Tak - pewnie jakichś bezkręgowców miękkich bym spróbowała. One nawet nie muszą być całkiem bezzapachowe, lekko "rybny", "homarowo-krewetkowy" zapach jak najbardziej mógłby być. Ewentualnie czosnkowy. :)
Te szczury to chyba jakaś taka makabra pod publikę. Na zasadzie - "patrz - ja to dopiero mam dziwactwo!"
Też bym tak pomyślała, gdyby miejsce w którym je sprzedawali było jakkolwiek turystyczne. Tymczasem była to miejscowość w środku Tajlandii, bez dostępu do morza, bez parków krajobrazowych w okolicy. W zasadzie turystów, którym mogłyby te szczury zaimponować żadnych... No ale Azja jest pełna paradoksów, może mają jakieś zabobony z nimi związane. Sprzedawczyni wcale nie mówiła po angielsku, więc szans na dowiedzenie się czegoś u źródła nie było żadnych ;)
Historia kulinarna z dreszczykiem zatem. :)