Przytoczę jeden wątek rozmowy (mam nadzieję iż nie do znudzenia):
Pan:
Nie ma czegoś takiego jak zła definicja, bo nie ma czegoś takiego jak "definicja w ogóle". Definicje są zawsze na gruncie jakiejś teorii
Ja:
Jeśli nie ma definicji to ludzie nie mogą się komunikować, a jakoś to robią. Skoro się komunikują, to muszą występować wspólne definicje tych samych rzeczy i pojęć. Nieskończona ilość definicji występuje tylko wtedy gdy ma się do czynienia z rzeczywistością subiektywną - czyli de facto nieskończoną ilością rzeczywistości (po jednej na każdego człowieka), które każdy może sobie sam definiować. Np. Dla mnie za ścianą siedzi smok a według Ciebie go tam nie ma i w myśl rz. subiektywnej oba twierdzenia są tak samo prawdziwe. Fakt braku 'narzędzi' postrzegania tego smoka (odpowiednich zmysłów) nic by tu nie znaczył. Dlatego odrzucam rz. subiektywną. Nie dało by się z jej pojęciem żyć. Może żyjemy w jakiejś symulacji ale skoro nie możemy przez nią przejrzeć i nie dało by się rozumować w kilka rzeczywistościach na raz (np. stołek istnieje i nie istniej w tym samym czasie), to pozostanę prze założeniu rz. obiektywnej. W rz. obiektywnej definicje istnieją bądź są możliwe do wypracowania.
Pan:
Nie "nie ma definicji" tylko są definicje na gruncie danej teorii. Mówiąc prościej, jest kontekst.
Ja:
kontekstem jest ta sama rzeczywistość;
Pan:
Nie, kontekstem jest teoria, do której dana definicja należy i żadna teoria nie jest teorią wszystkiego (teoria wszystkiego jest nawet z definicji niemożliwa). Istotne jest to zwłaszcza w logice i matematyce, gdzie buduje się jakieś teorie w zależności od potrzeb.
Zatem:
- Czy teorię rozumie Pan jako kontekst?
- Czy jako teorię rozumie się tu konkretną szkołę filozofii/światopogląd?
- Czy kontekstem nie może być tzw. 'punkt odniesienia', a nim nie może być zbiór faktów - np. zbiór faktów o rzeczywistości pozyskiwany za pomocą zmysłów?
- Pisząc: "nie ma czegoś takiego jak "definicja w ogóle". Definicje są zawsze na gruncie jakiejś teorii" raz stwierdza Pan, iż nie ma czegoś takiego jak definicje, by potem powiedzieć, iż definicje występują ale na gruncie jakiś teorii. Zatem są czy ich nie ma?
- Jeśli 'teorią' jest konkretna filozofia, to czy ludzie z różnych nurtów filozofii mogą się w ogóle porozumieć co do dowolnej definicji (a co za tym idzie - czy mogą w ogóle się porozumiewać ze sobą [co wymaga definicji])?
- Czy można powiedzieć, iż 'definicja'='koncept'?
Kontekstem są informacje towarzyszące danemu użyciu jakiegoś słowa.
Teorię rozumie się tu czysto technicznie. Aksjomaty+definicje+twierdzenia z nich wywiedzione. Może to być inna filozofia zupełnie, ale nie musi. Możemy wyobrazić sobie sytuację, że mamy te same aksjomaty a inne definicje. Wyglądem wywody będą się różnić, ale będą miały podobne modele, czyli będą opisywać tę samą rzeczywistość w bardzo podobny sposób. W gruncie rzeczy tak wyglądają nasze rozmowy z większością przeciętnych ludzi.
No jeśli mamy teorie, które mają coś powiedzieć o jakimś fakcie z rzeczywistości, to dwie różne teorie mogą przyjąć ten fakt aksjomatycznie i owszem, będą miały wtedy podobny kontekst rozważań, aczkolwiek nadal mogą różnić się, gdy ktoś przyjmie np. jeden aksjomat więcej lub mniej oraz mogą różnie zdefiniować jakieś pojęcie, którym będą próbowali wyjaśnić tę samą rzecz.
Mówiąc, że nie ma definicji w ogóle nie mówię, że "nie istnieją nigdy, nigdzie etc.", a że nie ma jednej definicji tej samej rzeczy, istniejącej w sposób idealny, w jakimś platońskim świecie idei. Na dobrą sprawę już sam człowiek uzyska inną definicję w antropologii, inną w biologii, a jeszcze inną w psychologii. Definicja biologiczna może być zupełnie nieprzydatna w np. antropologii, dlatego każdy naukowiec buduje definicje na swoje potrzeby. Nie oznacza to relatywizmu, bo każdy może zweryfikować czy dana teoria koresponduje z rzeczywistością i czy warto jej wysłuchać.
Tak, definicje się uzgadnia na początku rozmowy w celu uniknięcia porozumień. Robią tak wszyscy naukowcy, nie tylko filozofowie, ale też np. fizycy.
Co do możliwości porozumienia to istnieje taka, bo nie wszystko musimy definiować. Im prostsze słowa tym lepiej je rozumiemy bez jakiejś większej analizy i nie musimy prosić o dalsze definicje. Bywa jednak też tak, że ktoś nam coś definiuje, a a te definicja jest dla nas wieloznaczna i musimy poprosić o zdefiniowanie kolejnego słowa. Bywa to żmudne i czasochłonne, ale jak dochodzimy np. do słowa "pies" czy "dom" to raczej milcząco zakładamy, że wszyscy mamy to samo na myśli. Oczywiście jakiś wariat może zdecydować, że rozumie coś innego przez "dom" ale to już wyjdzie w praniu.
A concept is a mental integration of two or more units which are isolated by a process of abstraction and united by a specific definition.
Czyli w świetle tej definicji: dwie osoby mogły dokonać abstrakcji z rzeczywistości następujących porcji informacji/pojęć:
1 osoba: A, B, C, D
2 osoba: A, B, C, D, E
Obie te osoby scalą te informacje pod pojęciem X. Czy to znaczy, że któraś z tych osób odleciała w jakiś relatywizm i opowiada nieprawdę? Nie, jak poprosimy ją o definicję X to okaże się co dokładnie przez to rozumie i będziemy mogli uzgodnić definicję na potrzeby naszej dyskusji. I to jest właśnie podejście filozofa realistycznego. To platonik będzie mówił, że jest jedna definicja X, bytująca w sposób idealny i domagająca się odkrycia.
Zatem dobry koncept zależy od dobrej obserwacji i wnioskowania. Definicja to próba ujęcia w słowa konceptu - za Ayn Rand: "The purpose of a definition is to distinguish a concept from all other concepts and thus to keep its units differentiated from all other existents."