Wydaje mi się, że religia jako przedmiot szkolny jest przedmiotem wyjątkowym na tyle, że gdy uczeń ma jakiekolwiek wątpliwości o których mówi głośno to nauczyciel powinien w pierwszej kolejności starać się rozwiać dzieciakowi wątpliwości co do tego tematu. Tym bardziej, że program nauczania według którego ja byłam prowadzona przez swoją cała edukacje nie wprowadził do mojego życia duchowego nic jak widać po moim poście. Być może w innych szkołach jest inaczej i wszelkie pytania są zbędne albo jest ich mało.
Ja też wspomniałam już gdzieś w komentarzu o panu katechecie, którego niestety poznałam pod koniec technikum a z którym mimo, że byłam już zdecydowaną ateistką mogłam porozmawiać o wszystkim i nie zaszczekała bym go za nic. Wierzył w to o czym mówił, chciał o tym mówić. A gdy pytałam "czemu" to on nie odpowiadał "bo tak" tylko odpowiadał tak bym zrozumiała i też potrafił przyznać, że nie wie lub szukał specjalnie dla mnie jakiejś odpowiedzi...Mimo, że mówiłam wprost, że nie wierze.
Wiem, że są ludzie niewierzący, którzy bardzo chcą wpływać na innych ludzi. Ja taka nie jestem. Zupełnie analogicznie jest z ludźmi wierzącymi. Nie rozumiem, nie popieram i nie lubie takich ludzi. Jest taka złota reguła etyczna każdy ją raczej zna- nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. Odnieść te zasade można odnieść do każdej sytuacji w życiu. Skoro ja nie chce by ktoś wpływał na moje poglądy w temacie religii czy innym to ja też nie wpływam na innych ludzi w tych tematach.
Bardzo współczuje sytuacji żony. Ludzie to nieraz potwory jednak nie generalizowałabym, że wierzący są tacy a ateiści tacy... Wolę sama sobie mówić, że nie miałam szczęscia do ludzi których spotkałam na tej drodze mojego życia.
You are viewing a single comment's thread from:
nie no racja, popieram ten tok myślenia. tylko chciałem sie podzielić moimi sytuacjami :)