-Czy musi... - Westchnęła ciężko znowu i spojrzała na niego niepewnie. Zmarszczyła nieco czoło i wykrzesała z siebie nawet lekki uśmiech. No bo w końcu chciał pomóc chociaż był kompletnie obcy. Chociaż jak już się przedstawił to sama się zreflektowała.
-Mikasa - Szepnęła i akurat pojawił się Levi na horyzoncie. Ale zanim wróciła wzrokiem do Jamiego to już zniknął jej z oczu. To było...nietypowe. No ale pewnie po prostu chciał być miły. Odgarnęła sobie włosy z twarzy i spojrzała na Levi'ego.
-Z tego co powiedział to nazywa się Jamie...a Bryan to...twoja żona była u niego.
You are viewing a single comment's thread from:
Levi się zamyślił. Mniejsza, już nie będzie pytać czego od niej chciał. Westchnął cicho, nim powiedziała o co chodzi. Po prostu już czuł ciężką atmosferę. Ale kiedy powiedziała... zamarł. A po jego spokoju nie pozostało nic.
-Co takiego?! - miał powagę wypisaną na twarzy, bardziej niż zwykle. Ta idiotka... Przeczesał grzywkę dłonią, chwilę milcząc. -Co mu wypaplała? Co ważnjejsze, co on na to? Cholera, zabije ją - warknął pod nosem na Alice. Nie chciał by Mikasa miała przez niego problemy.
-Bryan niewiele z tego zrozumiał, ale spytał się o Ciebie, czy na pewno jestem na wyjeździe bo była u nas w pracy i...wyjaśniłam mu że w pracy nie muszą wiedzieć wszystkiego, bo nie każdy może. A ona tym bardziej jako osoba z zewnątrz. Chociaż nie wiem czy to kupił... - Przygryzła sobie mocno dolną wargę i już opuściła głowę. Cholera jasna by to wzięła. Tym razem jeszcze jakoś im się upiekło ale następnym...kto wie co Alice wymyśli. A teraz wiedziała jeszcze o Bryan'ie.
Levi długo milczał, myśląc nad tym wszystkim. W końcu westchnął ciężko.
-Przepraszam za nią - mruknął, zastanawiając się. -Po świętach odwiedzę ją i opieprzę - dodał zaraz, choć czy to coś da? Może przynieść odwrotny skutek. Wcale nie radzi sobie z własnymi sprawami.
-Nie ma sensu - Pokręciła szybko głową. To ją pewnie wkurzy a ostatnie czego potrzebuje to więcej kłopotów z jej osobą - Po prostu trzeba grać. Pracujemy razem. Razem działamy. Musimy sobie ufać, inaczej nie będziemy mogli sobie pomóc. Dlatego jesteśmy tak blisko. Koniec historii.
-Przecież wiem. Po prostu, nie powinna tak nachodzić ludzi. Chociaż po prostu z nią pogadam... - mruknął zamyślony, zaraz czując jak głód powrócił. Przez chwilę naprawdę czuł się poddenerwowany. Choć trochę popsuło im to święta. -Pójdę coś zamówić. Chcesz też? - mruknął podnosząc się.
Pokręciła głową i wbiła z powrotem wzrok w stół. Pogada z nią...czy to coś zmieni? Wątpiła. Ale nie zmieni jego zdania. Potrafił być tak uparty jak ona. Wzięła głęboki wdech i popatrzyła na jego plecy gdy odchodził. Zastanawiała się czy dadzą sobie w ogóle radę...z tym wszystkim. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie a mimo to nie chcieli zmienić jakoś swojego życia. Chociaż mogliby. Ją nieco przerażały problemy które mogą z tego wyniknąć, ale nieco.
Nie myślał o problemach, może to było bezmyślne zachowanie, może łudził się że wszystko będzie dobrze. Po paru minutach wrócił ze śniadaniem. Ich święta przez ten incydent chyba się popsuły. Mikasa zdecydowanie nie była w humorze. To dużo komplikuje, oczywiście, on tez nie jest zadowolony... Obawia się, że zostaną w takich humorach do końca roku.