Źródło: fotografia własna
Dooobry wieczór.
W końcu wróciłam do pracy. Marzyłam o tym dniu, śniłam i w ogóle. Ale dobra, nie uprzedzajmy faktów.
Wczoraj nie było wpisu z tego względu, że pierwszy dzień pracy był trochę przedłużony i jak wróciłam wieczorem do domu to tak naprawdę tylko zjadłam, ogarnęłam się, chwilę pogadałam z kolegą i poszłam spać. Dzień pracy był trochę przedłużony z tego względu, że zanim ją rozpoczęłam to boss poświęcił mi czas, żeby nauczyć mnie jeździć automatem i hybrydą. Bo wraz z moim powrotem do pracy boss nabył hybrydową Toyotę Prius i mnie tym uszczęśliwił bardziej niż siebie. Ogólnie praca na taksówce nie jest zła, ja ją bardzo lubię, ale jeżdżenie 300 - 400 km po mieście manualem wyciska siódme poty z człowieka. Nogi bolą tak, że człowiek marzy o śmierci. No i boss szukał dla mnie Priusa i uwaga, osobiście uważam to za nagrodę za trzeźwość, bo znalazł kilka dni temu.
Jestem szczęśliwa z dwóch powodów. Pierwszy oczywiście taki, że jeżdżę komfortowym autem, no omówmy się, że przesiadka z mojego gulfa czwórki do Priusa nawet raptem kilka lat młodszego to szok technologiczny jak wynalezienie żarówki. Ale takim najwspanialszym faktem, który mnie cieszy to to, że praca przestała mnie męczyć. Naprawdę. I wczoraj i dzisiaj pracowałam 12 godzin, a moje ciało nie czuje tego wcale. Jest po prostu zwyczajne zmęczenie jak to po całym dniu, ale nic mnie nie boli, nic mi nie dolega. A wierzcie mi, że jeżdżąc przed terapią 12 godzin skodą z manualną skrzynią biegów potrafiłam płakać z bólu po robocie.
Także wróciłam do pracy w bardzo komfortowych dla mnie warunkach. To, co wcześniej było ustalone tylko tak wiecie na zasadzie danego słowa sprawdza się. Mój boss jest zajebisty.
Dzisiaj mój dzień wyglądał tak, że wstałam i po śniadanku i spacerze z psem pojechałam do pracy. Co zaskakujące nie mam żadnej ciekawej anegdotki, sami normalni i sympatyczni pasażerowie dziś się trafiali. Pochwalę się jedynie, że dostałam naprawdę sporo napiwków dzisiaj, a jeden, który dostałam wczoraj wybitnie mnie rozjebał, bo pani dała mi piątaka i powiedziała, że to super, że młodzież w wakacje zamiast się obija to sobie dorabia. No wiecie, mam wzrost dziecka i w ogóle, ale czy ja wiem czy na nie wyglądam.. No nie wiem, ale hajs się zgadza, więc jest git.
Jutro jest dla mnie dość ważny dzień, bo wczoraj zadzwoniła pani z poradni zdrowia psychicznego i o tydzień przesunęli mi do przodu psychoterapię pierwszą. Stresuję się, bo sobie nakręcam w głowie różne dziwne scenariusze, nie wiem w sumie po co. Cieszę się też, że wczoraj otwarcie powiedziałam bossowi, że chodzę na psychoterapię [nie wtajemniczałam go z jakiego powodu] i mam błogosławieństwo, że mam sobie chodzić spokojnie i nawet jeździć służbowym autem, żeby niepotrzebnie nie krążyć.
Cieszę się, bo mam poczucie, że jak jestem trzeźwa i działam to wszystko się układa. Naprawdę. A jestem z natury pesymistką. Nawet dzisiaj jak rozmawiałam z tatą, bo dzwonił spytać co słychać to powiedziałam mu, że jest spoko i od kilku dni wszystko naprawdę dobrze się układa i nie wiem kogo to zdanie bardziej zaskoczyło, mnie czy jego.
Bardzo się cieszę, że wróciłam już do pracy. Praca daje mi poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Nie funkcjonuję zbyt dobrze bez pracy.
A tu proszę zdjęcie jednej z lampeczek, które sobie założyłam na balkonie. Działają i wyglądają wspaniale jak zapadnie totalna ciemność. Wcześniej zresztą też są wspaniałe
Źródło: fotografia własna
Uciekam zrobić sobie jeszcze obiad na nadchodzące dwa dni i może poczytać trochę książkę. Jeśli jutro nie zabije mnie upał, bo ponoć od jutra ma być hardkor to kolejny dziennik będzie w sobotę, bo przez weekend [piątek i sobota] będę testować zahaczanie godzinami pracy trochę nocki, więc albo wpis będzie grubo po północy albo rano jak odeśpię.
Mam poczucie w końcu, że zarabiając pieniądze naprawdę jest szansa, że wygrzebię się z długów. Wierzę w to i działam.
Do jutra!