Kontekstem są informacje towarzyszące danemu użyciu jakiegoś słowa.
Teorię rozumie się tu czysto technicznie. Aksjomaty+definicje+twierdzenia z nich wywiedzione. Może to być inna filozofia zupełnie, ale nie musi. Możemy wyobrazić sobie sytuację, że mamy te same aksjomaty a inne definicje. Wyglądem wywody będą się różnić, ale będą miały podobne modele, czyli będą opisywać tę samą rzeczywistość w bardzo podobny sposób. W gruncie rzeczy tak wyglądają nasze rozmowy z większością przeciętnych ludzi.
No jeśli mamy teorie, które mają coś powiedzieć o jakimś fakcie z rzeczywistości, to dwie różne teorie mogą przyjąć ten fakt aksjomatycznie i owszem, będą miały wtedy podobny kontekst rozważań, aczkolwiek nadal mogą różnić się, gdy ktoś przyjmie np. jeden aksjomat więcej lub mniej oraz mogą różnie zdefiniować jakieś pojęcie, którym będą próbowali wyjaśnić tę samą rzecz.
Mówiąc, że nie ma definicji w ogóle nie mówię, że "nie istnieją nigdy, nigdzie etc.", a że nie ma jednej definicji tej samej rzeczy, istniejącej w sposób idealny, w jakimś platońskim świecie idei. Na dobrą sprawę już sam człowiek uzyska inną definicję w antropologii, inną w biologii, a jeszcze inną w psychologii. Definicja biologiczna może być zupełnie nieprzydatna w np. antropologii, dlatego każdy naukowiec buduje definicje na swoje potrzeby. Nie oznacza to relatywizmu, bo każdy może zweryfikować czy dana teoria koresponduje z rzeczywistością i czy warto jej wysłuchać.
Tak, definicje się uzgadnia na początku rozmowy w celu uniknięcia porozumień. Robią tak wszyscy naukowcy, nie tylko filozofowie, ale też np. fizycy.
Co do możliwości porozumienia to istnieje taka, bo nie wszystko musimy definiować. Im prostsze słowa tym lepiej je rozumiemy bez jakiejś większej analizy i nie musimy prosić o dalsze definicje. Bywa jednak też tak, że ktoś nam coś definiuje, a a te definicja jest dla nas wieloznaczna i musimy poprosić o zdefiniowanie kolejnego słowa. Bywa to żmudne i czasochłonne, ale jak dochodzimy np. do słowa "pies" czy "dom" to raczej milcząco zakładamy, że wszyscy mamy to samo na myśli. Oczywiście jakiś wariat może zdecydować, że rozumie coś innego przez "dom" ale to już wyjdzie w praniu.
- Definicja wyraża jakiś koncept. Niby w uproszczeniu można postawić znak równości, ale filozof chyba nie powinien. Z ARL:
A concept is a mental integration of two or more units which are isolated by a process of abstraction and united by a specific definition.
Czyli w świetle tej definicji: dwie osoby mogły dokonać abstrakcji z rzeczywistości następujących porcji informacji/pojęć:
1 osoba: A, B, C, D
2 osoba: A, B, C, D, E
Obie te osoby scalą te informacje pod pojęciem X. Czy to znaczy, że któraś z tych osób odleciała w jakiś relatywizm i opowiada nieprawdę? Nie, jak poprosimy ją o definicję X to okaże się co dokładnie przez to rozumie i będziemy mogli uzgodnić definicję na potrzeby naszej dyskusji. I to jest właśnie podejście filozofa realistycznego. To platonik będzie mówił, że jest jedna definicja X, bytująca w sposób idealny i domagająca się odkrycia.
Zatem dobry koncept zależy od dobrej obserwacji i wnioskowania. Definicja to próba ujęcia w słowa konceptu - za Ayn Rand: "The purpose of a definition is to distinguish a concept from all other concepts and thus to keep its units differentiated from all other existents."