Kolejna część opowieści prosto z Kuleszewa. Tym razem wysłuchałam kilku tajemniczych i trochę przerażających historii, których bohaterami są sami mieszkańcy wsi. Poczujcie baśniowy klimat tego miejsca.
Staw "Makucha"
W latach osiemdziesiątych pani Grażyna niosła jedzenie swojemu mężowi, Zbyszkowi, do pracy. Pan Zbyszek wyszedł z zakładu do żony i szedł w jej stronę. W pewnym momencie poczuł na plecach ciężar, tak jakby ktoś wskoczył mu na plecy. Wiedział tylko, że jest to kobieta. Na wysokości stawu, który przez miejscowych nazywany jest stawem „Makucha” (od nazwiska jego ówczesnego właściciela), tajemnicza postać zeszła z jego pleców. Pan Zbyszek z powodu wysiłku, który włożył w przeniesienie zjawy, był bardzo zmęczony i cały spocony.
Staw "Makucha"
Także w latach osiemdziesiątych dwie koleżanki wracały tą samą drogą do domu z dyskoteki, która odbywała się w sąsiedniej wsi. Był środek nocy, drogę wśród pól ogarnęła ciemność. Przechodząc obok stawu Makucha, koleżanki zauważyły, że z naprzeciwka zmierza w ich stronę jakaś postać. Wydawało im się, że to chłopak. Zachowywał się dziwnie – nie rozglądał się, patrzył tylko przed siebie, szedł wyprostowany. Nie wykazał najmniejszego zainteresowania dziewczynami. Je natomiast zdziwiło, ale i przestraszyło zachowanie obcego, który przeszedł obok nich na pustej drodze w środku nocy jak gdyby nigdy nic. Gdy minęły chłopaka, jedna z koleżanek odwróciła się za nim, ale nikogo już tam nie było.
Droga koło stawu
Można zauważyć tu powtarzający się motyw - staw "Makucha". Chodzą pogłoski, że jest nawiedzony. Kim mogą byś postacie, które się tam pojawiały? Czy to zagubione dusze? Nieopodal znajduje się wejście do pałacowego parku. W pobliżu mógł być usytuowany więc grób Ilse von Boehn, którą mąż pochował pod osłoną nocy, gdy została zastrzelona przez pijanego żołnierza Armii Czerwonej. O tej historii możecie przeczytać więcej w moim poprzednim artykule.
Ognik
Pan Józef wracał leśną drogą z miejscowości Wrząca, gdzie znajdował się młyn, do Kuleszewa, gdzie mieszkał. W pewnym momencie przed wozem, który prowadził, pojawił się ogień. Płomyk przemieszczał się przed nim, jak gdyby go prowadząc. Zniknął dopiero, gdy pan Józef przejeżdżał obok kuleszewskiego cmentarza.
Po lewej obecny cmentarz parafialny w Kuleszewie, po prawej (między drzewami) stary, poniemiecki cmentarz.
W 1965 r. pan Martin do późnej nocy pracował w polu. Traktorem orał ogarniętą mrokiem ziemię. Gdy już chciał skończyć, a było to po północy, przed pojazdem pojawił się niewielki ogień, który „prowadził” go po polu. Niespotykane zjawisko przeraziło pana Martina. Jak najprędzej zakończył orkę i zjechał do domu.
Był to początek lat sześćdziesiątych, gdy dwie siostry, Irena i Krysia, doświadczyły niezwykłego zjawiska. Młode dziewczyny spały w jednym pokoju, w którym znajdowała się drewniana szafa. Pewnej nocy przestraszona Krysia obudziła starszą siostrę, Irenę, i wskazała na stojącą w rogu szafę. Mebel stał w płomieniach. Ogień oświetlał wiszącą obok płachtę w taki sposób, że można było wyraźnie ujrzeć znajdujące się na niej wzory – jelenie i bociany. Siostry bardzo się zlękły, bały się wyjść z łóżka. Po kilku minutach płomień zniknął.
Motyw ognia pojawia się w kilku relacjach. Nigdy nie zrobił nikomu krzywdy. Ukazywał się, pozwalał się obserwować i znikał. Wydaje mi się, że może on mieć pozytywne znaczenie - prowadził do domu, nie był niszczący. Czy to opiekun mieszkańców Kuleszewa?
Most i przeszkody
W Kuleszewie, u jednego z gospodarzy, wynajmowała pokój pewna kobieta. Pracowała ona w Luleminie bądź Kwakowie, wsiach położonych nieopodal, do których prowadzi ta sama droga, a dojeżdżała tam rowerem. Opowiadała, że zawsze, gdy przejeżdżała przez most znajdujący się na tej drodze, coś przeszkadzało jej w jego pokonaniu. Czuła, że pod kołami pojawiają się przeszkody uniemożliwiające jazdę. Nie wiedziała, co to jest. Kiedy jednak schodziła schodziła z roweru, przeszkody znikały i mogła się przeprawić przez most bez problemu. Miejscowy ksiądz wypytywał podobno, czy ktoś wie coś o tym moście. Nigdy nie wyjawił jednak, czy sam posiada wiedzę na ten temat. On także jeździł rowerem tamtą drogą.
Most znajduje się nad rzeką Kwaczą
Rzeka Kwacza
Opisany w historii most leży na tej samej drodze, przy której znajduje się staw "Makucha". Może ktoś, kogo już nie widzimy, wciąż podróżuje tą drogą?
Psy
Pani Krystyna wracała w miasta do Kuleszewa, w którym mieszkała. Dojechała pociągiem do Słonowic, a następnie musiała iść pięć kilometrów pieszo do domu. Szła po ciemku drogą wśród pól. Nagle jej oczom ukazały się wielkie psy. Kobieta przestraszyła się zwierząt, jednak one nie zaatakowały jej. Przeszły natomiast razem z nią całą drogę do Kuleszewa. Odeszły przy wjeździe do wsi. Pani Krystyna miała wrażenie, że psy odprowadziły ją, towarzysząc jej w najniebezpieczniejszym etapie podróży.
Droga do Słonowic
Magia miejsc
Czy w Waszych miejscowościach ludzie także opowiadają historie tego typu? A może znacie jakieś "nawiedzone" miejsca? W Kuleszewie takich opowieści usłyszymy wiele...
P.S.
Wybierając się w nawiedzone miejsca, warto wziąć ze sobą psa obronnego.
Tekst inspirowany tematem 1 z Tematów Tygodnia.
Źródła: opowieści mieszkańców spisane przeze mnie, zdjęcia własne.
Pochodzę z małej miejscowości ale u nas niczego podobnego nie słyszałem.
Bardzo ciekawe i dobrze, że nikomu nic się nie stało.
Jedynie jak kiedyś jechałem do Szczecino to mówiono mi, że przy wjeździe do miasta siedzi wielka baba, którą trzeba pocałować w zadek. Nie spotkałem jej jednak.
To tak na rozluźnienie. Pozdrawiam z Kalisza.
Spotkałam się kiedyś z podobną historią w Słupsku, podobno w dawnych czasach dzieci musiały pocałować jakiegoś chłopa w zadek albo przebiec niezauważone.
A w opisane przeze mnie historie można wierzyć albo nie, ale mieszkańcy opowiadają je z całkowitym przekonaniem:)
Pozdrawiam z Ustki!
Świetnie opisane historie! Brawo za artykuł i wielki plus za zdjęcia!
Nie spotkałem się z podobnymi legendami u mnie w miejscowości. Za to jest kilka historyjek o ludziach, którzy dawniej tu mieszkali. Mieliśmy tu na przykład kogoś w rodzaju "czarownicy", która potrafiła spojrzeniem rzucać na ludzi uroki.
Dziękuję, bardzo mi miło!
Tutaj akurat nie słyszałam niczego wprost o czarownicach, ale miejscowość zamieszkiwała "szeptucha", która leczyła różne choroby dziwnymi, naturalnymi sposobami i modlitwą. Były także opowieści o kobietach, które rzucały uroki na małe dzieci.
Congratulations @mimovska! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of comments received
Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
For more information about SteemitBoard, click here
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Świetny artykuł, powiem szczerze - ja w to wszystko wierzę, bo nie raz spotkałem się sam z wieloma nadprzyrodzonymi zjawiskami.
Obecność duchów jest mi bliska, choć powiem szczerze, że od pewnego czasu( roku) wszystko się uspokoiło. Pracuję w miejscu gdzie zmarło wiele osób - bardzo wiele przez te wszystkie lata - a miejsce to było tak naprawdę dla wielu z nich ich jedynym domem. Dodam, że jest to pałac (Dwór) pochodzący z pierwszej połowy XIX wieku.
Pozdrawiam i czekam na dalszą część ......
Dziękuję! Ciężko nie wierzyć, gdy słyszy się historie opowiadane z takim przekonaniem ;)
Miejsce, w którym pracujesz musi być niezwykle interesujące!
Również pozdrawiam, kolejna część być może już niebawem:)
Postaram się kiedyś opowiedzieć o moich przeżyciach i spotkaniach ze światem umarłych. Wiadomo, że nie wszyscy muszą w to wierzyć a sceptycy będą zawsze i tak już musi być. Oczywiście zawsze możemy "coś" wyjaśnić, będą fakty czy fikcje - ale jako naoczny świadek i osoba, która doświadczyła spotkań na własnej skórze - wierzę.
Świetny artykuł. Kiedy to czytałam to tak jakbym słuchała opowieści ze swojej okolicy. Dawno temu działy się podobne rzeczy. Można w to wierzyć albo nie. Ja tam wiem swoje:) pozdrawiam serdecznie i sukcesów życzę
Dziękuję! W każdej historii, nawet najbardziej nieprawdopodobnej, musi być ziarenko prawdy :)