Gdy się człowiek śpieszy, to się scamer cieszy

in Polish HIVE4 years ago

obraz.png

To było może dwa tygodnie temu. Idę Sławkowską na zakupy. Cel: Biedronka na Rynku. Na uszach słuchawki. Duże, "producerskie". Zwykle jest to wystarczający powód by nikt mnie nie zatrzymywał. Ale nie tym razem, bo oto zatrzymuje mnie jakiś jegomość. Ubrany w płaszcz. Bardziej Pan Dyrektor niż Pan Kierownik.

Ściągam słuchawki. A on - z typowym akcentem starozakonnych, jakby dopiero co przyjechał z Jerozolimy - że słabo się czuje, że da mi zegarek, że ma cukrzycę, że słabo, oj słabo, że do Wieliczki musi wrócić. Wyciągnąłem portfel. W portfelu dwa banknoty: 10 miliardów dolarów Zimbabwe i 10 złotych. No i może jakieś 5 groszy. Dałem mu 10 złotych i biegnę do sklepu. Ale chwileczkę... Odwracam się. "To może ja zamówię Panu taksówkę?" - wołam. "Nie, nie. Ja sam, ja sam..."

Cóż, tak to już jest. Gdy się człowiek śpieszy, to się scamer cieszy...

Tymczasem dziś znów idę Sławkowską. Wracam z Biedronki. I znów ten sam gość, zatrzymuje jakiegoś chłopaka. Tym razem jednak nie cukrzyca i Wieliczka, tylko głód i pusty brzuch.

STOP.

"Proszę nie wierzyć temu ściemniaczowi. Ostatnio zbierał na taksówkę do Wieliczki" - mówię. Chłopak patrzy na mnie jak na wybawcę. Oszust nic nie mówi.

Sytuacja jakich wiele. A ja i tak nigdy nie wiem jak się zachować.

Sort:  

Moim osobistym bohaterem jest człowiek, którego widziałem kiedyś przy jakiejś knajpie na Szewskiej. Podszedł do niego pan Żul, prosząc o papierosa. Bohater strzelił mu wykład trwający kilka dobrych minut o wartości ciężkiej pracy w życiu, pieniądza, i w ogóle on ciężko zasuwa żeby móc sobie owego papierosa zapalić.
Pan Żul całego wykładu wysłuchał z ogromną pokorą i nisko spuszczoną głową, bojąc się odejść. Piękny widok.

Ja najchętniej miałbym przy KBK duży ogród (i garnek pieniędzy) i każdego proszącego zapraszałbym do kopania dziur.

Cóż, kiedyś mój brat był na weselu u znajomych i przejeżdżał przez bramę, oczywiście zrobioną nie przez dzieci tylko okolicznych pijaczków proszących o flaszkę. Jednemu zaproponował pomoc w znalezieniu pracy, "to za swoje pan będziesz pić". Niestety nie chciał. Ale akcja kopania dziur dla takich osób to świetna inicjatywa.

Jak się ma dużo dziur to można sadzić drzewa :)

No jak już zostałam wywołana, to opiszę 😁

Rzecz się działa na Majorce, w kibelku publicznym na pięknej plaży. Kibelek był za darmo, a w środku pod lustrem w 3 językach (angielski, niemiecki, hiszpański) widniał komunikat o treści brzmiącej mniej więcej: toalety są darmowe, ale ja tu dbam dobrowolnie o ład i porządek, aby Państwu było miło, chętnie więc przyjmę co łaska za obsługę, bo nikt mi za to nie płaci. A pod tym komunikatem podpis odreczny: "Bożena :) "

Dodam, że przed kibelkiem na dwóch zydelkach siedziała swojsko wyglądająca pani rasy białej oraz pan murzyn (który, domyślam się, w podobny sposób zagarnął kibel męski). Pani jadła pierogi ruskie, więc nie mam cienia wątpliwości, iż była to Bożena 😉

Dawno, dawno temu mieszkaliśmy i zdarzało nam się podróżować po Włoszech, często zdarzało się, że przy bezpłatnym parkingu był pan/pani "ochroniarz". Z tym, że oni byli widoczni, ale nie narzucali się w momencie kiedy się parkowało, uaktywniali się dopiero jak wracało się do samochodu. To był początek XXI wieku i sposób na ochroniarz nie był w Polsce jeszcze tak popularny.
Za pierwszym razem kiedy mnie to spotkało chciałem nie łapać kontaktu wzrokowego i zbyć zbliżającą się do mnie damę, ale córka mówi "tatuś ta pani coś chce od Ciebie", na co ja "niech spada, udajemy, że nie rozumiemy nic po włosku". W tym momencie odzywa się rzeczona dama po polsku: "nie musisz nic rozumieć po włosku, należy się opłata co łaska za pilnowania auta". 😂
Na przyszłość wiedziałem, że lepiej nie robić przypału i mieć te 1-2 euro drobne na "ochronę" :D

@asia-pl może tu opisać historię o pani Bożenie, z tymże ona nie jest akurat tak naganna, jak inne tutaj, ale w dalszym ciągu jest (zawłaszczanie przestrzeni i mienia publicznego)

Nienawidzę jak ktoś podchodzi do mnie na ulicy. Nienawidzę, No. I zwykle odpowiadam po angielsku, ze ja nie z Polski, a jak to się jednego zdania złożonego nauczyłam na pamięć po francusku. XD

Ja nie daję pieniędzy. Jedyny wyjątek to czasem pod sklepem pozwolę wózek odwieźć na miejsce. Ostatnio mam tyle robót wokół domu, że chętnie bym komuś to zlecił, ale... Większości wolałbym nawet nie mówić gdzie mieszkam bo potem się nie odczepią... Są nachalni...

Najgorzej, że przez takie zachowanie każdy kto mnie zagaduje zostaje spławiony. Ostatnio koleś o drogę pytał to tylko palcem pokazałem bo wiele razy, ktoś zaczynał niewinnie od pitu pitu i po minucie nagle wychodziły intencje.

Kiedyś na 3. roku studiów wyszedłem z pociągu na dworcu Łódź Fabryczna i poszedłem w stronę głównej hali. Drogę przeciął mi niezwykle zdenerwowany mężczyzna. Powiedział, że jest zawodowym sportowcem (ten sport to było jakieś mordobicie ale nie pamiętam czy boks, MMA czy jeszcze coś innego), że zasnął w pociągu i ukradziono mu portfel z kilkuset zł i nie ma żadnych pieniędzy, w szczególności brakuje ma 29 złotych do biletu (bo w Łodzi miał mieć tylko przesiadkę) i na obiad. Opowiedział że prosi o pomoc różnych ludzi i właśnie przed chwilą ktoś mu dał 8 złotych i teraz brakuje mu jeszcze 29. No to ja wyjąłem portfel i dałem mu 30 złotych żeby miał chociaż na ten bilet.
A on podejrzał jak wyjmowałem banknoty z portfela że miałem więcej banknotów w portfelu i żebym mu dał więcej, bo głodny jest. Ziomek był wyższy ode mnie, dużo większy, niesamowicie wkurzony a najbliżsi ludzie byli może 12 metrów czyli nienajbliżej. Jak na początku powiedziałem że jak dałem mu 30 to i tak dość dużo, to on zaczął cisnąć "czy ja wierzę w Boga, czy ja jestem dobrym człowiekiem?" i tak dalej. Wykorzystywanie religii do pasywnej agresji.
No to ja stwierdziłem że dam mu 50 złotych, ale najpierw ma mi oddać 30 a ja dopiero wtedy dam mu banknot 50 złotych (bo pomyślałem że jak najpierw ja mu dam 50, to on mi nie odda tych 30 które już trzymał). Zgodził się.
Dostał już 50 złotych, czyli po odjęciu 29 na bilet miał 21 złotych co na obiad dwudaniowy lub kebab XXL powinno bez problemu wystarczyć (zwłaszcza że to była Łódź a nie Warszawa). Nie powinien już chcieć ode mnie więcej. Po czym gdy dostał to 50 złotych to chciał kolejne 10 złotych.
Wtedy mu powiedziałem że już nie dam mu więcej bo dostał ode mnie i na bilet i na obiad. Mimo że był to dworzec, ludzie gdzieś stali w oddali w każdym kierunku , to po raz pierwszy w życiu bałem się że dostanę wpi*rdol i to jeszcze za udzielenie komuś niemałej pomocy.
Na szczęście się udało i odszedł a ja byłem jeszcze z 15 minut spięty po tym spotkaniu.
On chciał mi jeszcze podyktować swój email i żebym ja do niego napisał to on mi odda, ale nie miałem kartki ani długopisu wszystko w plecaku zawalone to machnąłem ręką i poszedłem, chciałem jak najszybciej się od niego oddalić.
Zapamiętałem jego imię i nazwisko (imię chyba Dawid lub Daniel a nazwiska już nie pamiętam) i wpisałem na YouTube i rzeczywiście był wtedy jakimś sportowcem więc pod tym względem nie kłamał.
Ale nie podobało mi się to, że dwukrotnie chciał więcej pieniędzy po tym gdy dostał już 30/50 złotych i jeszcze używał religii/moralności do tego. A gdybym mu dał kolejne 10 złotych i miałby 60 to może kolejny raz by zażądał jeszcze trochę.
Wydaje mi się że nie jest złym człowiekiem ale był strasznie wkurzony tą kradzieżą portfela w tamtym momencie.

Edit: Znalazłem teraz znowu tego ziomka w google. Nazywa się Damian P. (nie podaję nazwiska bo RODO).

Pamiętam jak kiedyś w dawnych czsach w Krakowie na ulicach sprzedawano krzyżówki ponoć to na szczytny cel. Jedna z podeszła do mnie i kolegi, aon jej odpowiedział nie znamy się na tym jesteśmy ze wsi.