Wibracją w wirusa

in #polish5 years ago (edited)

Jestem posiadaczem rzadko używanej misy tybetańskiej, co można słusznie uznać za profanację z mojej strony. Kupiona w Nepalu w charakterze pamiątki, niedoceniona jako wspaniałe narzędzie, porzucone niczym wieszak na klucze w przedpokoju, lub mało atrakcyjny dzbanek którego szkoda wyrzucić.

Przyznaję, że było to zachowanie karygodne, podobnie jak Ferdynanda, który niejako w turystycznym obowiązku kupił sobie ciupagę na Krupówkach, a jej funkcją jest ozdoba badziwiatego przedpokoju i ewentualnie rekwizyt, który właściwie ułożony w dłoni służy do odstraszania nieuprzejmych gości.

Ostatnio jednak doszło do przeprosin z mojej strony i sporadycznego używania misy. I choć moja wiedza na temat mis jest powierzchowna, zdaję sobie sprawę, że ich stosowanie ma dobroczynne skutki nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich mieszkańców w mojej przestrzeni, łącznie z sąsiadami. Zaznaczam, że pewne pozytywne symptomy mogą być kwestią przypadku lub mojej sugestii. Nie mniej jest to ciekawa sprawa.
Dodam jeszcze, że oryginalny, przenikliwy dźwięk z misy nie ma nic wspólnego z tym z Youtube.

IMG_1591- misa 50.jpg

Pozbywszy się przed kilku laty telewizora (z wiadomych powodów) kontaktuję się ze światem zewnętrznym przez internet. Właśnie dzięki temu trafiłem na ciekawy materiał, który nigdy nie miałaby szans na emisję w ogłupiającej, indoktrynowanej nas powszechnie telewizorni.

Ale po kolei. Aby mój przekaz był choć trochę skuteczny, potrzebuję zyskać miligram wiarygodności w oczach potencjalnego czytelnika, który słusznie ma prawo mnie postrzegać za szurniętego. W tym celu proszę o wczytanie poniższego linka i wysłuchanie w skupieniu prelekcji. Odstępstwo od tej rady sprawi, że zbytecznie sobie dziś wytarłem i tak już zanikające linie papilarne.

Już? Na pewno?
Kto czytał moje wcześniejsze wpisy wie jaką wagę przywiązuję do świata wibracji i ich oddziaływania na nasze życie osobiste. Chciałem wcześniej rozwijać ten temat, ale widząc bliskie zeru zainteresowanie tematem (w odróżnieniu od przepisów na ciasteczka) dałem sobie spokój. Obecnie w obliczu powszechnej paniki i jak to się mówi – “jak trwoga to do boga”, mam szansę przebić się do świadomości zdesperowanych, będących często na skraju depresji poszukiwaczy brzytwy.

Jako stary wiekowo i stażem praktyk (w zakresie energii subtelnych, uzdrawiania, medytacji i takich tam), dysponując osobistymi doświadczeniami, podaję ten patyk chętnym do ratowania jak fizycznego tak i psychicznego zdrowia.

Chociaż sama intonacja mantry niewątpliwie wprowadza podśpiewującego w stan podwyższonej wibracji, to z całą pewnością można ją zastąpić recytowaniem pod nosem. Zasada jest taka, że mantrę sami słyszymy, ale już nie osoba w pobliżu. Daje nam to możliwość jej dyskretnego mamrotania na ulicy, w tramwaju, w kościele (to chyba nie najlepszy pomysł, chyba że jesteśmy tam wbrew własnej woli).

Moim skromnym zdaniem, niezależnie od recytowania lub nie mantry, samo przebywanie w środowisku (np.mieszkaniu) wypełnionym wibracją ma również pozytywny skutek. Co prawda nie taki jak przy recytacji czy intonacji, ale zawsze. Więc jeśli ktoś nie ma alergii na tego rodzaju muzykę, sugeruję się nią otaczać tak aby sprawiała przyjemność. Jako eksperyment sugeruję jej towarzystwo podczas pisania postu – można wtedy liczyć na pomocną inspirację z “góry”.

W tej akurat mantrze słowo “wadżra” zastąpione jest wyrazem “bendza”, co nie ma większego znaczenia. Jedno z nich jest pochodzenia tybetańskiego, a drugie zaś ma swoje źródło w sanskrycie (osobiście nie mam wiedzy które jest które).
Mantry możemy recytować lub śpiewać kolektywnie, np. w grupie przyjaciół, w rodzinie razem z dziećmi, ale zdecydowanie nie w kościele. Skutek zbiorowej recytacji jest proporcjonalny do ilości aktywnych uczestników.

Niezależnie od powyższego uważam, że nawet jeśli nie mamy jakichś konkretnych intencji, to podobne nagrania mają działanie relaksacyjne i stresobójcze.
Namawiam do eksperymentowania.

Sort:  

Jakiś czas temu dziecko z bliskiego mi otoczenia brało udział w terapii dźwiękowej prowadzonej przy użyciu kamertonów (zakładam że działanie zbliżone do opisywanego przez Ciebie ), więc okresowo interesowałam się tematem. Cieszę się, że coraz więcej niekonwencjonalnych praktyk, uznawanych niegdyś za szamaństwo czy zabobon, przenika do medycyny "zachodniej".

Dyplomatycznie przekazujesz mi wiadomość, że akceptujesz moją pokrętno-dyplomatyczną działalność na platformie. Tym komentarzem dajesz dobry przykład, że warto drążyć i nie trzymać się dogmatycznych definicji.

Wow ładny kawałek przedmiotu! Zaiste to marnotrawstwo nie używać czegoś takiego ;) To swoją drogą fascynujące jak duża moc mają określone częstotliwości dźwięków. Gdybyśmy w oparciu o taką wiedzę budowali miasta albo swoje domowe otoczenie...

Coś w tym jest. Kiedyś trafiłem na jakiś tekst mówiący o tym, że starożytni używali wibracji dźwięku do oddziaływania na grawitację przy podnoszenia ciężkich bloków. Nie wiem na ile jest wiarygodny ale ładnie tu pasuje. Może za wcześnie na odkrycie takiej technologii, ponieważ jak znam ludzi to najpierw by jej użyli do wzajemnego wybijania. Ja sobie ubzdurałem, że wibracje z mojego gongu (wywrotowa działalność na klatce schodowej) spowodowała absolutny spokój moich krewkich sąsiadów (trzy rodziny) którzy wesoło biesiadowali na schodach albo na zmianę się kłócili. Dowodów nie mam, ale teraz jest cicho i spokojnie. Zaznaczam, że nie uderzam drążkiem (tym drewnianym oczywiście) w misę lecz pocieram po zewnętrznym obwodzie niczym wymalowana lala w barze palcem po kieliszku. To dopiero jest dźwięk.

miałem udział kilka krotnie brać udział w ceremoniach yundrung bon w świątyni w Londynie. Generalne to jak te mantry oddziałują jest czymś niedopisania. tylko ignoranci powiedzą że tu sie nic nie dzieje ;)

Manually curated by EwkaW from the Qurator Team. Keep up the good work!

Ja osobiscie jestem w trakcie testowania rożnych częstotliwości i jak one wpłyną na jakość mojego snu. Przyznam szerze, że rezultat owych testów jest co najmniej zdumiewający. Dźwięk ma ogromny wpływ na to jak się zachowujemy. Przykładem jest chroniczny stres spowodowany zamieszkiwaniem przy ruchliwej drodze i jego negatywny wpływ na nasze samopoczucie, zdrowie, a nawet życie. Więc z jednej strony mówi się, że dzwiękoterapia nie wypali ale z drugiej strony uznajemy wyżej wymieniony przez moją osobę przykład chronicznego stresu za prawdę. Przyznam szerze, że co najmniej niekonsekwentnie pochodzimy do badania rzeczywistości.

Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. To nie sam dźwięk działa uzdrawiająco lecz pewne jego wibracje. Nasze komórki również wibrują, ale kiedy tracą swoją pierwotną częstotliwość można je wspomóc źródłami zewnętrznymi na zasadzie rezonansu. Niektórzy to nazywają harmonizacją. Istnieją elektroniczne urządzenia "konserwujące" wibracje o których tu mowa. Każda żywa komórka (również roślinna) wibruje na swój własny sposób, a jej całkowity zanik jest przyczyną śmierci. Jednak rośliny po odizolowania od ich źródła poboru energii (woda z rozpuszczonymi minerałami) podtrzymuje przez pewien czas funkcje życiowe. W odróżnieniu od tkanki mięśniowej, która umiera natychmiast. Dlatego też spożywanie mięsa zapewnia nam jedynie związki mineralne, ale już nie energię.
Jak to u mnie często bywa, zaczynając pisać skromny komentarz, zwalają się na mnie tony asocjacji, których nie mam serca odpuścić. Dlatego zdecydowałem zakończyć w tym miejscu I kontynuować temat w całkiem nowym poście. Tym bardziej, że będzie on zawierał linki.
No to na razie.

Congratulations @trampmad! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You distributed more than 3000 upvotes. Your next target is to reach 4000 upvotes.

You can view your badges on your board and compare to others on the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP

Do not miss the last post from @hivebuzz:

HiveBuzz - Hive Gamification Experience