-Ja...czasem jak się nudzę. Nic specjalnego - Opuściła głowę trochę zawstydzona. Jak zjadł to ostrożnie wzięła go z powrotem za rękę i spojrzała mu w oczy. Martwiła się, to jasne. Ale też po prostu tęskniła, tak cholernie za nim tęskniła. Miała ochotę się w niego wtulić chociaż w jego stanie...
-Jak się czujesz? Pytali się o Ciebie w pracy, ale nikt nie może się z Tobą skontaktować...
You are viewing a single comment's thread from:
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Więc lubiła gotować. Bardzo kobiece zajęcie.
-Czyli to twoje hobby - mruknął spokojnie, pamiętała jak o tym rozmawiali? To kawał czasu temu. Spojrzał na ich dłonie, zaciskał jej łapkę chętnie. -Jutro mnie wypisują, więc chyba jest dobrze. Choć sam nie wiem czy nie wolałbym tu zostać na dłużej - mruknął zrezygnowany. Siedzenie samemu w domu. Chyba mu odbieje ze świadomością, że mógłby siedzieć przy biurku. Jednak... -Pytali? - prychnął pod nosem, niby kto?
-Nie chcesz wrócić do domu? - Spojrzała zmartwiona na niego. No ładnie...poradziłaby mu żeby się z nią rozwiódł ale to przecież jego życie więc... - Connor się pytał. I szef. Byli ciekawi kiedy wrócisz, ale sama niczego nie wiedziałam. A nie chciałam tu wparowywać skoro mogła tu być Alice. I tak mroziła mnie wzrokiem wystarczająco.
Splotła powoli ze sobą ich dłonie a po chwili znowu się przybliżyła i go pocałowała czule w usta. Mówić mu to...
-Tęskniłam... - Wyszeptała uroczo.
Wzruszył ramionami, oni... Szef zdecydowanie chciał wiedzieć na czym stoi odnośnie jego. No a Connor...
-Zapewne korzystał z możliwości podejścia do ciebie i porozmawiania, tak bardziej na bezpiecznym gruncie. Już widzę te opowieści, jak to podszedł do ciebie, czy coś - przekręcił oczami, zaraz zerkając na ich dłonie. Tyle mu starczy... Choć jeszcze go pocałowała, nie marudził. Był chętny jak najbardziej. Spojrzał jej w oczy, chyba to słowo go ucieszyło. -Przynajmniej ktoś... - mruknął, zaciskając ich dłonie mocniej. Przynajmniej komuś był potrzebny on sam, a nie nic co może gwarantować, wiedział że Alice przejmowała się tylko pieniędzmi. I wiedziała gdzie jest ich źródełko, dlatego bała się o niego. Momentalnie spochmurniał...
-Levi... - Szepnęła smutno, nie chciała żeby się teraz smucił. Chociaż powinien coś zrobić w związku z Alice - Dlaczego...Dlaczego jej nie zostawisz? Skoro ma Cię kompletnie gdzieś. Tak chyba nie powinno być. Nie powinieneś jej dalej...fundować tego wszystkiego gdy ona dba tylko o to.
Martwiło to Mikasę już od dłuższego czasu. Zrozumiała że siedział tutaj cały czas sam i pewnie tylko się dołował. Serce jej się krajało na myśl o tym jak cierpi.
-Będzie...będzie ci chociaż pomagać w domu? Macie schody, a ty przecież z tą nogą nie powinieneś się przemęczać. I jak w ogóle z resztą? Nie masz żadnych powikłań?
Więc też uważała, że powinien wziąć rozwód? Sam nad tym już myślał. Najpierw jednak chciałby spróbować ją z tego wyciągnąć, bo...
-Nie chcę zostać całkiem sam - szepnął, zastanawiając się nad słowami co jakiś czas, podczas rozmowy. -Szczególnie teraz. Nie wrócę jakoś szybko do pracy, Mikasa. Nawet jak mi zdejmą gips. A jeśli już, będę mógł siedzieć tylko w dokumentach, przez dłuższy czas - zerknął na nią, nie chciał jej nic mówić o powikłaniach, ale to miało z tym związek. -Miałem od cholery szczęścia, że pogoda się poprawiła. Choć gdybym został choć z dwie godzinki dłużej, nawet gdybym przeżył, miałbym o wiele więcej problemów ze sobą - odwrócił głowę, wzdychając. -Zmuszę ją do pomocy. Choć narazie nie mam jak. Prosiłem ją o telefon, ale dobrze wie... Zadzwoniłbym do banku i ograniczył jej dostęp do konta.
Słuchała go tak w ciszy, to wszystko nie brzmiało za wesoło. Westchnęła ciężko i przygryzła sobie dolną wargę. Nadal czuła się okropnie z tym wszystkim...
-Nie masz nawet telefonu...? - Nie mogła już uwierzyć, ta kobieta była jakaś nienormalna. Ale... - Załatwię ci telefon. Na spokojnie. I...może nie powinnam. Pewnie wcale nie powinnam, to dość poważna sprawa. Ale może...może przez jakiś czas zostaniesz u mnie w domu? Ona się wtedy chociaż trochę powinna zmartwić i będziesz mógł jakieś warunki z nią ustalić. To...taka propozycja tylko.
Dlatego właśnie nie chciał jej nic mówić o powikłaniach. Zerknął jednak na nią, krzywiąc się.
-Nie chcę - odmówił dosyć zimno, zaraz jednak zszedł z tonu. Miała dobre intencje. -Nie musisz się o nic winić. Nie chcę byś czuła się przeze mnie źle - zajrzał jej w oczy poważnie, musiał to powiedzieć dosadniej -Serio, dzięki za obiad, ale nie chcę siedzieć ci na głowię. Nienawidzę tego rodzaju litości, więc przestań. ...W innym przypadku bardzo możliwe że bym skorzystał. - zabrał nawet dłoń. Może trochę przesadził... -Jeśli jednak możesz... Podjedz po mnie jutro, odwieziesz mnie do domu.