naprawdę bardzo źle. Nie pójdę się napić czy zagrać, to nie ten rodzaj załamki, ale wjechała mi na banie naprawdę ostra deprecha. Nie mam za co żyć, bo wszystko idzie na długi, straciłam kogoś bliskiego, ile jeszcze to wszystko będzie trwać? Ile jeszcze ja będę miała w sobie siły, żeby przetrwać? Bo ja teraz nie żyję. Ja próbuję przetrwać. Buja tą moją łódką na oceanie życia w chuj.

Do jutra.

Sort:  

Manually curated by the @qurator Team. Keep up the good work!

Like what we do? Consider voting for us as a Hive witness.


Curated by ewkaw

Przykro mi trzymaj się ciepło i bądź dobrej myśli.