ja poruszę dwie sprawy
- katecheci są tak samo świetnie przygotowani jak nauczyciele od ekonomii, są mądrzy tylko z książką i formułkami w ręce. A tak na prawdę są to zwykłe zapchajdziury lub znajomki. (Pewna katechetka gdy związała się z rozwodnikiem została panią od plastyki i muzyki :) )
Ale nawet gdyby był jakiś ksiądz, który znał by odpowiedzi na Twoje pytania to raczej nie było by możliwości aby prowadzić lekcję odpowiadając tylko na pytania. bo jednak jakiś program musi zrealizować. U mnie w zawodówce z pół roku mieliśmy z takim księdzem, który przez ostatnie 10 minut odpowiadał na wszystkie pytania. i w sumie trudno było zadać mu pytanie na jakie by nie dał rady odpowiedzieć. byli tacy co dokuczali katechetce czy zakonnicy ale na księdzu sie wykładali :) - A ludzie niewierzący wbrew pozorom potrafią być znacznie bardziej sfanatyzowani w swoich poglądach. moja żona boleśnie sie o tym przekonała gdy odmówiono jej leczenia z powodu krzyżyka na szyi. (lekarka po wyrażeniu ostrego zniesmaczenia na widok krzyża, wyprosiła żonę z gabinetu z informacją"jest pani zdrowa") następnie latami ta sama osoba fabrykowała historię choroby wciskając kit, że "pani jest zdrowa" aby ukryć błędy. Pech chciał że nawet jak żona umawiała się do innego lekarza to akurat ta osoba była na zastępstwo. a na wizytę na NFZ czeka się kilka miesięcy. sprawę trzeba było rozwiązać w prywatnym gabinecie. komentarz prywatnej lekarz po oblekaniu papierków "no ja tego nawet nie będe komentować, ja już bez badań wiem że pani jest chora"
A na tym kanale możesz znaleźć odpowiedzi na niektóre nietypowe pytania. niestety facet rzadko nagrywa https://www.youtube.com/channel/UCtYCn-CIcrFuQ_guzYmM2zQ
Wydaje mi się, że religia jako przedmiot szkolny jest przedmiotem wyjątkowym na tyle, że gdy uczeń ma jakiekolwiek wątpliwości o których mówi głośno to nauczyciel powinien w pierwszej kolejności starać się rozwiać dzieciakowi wątpliwości co do tego tematu. Tym bardziej, że program nauczania według którego ja byłam prowadzona przez swoją cała edukacje nie wprowadził do mojego życia duchowego nic jak widać po moim poście. Być może w innych szkołach jest inaczej i wszelkie pytania są zbędne albo jest ich mało.
Ja też wspomniałam już gdzieś w komentarzu o panu katechecie, którego niestety poznałam pod koniec technikum a z którym mimo, że byłam już zdecydowaną ateistką mogłam porozmawiać o wszystkim i nie zaszczekała bym go za nic. Wierzył w to o czym mówił, chciał o tym mówić. A gdy pytałam "czemu" to on nie odpowiadał "bo tak" tylko odpowiadał tak bym zrozumiała i też potrafił przyznać, że nie wie lub szukał specjalnie dla mnie jakiejś odpowiedzi...Mimo, że mówiłam wprost, że nie wierze.
Wiem, że są ludzie niewierzący, którzy bardzo chcą wpływać na innych ludzi. Ja taka nie jestem. Zupełnie analogicznie jest z ludźmi wierzącymi. Nie rozumiem, nie popieram i nie lubie takich ludzi. Jest taka złota reguła etyczna każdy ją raczej zna- nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Odnieść te zasade można odnieść do każdej sytuacji w życiu. Skoro ja nie chce by ktoś wpływał na moje poglądy w temacie religii czy innym to ja też nie wpływam na innych ludzi w tych tematach.
Bardzo współczuje sytuacji żony. Ludzie to nieraz potwory jednak nie generalizowałabym, że wierzący są tacy a ateiści tacy... Wolę sama sobie mówić, że nie miałam szczęscia do ludzi których spotkałam na tej drodze mojego życia.
nie no racja, popieram ten tok myślenia. tylko chciałem sie podzielić moimi sytuacjami :)