Witam.
Oto nadeszła najważniejsza premiera tego roku, chwila pieczętująca twórczość polskiego umysłu, jako jedne z najważniejszych tworów w historii popkultury. Pierwszy sezon "Wiedźmina" pojawił się na platformie Netflix. Czy spełnił pokładane w nim oczekiwania?
Żeby być w stanie konkretniej przeanalizować dzieło ekipy Lauren Schmidt powróćmy do innego przełomowego momentu w dziejach popkultury - premiery pierwszego sezonu "Gry o Tron". Dlaczego mam zamiar porównywać dzieło Netflixa do serialu, do którego wg. twórców porównywać się go nie powinno? Otóż w obu tych przypadkach pierwsze sezony stanowią jedynie "mocno rozbudowany wstęp" do kolejnych i powielają przez to wiele problemów charakterystycznych dla "mocno rozbudowanych wstępów".
W obu tych dziełach wszystko przez cały sezon jest stopniowo wprowadzane, jednak w "Grze..." wszystko jest dosyć uporządkowane w porównaniu do "Wiedźmina", w którym przez prawie cały sezon mamy do czynienia z kilkoma przedziałami czasowymi przeplatającymi się co raz, momentami wprowadzającymi narracyjny chaos. Jednak nie jest to wszystko oparte w 100 procentach na gadaniu, główną przewagą pierwszego sezonu Wieśka nad GoT jest to, że dzieje się coś, przez co nie da się usnąć tak, jak przy GoT - mamy świetne sceny akcji, świetnie wyglądające potwory, rewelacyjnie wyglądające czary i kupa efektów wizualnych z najwyższej półki, jakich można było oczekiwać, patrząc na to, że pracowało nad nimi rodzime studio Platige Image. Dzięki m. in. ich pracy wszelkie niedostatki budżetowe (bo ten sezon podobno nie miał zbyt wielkiego budżetu) zostały rewelacyjnie zakryte. Niestety jednak, jak i w 1 sezonie GoT, tutaj jest za dużo nazw, nazwisk, niektóre elementy świata zostają wrzucone tak od czapy, wielu widzów przez to może się nieco nie połapać.
Jednak odbioru krytyków nie rozumiem, między opiniami krytyków nt. wstępnego sezonu ekranizacji prozy George'a R. R. Martina, a ekranizacji prozy Sapkowskiego jest niezła przepaść, której nie jestem w stanie zrozumieć, poziom tych seriali jest mocno porównywalny w mojej opinii. Tam, gdzie GoT wypadło gorzej, "Wiedźmin" radzi sobie świetnie i na odwrót.
Przejdźmy teraz do kolejnych elementów. Większość obsady radzi sobie znakomicie, nawet budzący niegdyś wątpliwości Henry Cavill w roli Geralta wypada genialnie, a gry Any Chalotry jako Yennefer nie jestem w stanie obiektywnie ocenić (wybaczcie, mam nieziemską słabość do długowłosych czarnulek <3). Wszyscy narzekają na Annę Shaffer w roli Triss, ale w sumie ja nawet na nią nie zwróciłem uwagi. Jej rola jest tak mała i niewiele znacząca, że w sumie jestem zdziwiony tym, że w ogóle ktoś się nią przejął.
Zdjęcia są rewelacyjne, pod kątem estetycznym poza Nilfgaardzkimi zbrojami nie ma się absolutnie do czego przyczepić. Z czystej ciekawości odpaliłem polski dubbing - nie, nie i jeszcze raz nie. Jest zły, po prostu zły, rodem z kreskówki, jedynie Żebrowski w roli Geralta radzi sobie świetnie, tak jak za dawnych lat. W każdym razie nie polecam nikomu oglądać wersji z dubbingiem, szkoda waszych uszu.
Jak ostatecznie oceniam "Wiedźmina"? Jest bardzo dobrze, mogłoby być lepiej, ale jestem święcie przekonany, że tak właśnie będzie już w kolejnych sezonach, kiedy to całość się porządnie rozkręci. Czekam teraz z zapartym tchem na wszelkie newsy itd. na temat kontynuacji zaczętych tutaj wątków i na samą premierę kolejnego sezonu.
Na Filmwebie i i IMDb "Wiedźmin" jest wysoko oceniany, wykopowi mędrcy psioczą jak zwykle. Moje oczekiwania były niewygórowane, bo to jednak Netflix, i jak na razie jestem zadowolona. Obawiałam się, jak wypadnie Cavill, ale niepotrzebnie. Triss właśnie o dziwo mi pasuje do wyobrażenia, natomiast Yennefer to nie jest taka czarodziejką, jaką sobie wyobrażałam czytając Wiedźmina chyba z 20 lat temu. Ale to tylko adaptacja i jak dla mnie nie musi być 1:1.
Faktycznie jest trochę chaos narracyjny, ale łatwo się połapać i myślę, że w kolejnym sezonie wątki będą już czasowo równoległe.
Gdy jako nastolatka czytałam Sapkowskiego nawet nie marzyłam, że Wiedźmin będzie postacią znana na całym świecie. a teraz jest i to jest fajne.
Ogólnie sam fakt, że w końcu mamy rodaka w gronie najważniejszych pisarzy fantasy w dziejach ogólnie jest niebywałym powodem do dumy.
Pięknie napisane.
@tipu curate
Posted using Partiko iOS
Upvoted 👌 (Mana: 5/15 - need recharge?)
ekhem coż dla mnie ów wiedźmin to totalne dno. Aktorzy niedopasowani do ról a ich charaktery spłycone. Świat przesycony poprawnością polityczna a przez to zupełnie nie autentyczny i nieimersyjny. muzyka zupełnie denna- każda dobra produkcja ma jakiś spójny motyw muzyczny który od razu zapada w pamięć i buduje klimat filmu tu tego nie ma są jakieś badziewne dźwięki rodem z przypadkowych list muzyki trailer owej. Efekty specjalne jak efekty specjalne dziś każdy film jest nimi przesycony doceniam ale oczywiście nie mogło być źle skoro robiło je rodzime studio z bagińskim na czele. Nie o to jednak w filmach chodzi żeby były efekty. Żadne efekty nie zakryją dna w realizacji scenariusza chyba że ktoś jest otępionym przez współczesne kino widzem którego kręci jedynie oglądanie wybuchów pościgów strzelanin cycków i flaków na wierzchu ale powiedzmy sobie szczerze wiedźmin to nie dzieło dla debili- a przynajmniej nie było nim dopóki nie zabrał sie za ni netflix...
Niepotrzebne zmiany w scenariuszu mające nam na siłe przemycić filozofię feministyczną + pokazać wyciągane macice okrucieństwo krzyki i krew (jak było np ze sceną upiększenia yenefer która w ksiązkach została "poprawiona" po próbie samobójczej przez jej nauczycielkę i nie było żadnj mowy o wyciąganych macicach i groteskowych scenach), albo głupie dialogi o mężczyznach którzy traktują kobiety jak naczynia do rozpłodu rozkminiane przez czarodziejkę która w każdym kącie ma romans XD.. szkoda słów.
Dno w sferze kostiumowej poganiane dnem w sferze dialogowej. W pierwszym odcinku słowo przeznaczenie pada chyba z 40 razy (nie wiem czy to nie wiecej niż w samej książce XD).
Z całym szacunkiem autorze dla twojej próby chwalenia tej "produkcji" ale fakt iż w swoim opisie przywiązujesz głownie wagę do efektów specjalnych , które jak twierdzisz zapychały tu nudę którą trąciła dla ciebie np początkowo np gra o tron( w moim mniemaniu pierwsze sezony były właśnie najlepsze i wykonane po mistrzowsku a z czasem tracą jakość spadając na samo dno gdy kończy się treść książek), a także do wyglądu aktorek (który jak twierdzisz uniemożliw ci obiektywną ocenę ich gry aktorskiej i tego jak pasują do roli książkowej postaci), świadczy o tym że jesteś raczej odbiorcą który nie szuka dobrej wielowątkowej historii z przesłaniem gdzie wewnętrzne rozterki bohaterów i fabuła skłaniają do myślenia, wzrusza czy też bawi inteligentnym humorem sytuacyjnym do łez, a raczej dobrego widowiska. Stąd też twoje nie zrozumienie dla krytyki tego dna które osoby podobne tobie nazywają dobrym serialem.
Dobrym serialem była produkcja polska niestety nie osiągnęła sukcesu gdyż polski widz ogłupiony już w tamtych czasach holywoodzką papką i pragnacy za wszelką cenę zachodnich standardów domagał się lepszych efektów i sam nasrał do swojego gniazda. Aktorzy zostali jednak dobrani doskonale muzyka była przejmująca i rozpoznawalna z kilometra przedstawienie świata autentyczne a gra aktorska na naprawdę wysokim poziomie. Niestety żeby ja docenić trzeba mieć nieco więcej wrażliwości i subtelności niż osoby podziwiające wylewające sie na posadzkę jelita czy też zwisające pępowiny;]
Pozdrawiam
Co za bzdury xD No zgadzam się może w kwestii tego "przeznaczenia", którego padanie 13 razy w ciągu sceny jest nieco kiepskim popisem dialogowych skillsów xD Nie chodziło mi o efekty same w sobie, a o sceny akcji, ogólnie wypełnienie serialu czymkolwiek, co nie było gadającymi głowami. W pierwszym sezonie GoT nie było prawie żadnego napięcia, poza samym wstępem z uciekającymi członkami Nocnej Straży, no i motywem zdrady Baelisha, który jednak w tym sezonie był przez prawie cały czas nudnawą i grzeczną gadułą (jak spora część innych postaci, która tak jak i on rozwinęła się porządnie w kolejnych sezonach, nie licząc coraz to bardziej syfiastych ostatnich). Już od drugiego sezonu akcja nabrała solidnego dynamiznu i postacie zaczęły się porządnie rozwijać. Tutaj choć jakość scenariusza jest gorsza, to jest w nim dynamizm, coś się dzieje, coś w ogóle ciekawi widza, sprawia, że chce to oglądać, a tu starcie ze strzygą, a tu kolejny pienkny smoczek (no dobra, nie był on może najładniejszym CGI w historii, ale źle nie wyglądał). Kiedyś oglądałem na jednym filmoznawczym kanale na yt film, na którym dobrze było wyjaśnione jak powinien być konstruowany scenariusz filmowy, by film nie był nudny, na przykładzie pierwszego Indiany Jonesa. Kluczowym elementem było rozłożenie stopnia napięcia występującego w filmie, który okazał się mocno zbliżony do sinusoidy. Były momenty pełne napięcia (jakaś akcja, albo coś ogólnie złowieszczego w mniejszym, lub większym stopniu), by potem nastąpił luz, czyli jakaś luźniejszy moment, by następnie ponownie po jakimś czasie ponownie wzrosło napięcie i po czasie ponownie spadło. W ten sposób konstruuje się każdy porządny film czy serial... właściwie ogólnie. Eskalacja konfliktu, czy paru małych konflikcików nie powinna być odwlekana non stop, olewana, bo widz zacznie się nudzić. To był spory problem 1 sezonu GoT i doskonale uporali się przy tym scenarzyści Netflixa w przypadku Wieśka.
Rzeczy, na podstawie których stwierdziłeś, że nie jestem typem odbiorcy szukającym "głębszej historii" są wyssane z palca. Mógłbym Ci wysłać namiary na mój prywatny profil na filmwebie, żeby Ci udowodnić błąd. Nie mniej jednak prawdą jest, że od "Wiedźmina" oczekiwałem przede wszystkim dobrej rozrywki, którą ostatecznie dostałem, tak samo jak sięgając po dzieła CD Projektu Red. W przypadku chociażby 3 części gry głębia historii, choć wcale nie była jakoś koniecznie potrzebna, stała się niebywałym dodatkiem potęgującym wrażenia z świetnej rozgrywki. Na to samo liczę obcując z czymkolwiek, co jest dziełem rozrywkowym - głębia nie musi się koniecznie pojawić, ale jeśli jest, to jeszcze lepiej i tyle. Jeśli szukam głębi samej w sobie, to sięgam po von Triera, dzieła spod znaczka A24 i inne filmy oklaskiwane w Wenecji, czy Cannes, ewentualnie wracam do dwóch pierwszych, przewybitnych sezonów "Czarnego Lustra".
Co do polskiego serialu... był nieudany... to znaczy pieniądze były za małe, by to mogło się udać. Fakt, muzyka była świetna, a za swojskim Geraltem i Jaskrem tęsknię bardzo mocno do teraz, ale realizacja serio była przeokropna, co genialnie wyjaśnił w swoim filmiku kanał "Na Gałęzi"
Bieda tam wylewała się i kuła w oczy non stop, więc tak mimo klimatu i wielu innych zalet, ciężko określić ten serial jako dobry.
Poza tym, gdzie ty tu masz gówniane kostiumy poza zbrojami Nilfgaardczyków? Dlaczego uważasz, że przez to, że gdzieś tam mignął murzyn, albo pojawił się nieco bardziej feministyczny motyw, nagle wszystkie aspekty produkcji jakoś magicznie idą jakościowo na dno i na dodatek to przemyca jakieś szkodliwe idee? XD Przecież tutaj nawet nie było żadnych homosiów kurde mać, ja bym się z tego na Twoim miejscu cieszył, z resztą mnie samego by striggerowało zrobienie z np. Geralta biseksualisty. Ja sam nie jestem miłośnikiem poprawności politycznej, mnie samego wkurwia np. robienie z postaci historycznej, która była biała, na co dowodów jest kurde mać pierdyliard, murzyna, czy wciskanie odmiennej orientacji gdzieś tak kompletnie na siłę, że to widza naprawdę boli przy oglądaniu.