Blaski i cienie edukacji. Rozprawa nad szkolnictwem.

in #polish7 years ago

learn-2405206_960_720.jpg

Szkoła w założeniu ma uczyć i wychowywać. Na przestrzeni lat odbywały się przeróżne reformy edukacji i zmieniały się normy społeczne, które również dotyczyły szkół. Dzisiaj zbadam zalety i wady obecnego szkolnictwa i opowiem za co szkołę doceniam, a co mam jej za złe.

Artykuł nominuję do konkursu #tamatygodnia do tematu "wiedza".

Start w przyszłość

Nie można odmówić szkole podstawowej i średniej, że ma za zadanie przygotować nas do dorosłego życia. Czy to do podjęcia studiów czy też pracy w wyuczonym zawodzie. Mimo wszelkich wad, bez szkoły podstawowej czy jakiejś szkoły średniej, nawet tej zawodowej - raczej nie będziemy wysoko usytuowani w hierarchii społecznej. Ukończenie szkół niższego szczebla wpływa na całe nasze dalsze życie.

Poznawanie życia i ludzi

To w szkole po raz pierwszy budujemy poważne i długotrwałe relacje. Poznajemy wiele ludzi na raz, a wśród nich są zarówno dzieci jak i nauczyciele. Zderzamy się z rzeczywistością, w której po raz pierwszy mamy problemy i ciągle ich przybywa. Okazuje się, że dotychczasowo poznany świat był pełen beztroski, a tu czekają nas obowiązki. Trudno bez szkoły poznać życie, normy społeczne czy poczucie obowiązkowości.

meadow-3396746_960_720.jpg

Nauka

Pomimo wszelkich błędów, które opiszę to właśnie w szkole podstawowej poznajemy początkową wiedzę ogólną. Uczymy się wielu nowych rzeczy i kształtujemy w ten sposób naszą wyobraźnię. Trudniejszy etap czekał na mnie w gimnazjum, a obecnych uczniów - w siódmej klasie szkoły podstawowej. Tam już naprawdę trzeba przysiąść do nauki, aby zdobyć wysokie oceny. Już w wieku 14-15 lat musimy mieć obraną jakąś drogę zawodową czy edukacyjną. Zdecydować czy chcemy zdobyć zawód dzięki technikum lub szkole zawodowej czy może wybrać się na studia wyższe. Technikum zapewnia tutaj obie drogi. Ponadto oferuje mnogość przedmiotów i potrafi wykształcić w przeróżnych zawodach. Szkoła zawodowa stawia obecnie mniejszy nacisk na wiedzę i edukację, gdyż stawia uczniom znacznie niższe wymagania. W liceach można kształcić się w wielu klasach, które oferują rozszerzenia różnych przedmiotów. Taka różnorodność szkół średnich to zdecydowana zaleta.

Dwója wystarczy

Ocena dopuszczająca to minimum, jakie należy osiągnąć by zaliczyć przedmiot. Skala ocen nie budzi we mnie pretensji. Rozumiem, że jakaś musi być. Ale problem leży po stronie uczniów. By zdobyć dwóję, nie trzeba się zbytnio wysilać. Tu problemem jest ich świadomość. Bardzo często uczniowie cieszą się z tej oceny i nie mają wyższych ambicji. Po co się starać, skoro i tak uczę się słabo i raczej to się nie zmieni. Dziś już raczej rodzice nie stoją nad uczniem z batem, a skoro zalicza przedmiot na minimum to ma spokój i może pograć na komputerze. Szkoła jakoś nie zachęca do zdobywania wyższych stopni. Gdy chodziłem do szkoły, byli też tacy uczniowie, którzy mieli wyższe ambicje, a czasem "podwinęła im się noga" i po prostu chcieli poprawić ocenę dopuszczającą i co wtedy...? Nauczyciel często nie dawał takiej możliwości. Tylko jedynki można było poprawiać. Z rozmów z młodszym pokoleniem wywnioskowałem, że to na szczęście się zmieniło i można poprawiać różne oceny. Chyba nic bardziej mnie nie zniechęcało do nauki.

Zamiast w górę to w dół

Zajęcia wyrównawcze dla słabszych uczniów - świetna inicjatywa. Kółka naukowe i stypendia dla tych mocniejszych - super. Ale na lekcjach bywało już znacznie gorzej i podobno tak bywa nadal. Chodzi o to, że podczas pracy grupowej, nauczyciel najczęściej dobiera uczniów pod względem poziomu i umiejętności. Prawie zawsze wygląda to tak, że pracują dwie osoby lub jedna na rachunek wszystkich. I taki dwójkowy uczeń zgarnia piątkę lub szóstkę, a nie zrobi nic by grupie pomóc. Nie z braku umiejętności - lecz z lenistwa i poczucia braku jakiegokolwiek obowiązku. Takie działanie dokładnie uczy jak w przyszłości nie pracować w zespole. Często nauczyciele zmuszają słabszych uczniów by siadali w ławce z mocniejszymi. Tylko wydaje się, że to słabszy uczeń ciągnie w dół tego mocniejszego, a nie mocniejszy w górę słabszego.

Nudne lektury i ich głupie omawianie

Zawsze uważałem, że książki rozwijają osobowość i wyobraźnię. Jestem wielkim zwolennikiem czytelnictwa. Natomiast wiele lektur w polskich szkołach jest najzwyczajniej w świecie nudna i nie przystosowana do wieku uczniów. Nie można tego zarzucić klasom 1-6. Przygody Robinsona Crusoe czy Dzieci z Bullerbyn czytane były bardzo chętnie i omawiane właściwie. Im wyższa klasa tym gorzej. Nagromadzenie mitologii w gimnazjum było przesadne. Wiem, że to stamtąd pochodzi wiele związków frazeologicznych, które wypada znać, jednak mitów było zwyczajnie zbyt wiele dla gimnazjalisty. Uważam, że za dużo mówi się o książkach powszechnie uznanych za arcydzieła. Nie kwestionuję wartości literackiej Mickiewicza, Sienkiewicza czy Szekspira i należy znać ich dzieła. Uważam jednak, że omawiane są zbyt długo. Gdy nauczyciel wymaga dokładnych szczegółów z "Potopu" można złapać się za głowę. O ile "Pana Tadeusza" przeczytałem z wielką przyjemnością to "Romeo i Julia" mnie po prostu zanudziła. Czytając nudną lekturę i szukając w niej jakichś motywów czy związków literackich, których wymaga nauczyciel w żaden sposób się nie rozwijałem. Czasem miałem dwie lekcje języka polskiego pod rząd i cały czas omawianie lektur. A przecież można było wtrącić jakieś ciekawostki o autorze czy o czasach, w którym książka powstawała.

learn-3069053_960_720.jpg

Klucze wypracowań

O tak, uwielbiam to. Napiszmy swoje wypracowanie, ale koniecznie zawrzyjmy tam informacje, które w swoim kluczu napisał autor zadania. To nic, że w swoim maturalnym wypracowaniu znalazłem motyw arkadyjski w "Panu Tadeuszu", skoro komisja egzaminacyjna o tym zapomniała i nie otrzymałem punktu za słuszne wskazanie w dziele Mickiewicza. Przedziwny proceder.

Podejście nauczycieli

Nie zamierzam tu uogólniać. Są świetni i fatalni nauczyciele, jak i nauki, które aby zrozumieć należy przekazać z pasją. Tutaj najgorsza w mojej edukacji była historia. Uważam, że to nauczyciel odpowiada za zainteresowania ucznia tą dziedziną nauki. Dyktowanie suchych faktów i dat do zeszytu to była katorga. Po prostu - nie chciało mi się uczyć historii i totalnie mnie nie interesowała. Gdy nauczyciel się zmienił i potrafił dokładnie opisać przebieg bitwy, włączając w to przeróżne ciekawostki to z przedmiotu miałem ocenę celującą. Często historia realizowana jest nudno i na szybko. Gdyż materiału jest bardzo dużo. Innym przykładem fatalnego podejścia do przekazywania wiedzy była moja nauczycielka fizyki. Zero jakichkolwiek doświadczeń, wzory i ich przekształcanie wypisane na tablicy. Nikt, nawet najlepsi uczniowie nie potrafili sobie radzić z zadaniami, gdyż nauczyciel zwyczajnie nie potrafił, a bardziej - nie chciał przekazać nam wiedzy. Dochodziło do sytuacji, gdy mieliśmy do wykonania kilkanaście zadań domowych i nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać.

Zwolnienia z wf-u

Wychowanie Fizyczne zostało wpisane do listy przedmiotów, a jeśli się tylko troszeczkę postaramy, nie musimy w nim uczestniczyć. Rozumiem poważne choroby czy schorzenia, które uniemożliwiają ćwiczenia fizyczne. Natomiast zdecydowana część zwolnień z lekcji wf-u jest wypisywana z błahych powodów, a czasem bez powodu, bo mamy znajomego lekarza. Idąc tym tokiem rozumowania, powinniśmy mieć możliwość zwolnienia się z matematyki czy języka polskiego. Ćwiczenia fizyczne są bardzo istotne w rozwoju, zwłaszcza u dzieci. Akcja "Stop zwolnieniom z wf-u" jedynie namawiała do ćwiczeń, nie wprowadzała natomiast żadnej inicjatywy ustawodawczej, która mogłaby wprowadzić wymagania odnośnie zwolnień z lekcji wf-u. Bo to nie tylko zwolnienia lekarskie, ale też takie zwykłe usprawiedliwienia od rodziców.

running-498257_960_720.jpg

Lekcje religii

Uważam, że preferencje religijne to sprawa, jakby to powiedzieć "społecznie intymna". Mam na myśli to, że to każdego prywatna sprawa w co wierzy. Niektórzy chodzą na religię, bo tak wypada. A gdy ktoś zdecyduje się nie uczęszczać na te lekcje, wytykany będzie palcami. Jednak czy katecheza nie kłóci się czasem z edukacją? Zastanówmy się. Mówiąc religia, myślimy - wiara. A czy wiara to wiedza? No nie...a przecież to wiedzę mamy zdobywać w szkole, a wiarę w jakąś religię lub ateizm wykształcić możemy na polu rozwoju osobistego, wychowania lub pewnych wzorców.

A przecież...

Nie uczymy się w szkołach kompletnie przedsiębiorczości! Jest przedmiot z nią związany, ale w ogóle nie odnosi się do realiów. To tylko sucha wiedza odnośnie definicji firmy, regonu czy biznesplanu. Gdzie jakieś pomysły na ten biznes? Bo o tematyce kryptowalut nawet nie mam co marzyć...Przedmiot realizowany fatalnie. Podobnie jak informatyka na poziomie podstawowym. Pisanie nagłówków czy formatowanie tekstu to powtórka ze szkoły podstawowej. Czemy nie możemy poznać podstaw programowania ? Czemu nie możemy storzyć pracy długoterminowej i napisać jakiś fajny program, nawet w grupie.

Autorytet nauczyciela?

Chyba totalnie upadł. Dzisiaj nauczyciel często boi się dziecku wpisać uwagę. Dlaczego? Bo spotkać go mogą przykre konsekwencje. Dzieci to często przestępcy. Internet ostatnio obiegł film, w którym uczeń podchodzi do nauczyciela z ostrym narzędziem, które przypomina maczetę. Oczywiście wśród innych uczniów istnieje przyzwolenie na takie działania i wzbudził tym ich sympatię. Na szczęście internauci szybko wytropili "bohatera". Nauczyciel często jest po prostu traktowany jak wróg.

Podsumowanie

Bez szkoły nie osiągnąłbym tego co mam obecnie. Przygotowała mnie do studiów i do życia w społeczeństwie. Z drugiej strony zmęczyła mnie intelektualnie, nakazując naukę rzeczy niepotrzebnych i bezsensownych. Wzory fizyczne nie poparte żadnymi doświadczeniami w żaden sposób nie przydały mi się w dalszym życiu. Może dlatego, że nauczyciel nie potrafił ich wytłumaczyć. Wiele lektur uznałem za stratę czasu, chociaż do "Pana Tadeusza" wracam po dziś dzień. Reformując edukację, nasi rządzący nie myślą o raczej o uczniach. A przecież ryba psuje się od głowy. Chciałbym, żeby lekcje były zdecydowanie ciekawsze, a uczniowie bardziej motywowani.

board-2449726_960_720.jpg

Sort:  

Sam uczę i powiem ci tak: zlikwidowanym oceny. Zamieniłbym to na regularne wpisy w których uczeń się czymś po prostu wykazal. W takiej działalności uczniowskiej lub studenckiej. Jakieś projekty i konkretne umiejętności które wynikają z nauczania teorii. Ono mieliby spokój, bo coś potrafią, my nauczyciele też bo znika w dużej mierze niesprawiedliwość w ocenianiu.

W zasadniczym zrębie zgadzam się. Moim zdaniem zapomniałeś jednak wspomnieć o najważniejszym - o samych uczniach. Wiele można zrzucić na nauczycieli, którym brakuje polotu, ciągle zmieniającą się podstawę programową itd. Możemy mieć świetnie wyposażone szkoły, wybitnych dydaktyków, ale jeśli po drugiej stronie - po stronie uczniów - nie będzie chęci współpracy, to chociażby wbijano im wiedzę siłą to i tak niczego się nie nauczą. Ogromny problem szkolnictwa, nie tylko polskiego, polega na tym, że rodzice, oddając swoje pociechy do szkoły, uważają, że już wypełnili swoje wszystkie obowiązki i to szkoła powinna zająć się nauczaniem i wychowaniem dzieci. Tutaj natomiast pojawia się problem, bo szkoła ma bardzo ograniczone możliwości oddziaływania na wychowanie uczniów. Co prawda są wychowawcy i teoretycznie oni powinni potrafić przemówić do niesfornego ucznia, ale każdy zna realia - większość uczniów "olewa" swoich wychowawców, bo "to przecież nie jest go moja matka/ojciec" lub "i tak nic nie może mu zrobić". Podczas swojej nauki miałem w klasie masę bardzo inteligentnych chłopaków, którzy olali szkołę tylko dlatego bo ich rodzice dali im na to "ciche przyzwolenie".

Co do religii to ja bym nie wiązał religii z wiarą. Na zajęciach religii nikt nie nauczy drugiej osoby wierzyć. Religia w szkole ma przedstawiać podstawowe zagadnienia wyznania rzymsko-katolickiego. Jak ktoś nie chce to i tak ostatecznie może wybrać etykę - szkoła jest zobowiązana zapewnić takie zajęcia osobom, które wypiszą się z religii. Teraz dochodzimy jeszcze do pytania: Czy religia powinna być w szkołach? Moim zdaniem ciężko powiedzieć, ale szybciej skłaniałbym się do nauczania religii na zakrystiach, tak jak w czasach PRL - i mówię to sam jako katolik.

Mniej więcej o to mi chodziło pisząc o niskich ambicjach uczniów. Nie traktują nauczycieli poważnie, a szkoła zawsze była przykrym obowiązkiem. Również jestem katolikiem i uważam, że religię należy oddzielić od szkoły. Chociaż faktycznie można tam się nauczyć kołku rzeczy o chrześcijaństwie czy innych religiach. Natomiast można by to włączyć np. do przedmiotu historii.