W klasycznym ujęciu rolą szkoły jest edukacja. Tylko jaka? Etyczna? Przyswajanie wiedzy? Katecheza? Nauka radzenia sobie? Teoertycznie wszystko do kupy. I z tego grochu z kapustą powstaje zupa grzybowa z podejrzaną zawartością. Kucharz wielką chochlą wyławia jednego muchomora a przy okazji dwa prawdziwki których nie zauważa w gęstej zawiesinie. Dodaje więc prawdziwka który okazuje się szatanem. Ponieważ prawie nie odróżnia się od borowika, na wszelki wypadek dodaję gąski i koźlarze tak, aby zneutralizować potencialną truciznę. Szef kuchni zwalnia kucharza i na jego miejsce przyjmuje następnego ze swoja własną wizją. Logika podpowiada, że cały kocioł należałoby wywalić i zacząć cały ten twórczy proces od nowa. Niby tak ale duma nie pozwala no i te grzyby.
Jak sobie o tym myślę to dochodzę do wniosku, że najbardziej w szkole brakuje powszechnie akceptowanych mentorów.
W jaki sposób ssaki się uczą? Poprzez obserwację. A więc maluchy obserwują rodziców i spontanicznie powielają ich zachowania. A jeśli rodzice są zajęci i nie mają czasu dla swojego potomstwa? Wtedy rozglądają się za innym mentorem np. kolegą z klatki. Ewentualnym wzorem do naśladowania jest nauczyciel mający podobne problemy jak ten z Dnia Świra. Jak można być wzorem jeśli ma się problemy z samym sobą i swoim otoczeniem? Dzieci nie są głupie, są doskonałymi obserwatorami i szybko wyławiają dysproporcje pomiedzy zachowaniem i nauką głoszoną przez dorosłego. Wiarygodny wzór do naśladownictwa to taki, który w życiu codziennym kieruje się wzorami które reprezentuje.
Mielibyśmy jednego takiego - idealnego. Ale jest z górnej półki i kto by tam sobie zawracał głowę szukaniem drabiny. Wygodniej jest powiesić portrecik Jezusa na ścianie, całować mu stópki przy każdym podejściu, ale to na tyle. Więc i ten idol jest poza naszym zasięgiem.
Dopiero po wielu latach zrozumiałem, że cały mój wysiłek związany ze studiami nie polegał na przyswajaniu wiedzy, lecz kolekcjonowaniu egzaminów. Bo wiedzy w nieprawidłowo wykładany sposób nie da się przyswoić. Kiedy zdałem jakiś egzamin, w pięć minut później nikogo nie interesowało czy ja coś z tego pamiętam i jaką korzyść mi to przyniesie. Zapis w indeksie był ostatecznym celem dla obojga. Studia są po to aby uczyć się jak sobie dawać radę a nie ażeby coś wiedzieć. Tylko desperaci się uczyli, ale to było dla nich niezdrowe więc zdarzało się, że musieli powtarzać rok. Dziś już pewnie jest inaczej ale XX wiek był dosyć wymagający pod tym względem. Więc podobnie jak inni kombinowałem, oszukiwałem, kradłem pytania - poprostu rozwiązywałem problemy. W pracy, ten nawyk (nie sięganie do pamięci) wyszukiwania a alternatywny sposób się sprawdzał. Ale przyznaję, że ze względu na niedoskonałość tamtejszego systemu edukacji, moje postępowanie, choć naganne miało znamiona samoobrony. Nie jestem i nie powinienem w tym zakresie być wzorem do naśladowania.
Z tego co wiem, szczur uchodzi za bardzo inteligentny ssak. Co prawda nie ma dla niego zastosowania klasyczny test IQ ale coś mi zostało w pamięci odnośnie określenia „inteligencja”. Nie potrafię dziś wskazać jego źródła (definicji) ale generalnie chodziło o możliwość adaptacji do zmieniających się warunków. Wg. niej, karaluch obok szczura to stworzenie które da sobie radę (chodzi o przeżycie gatunku) w sytuacji w której człowiek nie ma szans (np. skutki kataklizmów).
W takim razie, jak to ja oczywiście mam w zwyczaju, zadaję prowokacyjne pytanie. Czy szybkość z jaką dokonujemy matematycznych i logicznych kalkulacji z naszym IQ 140, przekłada się (zgodnie z powyższą definicją) na skuteczność i podejmowanie decyzji typu; gdzie i jak szukać wody na pustkowiu, jak znaleźć odpowiednie poźywienie i schronienie? Owszem, taka wiedza jest przydatna podczas przesłuchania w urzędzie skarbowym lub obliczania balistyki pocisku snajpera ale przy zdawaniu egzaminów czy podczas rozmowy wstępnej już niekoniecznie. No, chyba że profil firmy musi się liczyć z jakimiś ekstremalnymi zdarzeniami. Czy Albert, ten od atomów i bomby atomowej przetrwałby zrzucony na spadochronie w buszu? Czy jego wiedza byłaby mu pomocna w przetrwaniu?
Czy osoby z wysokim IQ są lepiej przystosowane do zmieniających się warunków otoczenia niż szczur? Osoby wybitne posiadają niesamowite zdolności, talent, wiedzę itp. ale zdefioniowany parametr IQ nie ma według mnie uniwersalnego zastosowania jaki mu się przypisuje. Agent CIA, oficer, śledczy itp. owszem. . Więc nie widzę powodu dla którego przy pomocy IQ zarzyna się wszystkich jak leci od socjologó do botaników i historyków. Po co te wszystkie testy, egzaminy? One jedynie dołują, ponieważ poddawany presji uczeń (student) modyfikuje swe priorytety. Na zadowolenie egzaminatora a nie bezstresowego przyswajania wiedzy. Jeśli ze względu na swoje lenistwo w przyszłej pracy nie da sobie rady, to już jego zmartwienie. A przeciez zdany egzamin końcowy też nie jest gwarancją jego skuteczności w firmie.
Zdolność rozwiązywania problemów nie ma związku z czasem jego rozwiązywania. Taki szczur nie ma wiedzy a przecież kieruje się inteligencją. I tu się zaczyna zdrowo kiełbasić. Czy inteligencja jest intuicją? Bo na pewno nie wiedza teoretyczna. Nie upieram się przy swoich teoryjkach, moim celem jest prowokowanie do zadawania sobie pytań, na które odpowiedzi nie muszą być oczywiste. Podobne pytania przecierają nowe szlaki w naszym myśleniu, które nie weryfikowane z czasem mogą się cementować do postaci dogmatów. A nam chodzi o uniezależnienie w formowaniu własnych osądów od cudzych.
Nauczyciel, aby skutecznie nauczać powinien być mądry, ale mądrość nie polega na manipulowaniu wiedzą teoretyczną, lecz kojarzenie jej z intuicją. Zmierzam do tego, że poziom IQ nie powinien być głównym parametrem oceny. Podobnie, jak jego stosowanie w procesie rekrutacji czy oceny ucznia. To podobny błąd, jak traktowanie zysku finansowego firmy jako podstawowy i często jedyny wskaźnik sukcesu firmy, korporacji, państwa...Pieniądze to nie wszystko.
Uff.... Zakładam, że teraz łatwiej zrozumieć będzie słowa Sary w końcowej sekwencji wspaniałego w mojej ocenie filmu pt. Verbo. Ktoś, kto nie miał dotąd do czynienia z ezoterycznym podejściem do procesu umierania, emocjonalnym oczyszczaniem w stanie przejściowym (tyb. Bardo) może mieć trudności w zrozumieniu całej, pięknej idei filmu. Nie mniej zapraszam. A więc jeszcz raz tytuł - Verbo.
Tym, którzy z jakichś powodów nie chcą ogladać filmu dedykuję końcowy monolog Sary;
„Nie ma nic trudniejszego niż ranić kogoś kogo sie kocha. Ale ból jest większy jeśli dusimy go w sobie i nie walczymy ze strachem. Ale ból mozna ukoić. Wszystko się liczy. Nadszedł czas aby się określić.”
-Dzień dobry, (nauczyciel do klasy).
-Powroćmy do rozdzailu 8.
-Kto chcialby przeczytac?
-Nikt.
-Patrzcie na włoczykija (Sarę). Połowa z was nie umie czytac a druga nawet nie wie gdzie jest.
-Niech czyta to wariatka (przypadkowy uczeń).
-W porządku Saro, możesz usiąść.
„Rozdzial 50 (Don Kichot). Kimkolwiek jesteś, Ty, który spoglądasz na jezioro strachu, jeżeli przyszedłeś zdobyć to, co kryje się w tej czarnej toni, ukaż nam swą odwagę i rzuć się w mroczne odmety. Zanurzaj się, wciąż i bez końca póki nie znajdziesz czegoś. Jeżeli nie po to tu jesteś, rozzłość się i idź swoją drogą, bowiem nie będziesz godnym ujrzeć ten piękny znak który w sobie nosisz. Wiedz, że nie jesteś świadom wiedzy jaka zawarta jest w tej księdze.
Nieważne jaki masz w życiu cel, nas on dotyczył nie będzie. Mówię to z szacunkiem i smutkiem zarazem, gdyż twe (nauczycielu) zadanie nie jest łatwe i nie jest nim jedynie wypełnianie programu, bądź pewien.
Możecie traktować mnie jak wariatkę, ale ja jestem świadoma. Po prostu nie boję się mówić. To tylko wiersz, błąkający się po waszym pustkowiu.
W każdym kraju, domu, w dowolnym miejscu, nie pozwólcie aby prawda i piękno zginęły. To, co chcę wyznać, nie załuguje na moje milczene. Powiedzcie, co jest dla was ważne? Z tych wszystkich powodów wasz pokorny sługa odchodzi, uderza we mnie, czeka w moim sercu. Nie ja tu poległam. Nie ja tę pustkę stworzyłam.
Tej właśnie tyrady musiał wysłuchać nauczyciel od 14 latki i to jej postawę i rozumienie powinien w stosunku do uczniów reprezentować. A jaką miał przy tym minę.
Przyłączam się do krytyki tradycyjnej, nieraz bzdurnej szkoły (jak na filmie), której mury powinny opuszczać osoby nie tylko wyedukowane ale i wrażliwe. Bo to one będą kiedyś podejmować decyzje, również administracyjne, gdy my będziemy zdolni tylko wyglądać z za firanki okna na ulicę i przekładać na parapecie jabłuszka aby równo dojrzewały.
Edukacja domowa i wychowanie dziecka.
Zgódźmy się, że ze względu na pewne niedostatki niektórych nauczycieli (brak godnego wzorca, charyzmy, poświęcenia, empatii, cierpliwości) nie wszyscy nauczyciele mogą zastąpić „światłą” edukację dziecka. Z pewnych względów, również niezależnych od nich samych, skazani są na przekazywanie jedynie wiedzy. Ale dziecko pragnie czegoś więcej niż samej wiedzy. Pragnie postępowania dorosłego potwierdzające, że jest akceptowane, nie tylko tolerowane.
Przebywając w rodzinie, dziecko również z niej czerpie wzorce. A co jeśli te wzorce nie są idealne? W takim przypadku będzie w przyszłości takim samym rodzicem jakiego ma dzisiaj. Co z tego wynika? Ano to, że dobrze byłoby aby ktoś, kiedyś (rodzic) wysilił się aby się zmienić. Wtedy mamy szansę, że dziecko przejmie nasze nawyki, postrzeganie, odczuwanie... Już jako dorosłe, będzie je powielać w stosunku nie tylko do własnych dzieci ale również i pozostałych członków najbliższej społeczności.
Dodam jeszcze, że dzieci niekoniecznie potrzebują zabawek, ale z całą stanowczościa naszej uwagi, która jest dla nich dowodem że są kochane.
Howhg, powiedziałem. Mam dosyć na dziś.
zrzuty z trailera Verbo – youtube
Inspiracją do napisania niniejszego komentarza były @theadelina i @julietlucy
grafika: zrzuty z ekranu trailera
Na studiach informatycznych, podczas nauki równań różniczkowych, jeden ze studentów zadał pytanie "Pani profesor, to już jest aż tak zaawansowana matematyka, że prawdopodobnie nikomu z nas to już się nie przyda, więc dlaczego musimy się tego uczyć?". Profesor odpowiedziała - "Tu nie chodzi o to, żebyście się nauczyli równań różniczkowych, ale żebyście się nauczyli uczyć i żadna tematyka nie była dla was problemem".
Jeszcze takie techniczne pytanie - czy celowo omijasz tag #polish? Bo większość osób korzysta właśnie z tego tagu i bez niego zmniejszasz sobie grono odbiorców. A jeśli ktoś bazuje na feed (gdzie są tylko obserwowani), to nie ma jak dotrzeć do twoich wpisów, bo dopóki nie zaobserwuje, to nie znajdzie tychże wpisów ani w swoim feed, ani w #polish i powstaje pewne błędne koło.
Warto też dodawać #pl-artykuly, bo to też zwiększa grono odbiorców.
Nie celowo. Wydawało mi się że tag #polish jest jednoznaczny z pl-cośtam. Poza tym brakuje mi edukacji w zarządzaniu. Do diś nie rozumiem o co chodzi z tym feed. Tyle że dotyczy dokarmiania. Mam od dłuższego czasu 100% power i jakieś coś tam, czym mógłbym się podzielić ale nie wiem jak. Głosowanie na komentarze nie jest (tak zrozumiałem) dobrze widziane. Więc głosuję jedynie na materiały główne, ale to za mało. Czytuje czasem instrukcje ale mam z tym problemy, wolę pisać.
Co do pierwszej części komentarza to potwierdza się moja teza. Możnaby tu jeszcze podywagować czy to nie strata czasu. W takiej Szkocji studnia specjalistyczne trwają do 3 lat ale obejmują one tylko jeden przedmiot. Może dlatego nasi przebijają Brytyjczyków w zaradności i giętkości umysłu.
Dzięki za podpowiedź, już poprawiam tagi.
Właśnie uciekłem od roli belfra i wychowawcy. Cóż... istnienie szkoły to wymysł ustawy i państwa a celem jest wychowanie pasujących do systemu obywateli. Niestety o to tu chodzi. Chyba nie będę się jednak wgłębiał bo jestem zbyt świeżo po rzuceniu tej roboty.
Cenny wpis, trzeźwe spojrzenie
O ile zgodzę się że poziom edukacji w Polsce (a może i nie tylko) pozostawia wiele do życzenia. To większość ludzi którzy narzekają na edukacje, zazwyczaj zna tylko świat w którym wszyscy mają podstawowe wykształcenie - kiedy ostatnio spotkaliście kogoś kto nie umie czytać i pisać? albo Kiedy musieliście z kimś takim załatwić jakąś sprawę? Po takim spotkaniu trochę zmienia się punkt widzenia. To tak jak ruchy antyszczepionkowe - kwitną, bo dawno nie mieliśmy żadnej poważnej epidemii i ludzie nie znają świata bez szczepionek.
Jeśli gdzieś szkoła nie spełnia swojej funkcji lub coś wypacza. Powinno się głośno to artykułować i naprawiać - pośrednio reformując szkołę, a nie wprowadzać rewolucję. Bo rewolucje na żywym organizmie zawsze przynoszą więcej szkody niż pożytku. Pewnie "program edukacji" miał być receptą na takie wypaczenia, ale problem był gdzie indziej i teraz mamy dalej patologie - ale "zgodnie z kluczem"...
Chociaż z drugiej strony wielokrotnie zastanawiałem się nad potrzebą uczenia wielu "niepotrzebnych rzeczy" w szkole (jak mi się wtedy wydawało), aż pojawił się internet i zobaczyłem że prawa fizyki to kwestia opinii...
Zgadzam się z tobą i wielki szacunek za tak wyczerpujący tekst.
W pewnym momencie mojej edukacji (w połowie gimnazjum) zmieniono mi wychowawce, a człowiek, który przyszedł na miejsce starej pani na prawde był WYCHOWAWCĄ i nie chce tu w chodzić w szczegóły, bo będę o nim pisać osobny tekst, ale był to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Był to mentor o którym piszesz na początku tekstu... Człowiek, który uczył nas życia przedewszystkim a później dopiero zwykłych przedmiotów szkolnych.
Film zapisuję na listę "do obejrzenia". Bardzo podoba mi się Twój styl pisania - przeczytałem całość z zapartym tchem - mimo że to trochę pesymistyczna temat to ten artykuł daje mocno do myślenia o latach spędzonych w machinie tzw. edukacji...
Trochę przerysowałem - fakt, ale jak wspominałem nie jest to dokument tylko prowokacja do pobudzenia refleksji.
wspaniale podszedłeś do tematu :) całkowicie zgadzam się ze wszystkim co napisałeś! jestem pod wrażeniem!
Tak wyszło.