Dziennik #92/2025 - pobiegane

in #polish7 days ago

20250331_093635.jpg

Źródło: fotografia własna


Dobry wieczór.

Spałam jak niemowlę. Ledwo dotknęłam głową poduszki to wpadłam w tak głęboki i cudowny sen, że to aż niezwykłe i warte odnotowania. O czwartej zadzwonił mi budzik, ale nie chciało mi się jeszcze wstawać, więc dołożyłam 30 minut drzemki. Po tym budziku już wstałam, wypiłam kawę i poszłam biegać.

Bieganie to trochę za duże słowo. Mój nowy plan treningowy od Garmina zakładał 5 minut marszu / 5 minut biegu. Marsz to spoko chociaż mógłby być bardziej energiczny, bo wlekłam się niemiłosiernie. Podobnie zresztą było przy biegu. Zamiast biec to ja sobie powolutku truchtałam stojąc prawie w miejscu, ale nie mam o to do siebie pretensji. Po pierwsze było tak wcześnie, że na dworze nie było żywej duszy, po drugie mam masakryczną nadwagę, po trzecie przez miesiąc nie biegałam, a to przy moim braku formy jest przepaść. Byłam z siebie dumna, że pomimo tego, że mogłabym leżeć do 12 w łóżku, bo mam drugie zmiany to ja przełamałam swój komfort i wstałam rano biegać. Dlaczego wstałam tak wcześnie? Ponieważ tak mi jest wygodniej biegać, gdy ulice są puste. Mam dużo kompleksów i jak mijają mnie ludzie to się stresuję, że o mnie źle myślą. No, ale wracając do biegu. Nie zmęczyłam się, ale było i tak fajnie. Pierwszy raz udało mi się dobrać trasę do planu treningowego w taki sposób, że skończyłam trening pod blokiem. Alleluja.

image.png

image.png

Widać po średnim tętnie, że się nie przemęczałam.

image.png

Po powrocie do domu ciepły prysznic i w sumie siedzenie i nic nie robienie. Jak tylko włosy mi trochę podeschły to poszłam spać, żeby się jeszcze przed pracą dodatkowo zregenerować. I znów zasnęłam jak dziecko, cudownie mi się spało. Oby taki stan trwał dłużej, bo naprawdę dzisiaj jestem w ciężkim szoku jak dobrze mi się spało. Jak wstałam to zjadłam śniadanie i pojechałam do pracy.

W pracy fajnie, bo trochę więcej pracy niż ostatnio. Ucieszyło mnie to, bo nie musiałam znowu świecić przed pracownikami oczami, że musimy szybciej kończyć, bo nie ma co robić. Nie musieliśmy, byliśmy do 22. Miałam dzisiaj rozmowę z jedną dziewczyną o tym, że być może chciałabym ją awansować, ale musi zmienić swoje zachowanie z bardzo emocjonalnego na po prostu zrównoważone. Naprawdę chciałabym dać jej szansę, ale mam sporo wątpliwości co do tego jak ona sobie poradzi ze stresem. No mniejsza. Będę się jej przyglądać dalej, a jak nie to pomyślę może nad kimś innym. Szczerze mówiąc to narobiłam się dzisiaj. Nie chodzi o to, że królewna jest zmęczona, bo nagle musiała pracować osiem godzin, ale o to, że to tempo pracy było dzisiaj naprawdę wysokie. I bardzo dobrze, bo ja lubię takie dni, czas szybciej leci i zanim się obejrzałam to już trzeba było iść do domu. Myślę, że wykonałam kawał dobrej roboty.

W drodze powrotnej zadzwoniłam do przyjaciółki zapytać jak się czuje. Pogadałyśmy z 20 minut. Przeczytała mi mowę jaką napisała, aby pożegnać swoją mamę. Naprawdę piękne słowa. Zapytałam czy chce, żebym przyszła na pogrzeb, ale powiedziała, że nie, będzie rodzina i tyle. Uszanowałam to oczywiście i zapewniłam ją o moim wsparciu. Chociaż tak mogę pomóc, po prostu zwykłą rozmową. Nie jestem zbyt dobra we wspieraniu, ale zawsze bardzo się staram. Zajechałam jeszcze do Biedronki po pieczywo i capnęłam ostatni chleb. Tyle lat nie jadłam pieczywa, a ostatnio mnie coś opętało i prawie codziennie jem kanapki. Ciekawe zjawisko.

I tyle. Wróciłam to spacer z psem, kolacja i idę się położyć, bo jutro znów dzień biegowy, więc liczę na szybką regenerację. Jutro chcę dać z siebie więcej, żeby to faktycznie było bieganie, a nie spacer, ale co z tego wyjdzie to zobaczymy. Padam już na twarz.

Do jutra.

Sort:  

No jak tak biegasz to możesz co dwa trzy dni dołączyć liczbę kroków :)