Od jakiegoś czasu, coraz częściej widzę w różnych miejscach, debaty na temat obowiązkowej służby wojskowej u kobiet oraz ograniczenia prawa do emerytury dla bezdzietnych. Jak to zwykle bywa, część osób to popiera, część nie (zarówno kobiet, jak i mężczyzn). Jak dla mnie sprawa jest prosta. Mimo, że nie jestem zwolennikiem ZUSu (a już na pewno nie takiego polskiego rozpasania w tej materii, powinny być bieda-urzędy jak w UK, gdzie jest tylko kilka pałaców. Dla przykładu, w Legnicy gdzie pracuję, mamy takowy. Po co budować zbyt duży, zbyt drogi budynek, który potem trzeba utrzymać?), faktem jest że bez kobiet ten system się zawali. Z racji, że kobiety bezpowrotnie tracą swoje tzw. "siły witalne" w momencie poczęcia (tak słyszałem od kobiet + podały mi źródła naukowe, które to udowadniają), byłoby to jawną niesprawiedliwością, gdyby nie miały przywilejów. Co jednak z kobietami, które nie mają i nie chcą mieć dzieci? Zacznę od tego, że wyjątkiem powinny być sytuacje, gdy kobieta nie może ich mieć z przyczyn zdrowotnych. Czyli np. endometrioza, torbiele, mięśniaki, wszelkie problemy dotyczące jajowodów i jajników. Wyjątkiem powinny być objęte również kobiety mające problemy z utrzymaniem ciąży lub porodem. Oraz wszystkie, które nie miały wpływu na swoje zdrowie i po prostu takie się urodziły. Byłoby to zwyczajnie niesprawiedliwe, by tak je dodatkowo karać.
Można natomiast wysłać je na przeszkolenie wojskowe. Oczywiście nie takie w obecnej formie. Po rozmowach z Pawłem (koledze który pomagał mi przy recenzji Pluto), kilkoma koleżankami i przypadkową kobietą, z którą dyskutowałem o tym parę tygodni temu, wymyśliłem alternatywę. Jeżeli ktoś się nie nadaje do służby (dotyczy zarówno mężczyzn jak i kobiet), może nauczyć się innych umiejętności, które przydadzą się w życiu osobistym. Nie zgadzam się z prawie wszystkim, co mówił Krzysztof Karoń, natomiast mówi 100% prawdę co do tego, że to co jest dobre dla ogółu, nie jest fajne z perspektywy jednostki. Jestem liberałem i trochę mi się to gryzie z moim światopoglądem, ale patrzę przede wszystkim na Prawdę. A prawda jest taka, że to opłaci się nam wszystkim. Tak jak badania psychologiczne, monitoring w tym zakresie i sex edukacja dla nastolatków (która nie musi być taka, jak to prezentuje ekstremalna, marginalna lewica, którą prawicowa szuria przedstawia jako "lewicowy złoty standard". Jakby co, nie każdy kto tak mówi jest szurem, wielu ludzi po prostu łyknęło ten światopogląd, tak jak ja kilka lat temu.). Tak jak poświęcanie części swojego czasu na rzecz ogółu społeczeństwa, np. poprzez zbieranie śmieci, pomoc starszym i niepełnosprawnym, zaangażowanie w życie społeczno-kulturalne, pomaganie biednym, oddawanie krwi i inne. Żeby kompletnie nie zabijać demografii, kobiety mogłyby dostawać list od WKU dzień po 30 urodzinach. 12 lat w zupełności wystarcza na wyszalenie się, zasmakowanie życia, poznanie partnera.
Co więc mogłyby robić kobiety i mężczyźni w takiej służbie? Nauczyć umiejętności, które przydadzą się na froncie, jak i w życiu codziennym. Mechanika samochodowa, gotowanie i zarządzanie obiektami jak kuchnia, zarządzanie ludźmi, pielęgniarstwo, komunikacja, podstawy informatyki, samoobrona + sztuki walki itd. Przykłady praktycznego zastosowania - auta są nam niezbędne i jeszcze długo takie będą. Gotowanie dla siebie, a gotowanie dla dużej grupy ludzi, to trochę inne tematy (u naszych babć i dziadków była to powszechniejsza wiedza). Dobre zarządzanie ludźmi i obiektami, to połowa sukcesu lub nawet jego większość. Można to robić efektywniej, jak pozna się ludzkie słabości (ludzie nie lubią słuchać poleceń, a w kryzysowych sytuacjach należy wydawać rozkazy - moja koleżanka mi to wyjaśniła, gdy tłumaczyła podstawową pomoc medyczną, jak ktoś zasłabnie na środku ulicy), a jak ma się wiedzę, to rozkazy będą bardziej celowe. Pielęgniarstwo + wojna to rzecz, której tłumaczyć nie muszę. Samoobrona - kiedyś drobna znajoma zaprezentowała, jak mniejsza dziewczynka może brutalnie spacyfikować kloca jak ja, który spowodowałby u niej (co najmniej) silny wstrząs mózgu ciosem w głowę. Kwiczałem jak przeciwnik Imai Cosmo w Kengan Ashura, gdy ten łamał mu łapę. Takie kursy nie byłyby tak inwazyjne, mogłyby zapewnić realną pracę lub doświadczenie (a wojsko uczy konkretnej wiedzy, nawet to nasze co wiem dzięki Karolowi i Michałowi, którzy mają informacje z pierwszej ręki) i nie wiązałyby się z nadmiernym stresem z powodu wojskowego drylu. Dlaczego nie chciałbym, by kobiety brały udział na froncie? Choćby z jednego powodu - wyobraźcie sobie dramat Ukraińskich żołnierek, które trafiły do Rosyjskiej niewoli. Gwałty, bicie, niszczenie psychiki, jak w filmie Róża lub w przypadku Bułgarskiej dziennikarki Wiktorii Marinowej. Uważam również, że nie wszyscy mężczyźni nadają się na front. Nawet jeśli byłaby to kwestia lekkiego przymusu, to mogłoby być z tego więcej szkody niż pożytku (pomijam sytuację, jak front przesunąłby się na teren naszego państwa). Zdrady, dezercje, rozbijanie spójności wojska, psucie morale, rozwijanie paniki. Obowiązkowa służba wojskowa dla kobiet jest w Izraelu, Korei północnej, Norwegii, Libii i Maroko. Oczywiście nie są to nawet zarysy pomysłu, a jedynie wskazanie kierunku w jakim wg mnie powinniśmy zmierzać.
Podsumowując, kobiety i mężczyźni mają równy wiek emerytalny w niemal każdym kraju w Europie. Poza Austrią, Bułgarią, Chorwacją, Polską i Rumunią. Nie widzę absolutnie żadnego powodu, dla którego miałoby u nas być inaczej. Pomijając to, że trzeba będzie pewnie dokonać pewnych zmian w prawie. No ale jak już to zrobimy, to czemu nie? Przywileje wynikają z tego, że kobiety rodzą dzieci i w przypadku takowych, nic się nie zmieni. Facetów nikt nie pyta o to, czy chcemy harować, po prostu musimy. Zapraszam do dyskusji.
Jako, że jestem z pokolenia, które "zaliczyło" obowiązkową służbę wojskową, to czuję się kompetentny do wypowiedzi w tym temacie.
Po pierwsze trzeba rozróżnić przysposobienie obronne (PO) od przeszkolenia wojskowego. PO było dawniej przedmiotem obowiązkowym dla wszystkich w szkole średniej, moim zdaniem to było dobre rozwiązanie i należałoby do tego wrócić. Co do przeszkolenia wojskowego, czyli obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej (ZSW), to uważam, że nie każdy posiada predyspozycje do bycia żołnierzem. ZSW w postaci jak było dawniej, czyli "za moich czasów", to była strata czasu i pieniędzy z podatków. Obawiam się, że gdyby wróciła obowiązkowa ZSW to niestety byłoby tak samo.
Z tego co słyszę od kolegów, którzy jeszcze służą i mają styczność z dobrowolną ZSW to też nie jest kolorowo. Decyzja była podejmowana na szybko przez polityków, co spowodowało, że wojsko nie miało czasu wypracować modelu służby, dostosowano do tego model służby ZSW z początku XXI wieku, czyli ostatnich turnusów obowiązkowej ZSW. Polega to na tym, że żołnierz przez 1-1,5 miesiąca jest skoszarowany, zdobywa podstawowe przeszkolenie wojskowe (musztra, strzelanie, regulaminy itp), później trafia do jednostki wojskowej, gdzie przez 10-11 miesięcy pełnią służbę jak inni żołnierze zawodowi, czyli 7-15 :)
Wracając do pytania "Co więc mogłyby robić kobiety i mężczyźni w takiej służbie?", to nie zgodzę się z Tobą, że:
To są generalnie zawody, których młodzi ludzie powinni wyuczyć się w szkole średniej. Część z nich rzeczywiście może przydać się w służbie np. mechanik, w przypadku takiego człowieka oprócz szkolenia stricte wojskowego, jego umiejętności i wiedza z cywila powinien być poszerzona o mechanikę pojazdów wojskowych. Technik informatyk może być przeszkolony do obsługi urządzeń łączności, adekwatnie pielędniarka, czy po wojskowemu sanitariuszka.
Co do kuchni i gotowania. Wojsko to nie Master Chef, tam nie nauczysz się gotować, "za moich czasów" co najwyżej mogłeś nauczyć się obierać ziemniaki i warzywa jak trafiłeś do "drużynki" na kuchnię. Wzorem zachodnich armii Wojsko Polskie dawno odeszło od wojskowej obsługi kuchnii, zwykle zajmują się tym pracownicy cywilni lub zakontraktowane firmy cateringwe. Dzięki temu podobno żołnierz miał mieć więcej czasu na doskonalenie żołnierkiego rzemiosła, ale różnie z tym bywa.
Dziękuję że się wypowiedziałeś jako osoba z doświadczeniem. Zacznę od tego, że tak jak powiedziałem w jednym akapicie, to pomysł teoretyczny. Zlepka różnych form służb że tak powiem "pół-otwartej" i moich wyobrażeń (skonsultowanych ze znajomymi, którzy interesują się wojskiem jak Ty, ale jednak wyobrażeń). Czego nie wytłuszczyłem to to, że obecnie to tak w Polsce nie wygląda i minełyby lata zanim tak by to wyglądało.
Mówiąc o służbie dla takich facetów jak ja (nie nadaję się do armii) i kobiet, miałem na myśli krótki "porządny" trening (powiedzmy miesiąc - dwa, który by nastawiał na ścisłą naukę w komfortowych warunkach), nie pełną służbę. Bo jak sam to powiedziałeś, do bycia żołnierzem trzeba mieć odpowiednie predyzpozycje. Nie zamierzam wymagać tego od zwykłch ludzi. Uważam jednak, że powinno się podnieść ogólną świadomość w takich sprawach. Nie mieszkamy w aż tak złych warunkach jak Izrael lub Indie / Pakistan, ale warto tego nie ignorować. Może to być PO dla dorosłych, które jest jedynie nadzorowane przez żołnierza. Chodzi o docelowy efekt.
Rzucałem nazwami, o których słyszałem w tym kontekście (swoją drogą, w Japonii uczą się takich życiowych podstaw w szkole). Na szczęście z tego co widzę, nie na oślep :). Chodzi o to, że Twoje pokolenie, pokolenie mojego ojca jest bardziej ogarnięte w takich ogólnych sprawach. Moje pokolenie z kolei widzi to na przykładzie młodych dzieciaków - my też spędzaliśmy za dużo czasu przed komputerami, ale przy okazji nauczyliśmy się paru rzeczy, które czasem i dzisiaj się przydają. Lub przynajmniej wiemy, że można i czasem trzeba kombinować. Dzisiejsze pokolenie ma to podane na tacy. Uważam że lekkie i krótkotrwałe pogwałcenie wolności, by się nauczyć pewnych umiejętności, nie będzie niekorzystne dla ludzi.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Biorąc rok macierzyńskiego, obniżam sobie znacząco wysokość emerytury, niestety. Coś za coś. Nie wyobrażam sobie jednak takiego maluszka oddawać pod obcą opiekę (a, że po roku też mi ciężko, to inna sprawa, ale zmuszona realiami wracam do pracy).
Inna kwestia odnośnie wieku emerytalnego kobiet - albo może ludzi ogólnie - to możliwość sprawowania opieki nad wnukami. Ale myślę, że bardziej dotyczy to babć niż dziadków. Wygląda to tak, że u nas jedna babcia jest od 10 lat na emeryturze, ale już jest po 70tce, więc sił do pomocy ma mało. A druga babcia pracuje, więc pomóc nie może. I w tym kontekście myślę, że niższy wiek emerytalny dla kobiet ma jakieś zalety.
Dyskryminacja starszych ludzi w miejscach pracy, którzy już nie wyrabiają jak kiedyś, ale pracować muszą, to znowu inny temat i niezmiernie moim zdaniem przykry... Sama natknęłam się kiedyś na aptekarkę, która niestety ale już nie ogarniała i nie powinna pracować 🤷♀️
Pominąłem ten aspekt, bo zwyczajnie o nim zapomniałem. Moim zdaniem, zwyczajnie się to Wam należy. Nie wiem co odpowiedzieć na fragment o powrotach do pracy, a nie chcę używać bzdurnego argumentu (tym bardziej, że sam nie mam dzieci i byłoby to tragikomiczne z mojej strony) "Rodzina XYZ jakoś nie ma babć i dziadków, zarabiają minimum i jakoś dają sobie rady". Jak to powiedziała moja koleżanka z liceum, też Asia (ma już 3 dzieci) "żyjemy w Polsce, musimy kombinować".
Pełna zgoda, no ale Waszych babć i dziadków to nie dotyczy - dzięki nim piszę z Tobą i masz męża :P. Co do dziadków, wiele razy słyszałem od starszych koleżanek, że dziadki często w tym wieku są w gorszej kondycji niż ich żony.
Zgadzam się z Tobą, zarówno z pierwszym, jak i drugim wnioskiem. A ten problem dotyka też młodszych - mój wujek, młodszy brat mojej mamy, został zwolniony ze 3,4 lata temu i musiał się bardzo napocić by znaleźć satysfakcjonującą pracę. Nikt go nie chciał przyjąć mimo bardzo bogatego CV, umiejętności, doświadczenia i wykształcenia. Najgorsze jest to, że nas czeka coś jeszcze gorszego, bo wszystko na to wskazuje, że nasze pokolenie będzie pracować do śmierci.