Niedziela

in #polish6 months ago

Miałem pierwszą niedzielę w życiu. Obudziłem się, zająłem się obowiązkami, które przełożyłem na ten dzień, i miałem już siąść do pracy, gdy sobie pomyślałem: Hm, w sumie Pan Bóg mówi, że w niedzielę trzeba odpocząć, a nigdy tego nie robiłem. Może spróbujemy zrobić jak przykazał, przecież jest dość mądry, w sumie jest Bogiem, więc pewnie ma rację. Spróbujemy?

Dobra, cel na dziś: nie zająć się żadnym obowiązkiem, który miałem na dziś zaplanowany, one od dzisiaj są od poniedziałkowodosobotnie, a nie niedzielne. Usiadłem tak i patrzę się przed siebie i sobie myślę "Panie Boże, ja nie wiem co się robi, jak ma się wolne. Hjelp." Pierwsza myśl, dobra, może to jednak nie dla mnie, ale już się uparłem, że chcę mieć niedzielę, to robię sobie niedzielę.

Chwilę posiedziałem sobie tak o. Dziwne uczucie. Nic do roboty, nic mnie nie goni, a dokładniej, dzisiaj decyduję nie być goniony, ani nie być zarobiony. Tak chwilę siedzę, i sobie myślę, kurczę, może, jak już tak musisz być zajęty, to zajmiesz się czymś, na co tak nigdy nie masz czasu, może pójdziemy na kompromis? Okej. Bierzemy w dłoń Silmarillion, czytamy! Po paru stronach jakoś tak nudno się robi. No ja bym chciał by coś konkretnego zrobić. Wstaje, idę sobie zapalić, myślę sobie: no nie, konkretne rzeczy są nieniedzielne. Poróbmy pierdoły. Co chcesz? W sumie poczytałbym jeszcze chwilę. Siadłem i poczytałem dalej, leniwie, spokojny, przez nikogo nie goniony, i przypomniały mi się dni dzieciństwa, gdy UWIELBIAŁEM czytać. Ja pierniczę, ja myślałem, że to nigdy nie wróci!

Ale dobra, czytanie czytaniem, ale nudzę się. To co robimy? W sumie, zawsze tę gitarę na później odkładasz. Robimy szóstą próbę nauki? Tak samo jak z flecikiem? Lubisz skrobać sobie w zeszycie, to weźmy sobie ładnie rozpiszmy najczęściej używane akordy, ale wiesz, tak długopisem, mocno dociskając nagłówki, by było widać, że jest to nagłówek, bo lubisz je robić. Piszu, piszu. Piszu, piszu. Okej, jakiś błąd, coś zepsułem. Włączyłem komputer. To co, rozpisujemy to tutaj, a potem napiszemy, ale już bez błędów, by było ładnie? Starą kartkę wywalamy?

Dryń, dryń! Czas jednak wyjść. Kościół tajm! To co, robimy spacer? Okej, ale gdzie indziej dziaiaj, pójdziemy swoją ulubioną trasą. Miałem jakieś dziwne wrażenie, że chodźmy tam, ale właśnie tam. Nie lubię takim przeczuciom wierzyć, ale dobra, dzisiaj się zgadzamy.

CENZURA: SPRAWY PRYWATNE KOŚCIOŁOWE

Wracając, a wcześniej idąc do niego słuchałem sobie Księgę Hioba. Zawsze jakoś panicznie mnie irytowała. I tak idąc, w którymś momencie oślepiło mnie zachodzące słońce.

I wtedy zobaczyłem wielki cudowny uśmiech. Nie powiem o tym za dużo, ale powiedzmy, że całkowicie przypadkowo wczoraj rozmawiałem o właścicielu tego uśmiechu, i całkowicie przypadkowo mi się ów właściciel śnił, więc tak całkowicie przypadkowo ją po paru latach spotkałem. Przypadki są dziwne, nie?

Nie powiedziałem nic, minęliśmy się i tyle. Ale to było piękne spotkanie. Trochę się wtedy zrobiłem sentymentalny, i pomyślałem, że znam odpowiedź na jedno pytanie, które sobie zawsze zadawałem. Jakie to jest pytanie, jaka jest odpowiedź?

Nie powiem.

Poszedłem zgodnie z planem do herbaciarni. Ładnie rozłożyłem teczkę, rozłożyłem książkę, rozłożyłem zeszyty i zacząłem sobie skrobać. Skrobu, skrobu. Skrobu, skrobu. Myślałem o swoich rzeczach, zastanawiam się, czy nie zrobić coś śmiesznego, czego już parę lat nie zrobiłem. Ale dostałem telefon. Od mojej ostatnio mojej ulubionej kumpeli. Masz czas? Wyszedłem na zewnątrz, zaprowadziłem do mojego miejsca, i ciągle skrobiąc w zeszycie zaczęliśmy rozmawiać.

Rozmowy szły o wszystkim. Jakieś migreny, problemy, śmieszkowanie, podsłuchiwanie ludzi z stolika obok, religia, psychologia, jakieś przypałowe rzeczy, które kiedyś odwaliliśmy, a także o krainach swoich marzeń. I tak mieniło trzy i pół godziny.

Następnie wróciłem do mieszkania. Włączyłem komputer, coś tam pogrzebałem, a potem siadłem do nauki. Słówka. A w którymś momencie przypomniała mi się gitara. Siadłem, na spokojnie, uhahany po ciężkim lekkim dniu. Zacząłem próbować.

Próbowando. "Jeden." "Dwa." "Trzy..."

Próbowałem grać tak, by nie obudzić lokatorów. A dokładniej tak, by nie za bardzo ich rozbudzić. Bo w sumie taka rozmowa by mi nie przeszkadzała. Xd. Pobawiłem się, zacząłem robić z nią dziwne rzeczy, byle tylko znaleźć jeszcze jakiś dziwny dźwięk, który będę mógł potem do czegoś wykorzystać.

Ale okej, dokończyłem gitarę, to dokończyłem jeszcze różańczykowanie. Pierwszy raz w życiu chciałem się na tym skupić i było mi przy nim przyjemnie. Dziwne uczucie. Myślę dalej. Okej, nic nas nie trzyma, można lecieć spać. Następna dziwna myśl.

Nie zasnąłem. Wstałem jeszcze. Wyszedłem na papierosa. Pooglądałem gwiazdy. A reszta to już prywata, i ja zmykam.

Te niedziele nie są takie głupie, heh.

Miłego! ^^

Sort:  


Thank you for using ECENCY