Po 10 latach spotkałem się z kolegą który pracował ze mną w ochronie na grupie interwencyjnej (był moim uczniem). Posiedzieliśmy przy kawie, powspominaliśmy i dowiedziałem się o czymś czego się nie spodziewałem.
Ale zacznijmy od początku, w latach 90 zatrudniłem się do ochrony w jednej z łódzkich firm. Do Pracy przyjmował mnie starszy Pan, postawny i mocno siwiejący. Na początku podczas rozmowy zbytnio się nam nie kleiło, czułem się jak na przesłuchaniu na Policji i miałem wrażenie że nie dostanę tej roboty. Po 20 minutach rozmowy usłyszałem: "To wszystko, zadzwonimy do Pana". Pojechałem do domu z myślą że nic z tego nie będzie i dalej dzwoniłem po ogłoszeniach o pracę.
Było koło południa kiedy zadzwonił telefon stacjonarny. W słuchawce usłyszałem głos tego samego człowieka z którym rozmawiałem rano. Gość zapytał czy byłbym w stanie przyjść do pracy jeszcze dzisiaj na noc. Ucieszyłem się i zgodziłem bez zastanowienia. Pojechałem z powrotem do biura, podpisałem umowę, dostałem mundur i resztę wyposażenia oraz adres obiektu do którego miałem pójść na 20 do pracy.
Pod adresem stawiłem się 15 minut wcześniej, nigdy nie lubiłem się spóźniać. Tam zastałem starszego Pana rencistę który miał mnie wprowadzić we wszystkie tajemnice pracy. Nie było tego dużo. Szybko przyswoiłem wiedzę i rozpocząłem służbę. Co godzinę musiałem się zgłaszać dużurnemu przez radiotelefon i co jakiś czas wychodzić na plac i sprawdzać czy wszystko jest w porządku.
Praca na lajciku, bez stresu, bez większego wysiłku. Pierwsza noc zaliczona, następna służba miała być w dzień. Stawiłem się o 8 rano i tym razem miałem inne obowiązki które niezbyt mi się spodobały. Musiałem iść do korytarza w obiekcie i w małej kanciapie wydawać klucze poszczególnym pracownikom, dopilnowywać żeby wpisywali się w śmieszny kajecik. Obiekt na którym stałem to biurowiec z kilkoma piętrami i hurtownią na parterze.
Pracownicy (niektórzy) magazynów byli dość mili tylko Panie zbiura traktowały mnie się jak śmiecia. Nie które nie mówiły ani dzień dobry ani do widzenia. Przez usta nie przechodził im nawet numer pokoju, pokazywały palcem na klucz i tyle. Jak to pozory mylą, większość ludzi uważa że jak człowiek siedzi na cieciówce to nie ma wykształcenia i ambicji. Uważają takiego człowieka za niższego w warstwie społecznej. I właśnie tak zachowywały się te biurwy z tej firmy.
Kierownik firmy też jakiś idiota, już pierwszego dnia miałem z nim zwarcie. Po 10 przyszedł do mnie i kazał mi iść na parking i przeganiać samochody kierowców którzy nie byli interesantami ani biurowca ani hurtowni. Niepodobało mi się to polecenie bo parking niebył w żaden sposób onakowany jako "teren prywatny" ani zakazem wjazdu dla innych samochodów niebędącymi interesantami firmy.
Wiedziałem że to polecenie to głupota i inicjacja ciągłych kłótni. Na sztukę wygoniłem kilku kierowców, oczywiście nie obyło się bez słownej wymiany i wróciłem na cieciówkę. Po jakiś dwóch godzinach zlazł głupi kierowniczek i podniesionym głosem powiedział: "Chyba wydałem Panu polecenie". Nie powiem zagotowałem się, facet był albo równy wiekiem ze mną albo może o kilka lat starszy, w każdym bądź razie był straszliwie nadgorliwy.
Odburknąłem pajacowi: "czy ja mam na plecach napis parkingowy, czy ochrona? Chyba się Panu coś pomyliło. A po zatym pokrzykiwać to może Pan na swoich kolegów a nie na mnie".
Usłyszałem: "No to myślę że to Pana ostatni dzień w pracy", oczywiście odpowiedziałem gnojowi: " nie Pan mnie zatrudniał i nie Pan będzie mnie zwalniał. Faceta od razu wcieło, poleciał na górę jak rakieta. Ja nie wiele myśląc zadzwoniłem do swojego biura i zgłosiłem to swojemu dyżurnemu.
Po 15 minutach przyjechał w towarzystwie grupy interwencyjnej gość który mnie przyjmował do pracy. Przywitał się ze mną i kazał opowiedzieć co się stało. Po wysłuchaniu mojej wersji powiedział: "czy go popierdoliło, to nie należy do Twoich obowiązków, rób swoje i niczym się nie martw". Poczym skierował się na górę. Od chłopaków z grupy dowiedziałem się że to Dyrektor Piotr.
Służba mijała, nic się nie działo, zasraniec kierownik nie schodził na dół, od tamtej pory nie widziałem go i dobrze bo może i nawet dostałby odemnie w trąbe. Z nudów chodziłem po pasażu szukając zajęcia. Zbliżała się 16, zaczeło się. Biurwy kończyły pracę i musiały oddać klucze i się podpisać. Na samym końcu zszedł kierowniczek, był cały czerwony ze złości, Piotr musiał mu nieźle nawtykać. Wychodząc odburknął: "jak będzie się Panu nudzić to niech Pan trochę pozamiata". Skwitowałem to odpowiednim spojrzeniem i odwróciłem się do gnoja tyłem.
Na cieciówce musiałem posiedzieć jeszcze do 18. Tym razem moim obowiązkiem było odebranie kluczy, włożenie do spejalnej skrzyneczki, założenie sznureczka, a pracownica wychodząca z hurtowni musiała założyć plombę i zacisnąć. Po tek cięzkiej pracy :) zamykałem obiekt na klucz załączałem alarm i wracałem do pomieszczenia gdzie siedziało się w nocy. I tyle.
O 20 zmieniał mnie młody człowiek, który na samym początku wydał mi się jakiś nie taki. Za dużo wiedział o tym co jest w biurowych pokojach i hurtowni oraz o kobietach pracujących w biurach. Musiał wszędzie chodzić i myszkować. Wydał mi się strasznie przemądrzały i cwaniakowaty. Widział mnie pierwszy raz na oczy a opowiadał rzeczy o których raczej nie powinienem wiedzieć. Pojechałem do domu, moja następna służba rozpoczenała się od 8, więc gościa miałem widzieć znów rano.
Następnego dnia, byłem o 7.45 zmieniłem gostka i udałem się do portierni. Na samą myśl spotkania z kierownikiem robiło mi się niedobrze. Kiedy przyszła pracownica hurtowni poszliśmy komisyjnie zerwać plombę i otworzyć skrzyneczkę. Kiedy już miałem zerwać sznurek, zawahałem się. Pamiętałem że poprzedniego dnia wiązałem szpagat a teraz plomba wisiała na metalowym druciku. Zapytałem sprzedawczyni czy pamięta na czym wisiała plomba, niestety nie pamiętała. Zadzwoniłem do dyżurnego i mu zameldowałem o moim spostrzeżeniu.
Nie minęło 10 minut jak wyszła do mnie sprzedawczyni i powiedziała że było włamanie i zgnęło parę rzeczy z hurtowni. Zadzwoniłem znów do biura i po paru minutach przyjechał Piotr i dwóch z grupy, poszli do hurtowni. Po chwili jeden z grupy wyszedł do mnie i kazał się zaprowadzić do nocnego pomieszczenia i pokazać szafkę. Poszliśmy i kiedy otworzyłem swoją szafkę, okazało się że nie chodzi o moją tylko o gościa z nocy. Przyszedł dyrektor z kluczami, otworzył i zrobili przeszukanie. Nic nie znaleźli, powiedziałem im że jak gość wychodził z pracy miał przy sobie zaklejony brązową taśmą karton średniej wielkości.
Dyrektor został ze mną na miejscu a grupa pojechała do gościa do domu. Piotrowi spodobała się moja spostrzegawczość i reakcja. W rozmowie wyszło że w hurtowni już od jakiegoś czasu gineły różne przedmioty. Pracownice podejrzewały się na wzajem, nie przyszło im do głowy że kraść może ktoś z ochrony.
Około 16 zadzwonili do mnie z biura i zapytali czy nie mógłbym zostać jeszcze na noc bo gostek wylądował na dołku i już nie pracuje. Zgodziłem się bo niby czemu nie. i tak mijała następna służba. Około 7 rano przyjechało dwóch chłopaków z grupy i powiedzieli że dyrektor mnie chce widzieć i że później odwiozą mnie do domu. Pomyślałem że pewnie mnie też będą sprawdzać. No ok. W sumie nie ja byłem złodziejem.
Rano trochę zmęczony czekałem na rozmowę z Piotrem. Spać mi się chciało cholernie. Wyszła do mnie młodziutka kobietka: "Cześć jestem Marzena, napijesz się kawy?". Nie odmówiłem, otworzyły się drzwi w których jeszcze nie byłem, wyszedł dyrektor i kazał iść za nim. Weszliśmy do wypasionego pomieszczenia gdzie byli Piotr, kobieta koło 40 i wysoki facet koło 50. To było szefostwo, przedstawili się, pogratulowali i usłyszałem nową ofertę pracy.
"Przejrzeliśmy Twoje papiery, masz świetne predyspozycje i chcielibyśmy przyjąć cię na grupę interwencyjną, oczywiście na razie na próbe, ale jak się sprawdzisz to zostaniesz na stałe."
Byłem mile zaskoczony i bez wahania przyjąłem propozycję. Ciekawsza praca, lepsze pieniądze, brak nudy. Nie miałem się nad czym zastanawiać. No i pozbyłem się tego śmiesznego mundurka. Dostałem ciuchy prawie jak w policji oddziale prewencji. Spodobały mi się. Tak stałem się jednym z nich. Na początku nie było łatwo, ale w końcu zaakceptowali mnie i zaczęła się super praca.
Ale o tym w następnym odcinku.
Zdjęcie: z Expressu Ilustrowanego (fot. Grzegorz Gałasiński), ukazujące wspomaganie ochrony z Media Marktu, podczas pierwszej obniźki cen. Ja to ten tyłem z napisem Ochrona :) Oj działo się wtedy...
Świetna opowieść, przy czytaniu dotarło do mnie, że mam naprawdę nudne życie. Czekam na kolejny odcinek!
Prawdziwe historie są najlepsze
Czekam na ciąg dalszy...