Jako, że znudziłem się już wystarczająco powtarzaniem materiału do kolejnych kolokwiów, a od mojej bardziej treściwej publikacji minął tydzień (Polska stolica rasizmu - rozprawka nad sprawą z perspektywy mieszkańca.) postanowiłem w ramach odskoczni od nauki napisać coś i opublikować na łamach steemit.
Słowem wstępu pragnę uprzednio zaznaczyć, że tekst będzie pisany spontanicznie - bez żadnego planu - przez co może wydać się trochę chaotyczny. Do tego nie należałoby traktować go jako artykułu "pełną gębą" opartego na publikacjach ludzi siedzących w tych tematach - najzwyczajniej w świecie brakuje mi czasu na szukanie takich źródeł nie mówiąc już o czytaniu. W swojej pracy będę się posiłkował wiedzą, którą gdzieś już kiedyś posiadłem, a całość należy traktować jako moją "luźną dygresję" czy też przemyślenia.
Natchnienie do stworzenia tego postu znalazłem podczas imprezy, na której to miałem okazję porozmawiać z osobą bardziej bądź mniej związaną z ONRem. Podczas naszej konwersacji mój rozmówca przytoczył słowa Romana Dmowskiego "Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę." po czym stwierdził, że jest "wierzący, ale niepraktykujący". Samo stwierdzenie w mojej ocenie jest pozbawione sensu, jednak wykrzesało z odmętów mojej pamięci pewne podanie sporządzone przez obcokrajowca, który był świadkiem drogi krzyżowej w XVIII wiecznej Polsce ( wydaje mi się, że były to okres tuż przed upadkiem I RP).
Z tekstem spotkałem się ładnych parę lat temu w podręczniku języka polskiego dla szkoły średniej - przez to też - choć bardzo bym chciał - nie pamiętam autora źródła i nie potrafię go znaleźć w sieci. Dlatego też postaram się przybliżyć sens przekazu własnymi słowami.
Owy ówczesny "turysta" widząc przepych drogi krzyżowej na ulicach Warszawy, oraz ogólny przerost formy nad treścią - biczowanie się szlachciców, sypanie złotych monet dla biedoty i ogólny lament - stwierdził, że Polski katolicyzm jest pozorny, pozbawiony swojego pierwotnego sensu i stanowi jedynie sposób na zaprezentowanie się w dobrym świetle.
Diagnoza autora opisu pchnęła mnie na tory dalszej analizy tematu i próbę odpowiedzenia sobie na pytanie czy polski katolicyzm utracił swoją pierwotną esencję.
Wszelkie rozważania na temat utraty myśli przewodniej chrześcijaństwa jako całości należałoby zacząć szukać od IV wieku - właśnie pod koniec tamtego okresu chrześcijaństwo stało się religią państwową Rzymu. Fakt ten według części historyków i osób zajmujących teoriami spiskowymi spowodował liczne przekłamania w spisanych podaniach na temat działalności Jezusa Chrystusa, czy wręcz doprowadził do całościowego przeredagowania lub odrzucenia spisanych tekstów skutkując ubóstwieniem i odczłowieczeniem Syna Bożego.
Następnym czynnikiem wpływającym w znacznym stopniu na współczesny obraz chrześcijaństwa był oczywiście okres średniowiecza - rozkwit potęgi i władzy papieskiej: a jak wiemy ze współczesnych czasów władza wraz ze wzrostem swojej potęgi deprawuje i prowadzi do wszelkich patologii. W wyniku wszelkich przepychanek i dbania o własne interesy doprowadzono do rozłamu chrześcijaństwa na liczne odłamy mające podobny obrządek, wyznających tego samego Boga, ale z innym zwierzchnikiem, który miał sprawować władzę.
Paradoksalnie sytuacja miała się z grubsza inaczej w Polsce - tutaj mit chrześcijanina-sarmaty, przedmurza Europy i obrońcy wiary chrześcijańskiej skutecznie "zabetonował" i uodpornił wiarę na wszelkie "nowinki" z zachodu jednocześnie głęboko zakorzeniając i nadając istotną wagę religii w naszej kulturze. Jak się potem okazało miało to istotny wpływ na przetrwanie naszego narodu podczas zaborów - kościół stał się ośrodkiem pielęgnującym tożsamość polaków, kulturę i język.
Nawiązując do wcześniej cytowanych słów Romana Dmowskiego - zauważenie takiego stanu rzeczy na początku XX wieku było bardzo ważne. Katolicyzm faktycznie stanowił cechę wspólną zarówno dla polskich szlachciców, jak i biedoty oraz chłopstwa polskiego - było to swoistym fundamentem, na którym można było budować i umacniać wątłą już tożsamość i rozbudzać świadomość przynależności do narodu.
Jednak wracając już do czasów współczesnych wyrażona przed ponad stu laty teza Romana Dmowskiego nieco zblakła i straciła swój pierwotny zamysł - wykorzystywana obecnie przez ONR czy Młodzież Wszechpolską pchnęła rolę katolicyzmu w kategorie "wymagań" do tego żeby być "dobrym polakiem" i zamiast łączyć naród dzieli go na lepszych i gorszych. Dodatkowo takie upolitycznienie i unarodowienie religii - i tutaj już nie ograniczę się jedynie do ONRu czy MW - spowodowało zabicie pozostałości pierwotnej idei solidarności chrześcijan, miłosierdzia, oraz miłowania bliźniego. Katolicyzm z życiu publicznym naszego kraju stał się - podobnie jak we wspomnianym podaniu z XVIII wieku - sposobem na zaprezentowanie się, kupieniem głosów w wyborach (czyli obłudą) - oraz obrósł w elementy ksenofobii czy wręcz rasizmu.
Sam kościół w Polsce w wyniku nieformalnej funkcji jaką pełnił zarówno okresie zaborów, jak i późniejszych latach komunizmu stworzył swoisty odłam Polskiego Katolicyzmu(Chrześcijaństwa) i upolitycznił się w znacznym stopniu przez co do dzisiaj bierze - lub próbuje brać - aktywny udział na polskiej scenie politycznej komentując wszelkie kontrowersyjne tematy (aczkolwiek w demokracji ma do tego prawo).
Warto tez zwrócić na bardzo jaskrawy kontrast występujący między poglądami na temat religii u osób związanych z ONRem - jak np. były ksiądz Międlar - a słowami papieży (np. słowa Jana Pawła II o Żydach czy papieża Franciszka o uchodźcach). Biorąc pod uwagę obowiązujący dogmat w kościele katolickim: przez papieża przemawia duch święty, wiec zawsze ma rację - środowiska narodowe mając odmienne zdanie de facto podważają jeden z fundamentów chrześcijaństwa, ujawniając jednocześnie zamiar "znacjonalizowania" religii.
Na zakończenie dodam, że sam temat jest dosyć ciekawy i warto się nad nim pochylić - zwłaszcza jeśli chodzi o odwoływanie się do religii jednocześnie głosząc odmienne od dogmatu przekonania. Post wrzucam - choć według mnie mogłem to nieco lepiej napisać ( brak czasu jednak trochę mi doskwiera). I jak pisałem wyżej, całość należałoby traktować jako luźną dygresję czy moje przemyślenia.
Pozdrawiam.
Papież Franciszek to zły przyklad. Po pierwsze został wybrany nie przez ducha św a przez naciski CIA. Ponadto sama konstytucja Watykanu została złamana w czasie wyboru, (prawdopodobnie fizycznie zadzialal sam duch św mieszajac w kartach wyborczych widząc co się tam wyrabia) przez co wybór jest nie warzny. Słowa papierza uzurpatora wielokrotnie były skrajnie heretyckie. Do tego stopnia, ze jest juz publicznie oskarżony o herezje przez wielu znanych i cenionych teologów. Dlatego przez niego nie może przemawiać duch św. Swoją drogą to ciekawy temat na wpis
Dogmat o nieomylnosci papieza nie dotyczy wszystkigo co mu slina na jezyk przyniesie, ale uroczystego, ex catedra, oswiadczenia w sprawie wiary, np. nawet Sobor Watykanski II nie mial takiego charakteru, pomimo, iz wiele jego postanowien uroslo do rangi dogmatu (nieslusznie moim zdaniem). Sam dogmat o nieomylnosci, to sliski temat, wiec tym batdziej nie ma sensu przytaczac go w tym kontekscie.
ex catedra odnosi się do wszelkich wypowiedzi związanych z wiarą czy moralnością.
Z pierwszego soboru watykańskiego możemy dowiedzieć się, że "(...) Ex cathedra – tzn. gdy [papież] sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności" - tak więc wszelkie wypowiedzi na temat pomocy uchodźcom poparte stwierdzeniem, że jest to moralny obowiązek katolika de facto są wiążące dla wiernych niezależnie czy są mądre, głupie czy naiwne.
Sam uważam, że taki dogmat jest niepotrzebny - nie raz różni papieże wygłaszali odmienne, wykluczające się wzajemnie tezy co skutkuje ogólnym bałaganem i problemami nad interpretacją jak faktycznie być powinno.
Nie będę się wykłócał o wykładnię, tym bardziej, że nie jestem teologiem, ani specem od prawa kanonicznego ;)
Ogólnie wykładnia ma to do siebie, że można ją interpretować na wiele różnych sposobów i wydźwięków - dajmy na to polskie urzędy skarbowe: w bliźniaczych sytuacjach, ale innych województwach urzędy potrafią inaczej traktować przedsiębiorcę bo tak interpretują przepisy.
No właśnie :)
Szanuję polski Kościół za aktywność w czasach głębokiej komuny i przyczynienie się do jej obalenia.Jednak organizacja ta nie idzie z duchem czasu, ma kłopoty z dotarciem do młodych ludzi.Nie pomaga temu wystawny styl życia duchownych nie mający nic wspólnego z życiem w ubóstwie o jakim tak często słyszy się z kościelnych ambon.Mimo najszczerszych chęci trudno nie pomyśleć, że głównym argumentem do zostania duchownym jest poprawa statusu materialnego.Są (na szczęście) wyjątki od przedstawionego przeze mnie obrazu osoby duchownej, ale nie spotyka się ich wiele, co jest przykre.Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?
Ja mam podejrzenie, że tacy "bogaci" duchowni stanowią margines całości i przez to, że budzą sporo kontrowersji to zazwyczaj oni właśnie są nagłaśniani.
Co do pójścia z duchem czasu to ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat - iść z duchem czasu często się wyklucza z nauką kościoła i tym co zostało zapisane w księgach więc de facto mają zablokowaną możliwość, żeby pójść do przodu ;)
Być może masz rację, lecz Ci "bogaci" duchowni często mają najwięcej do powiedzenia z uwagi na rangę,a nikt w tej strukturze nic z tym nie robi aby cokolwiek odmienić.Efekt jest taki, że sporo ludzi przestaje chodzić do kościoła.
Dzisiejszy katolik to karykatura i oksymoron sam w sobie, wiele osób nie wie po co chodzi do kościoła i nawet nie zastanawia się nad własnym życiem duchowym.
Mnie od wiary i kościoła odepchnęła wszechobecna tam hipokryzja, zarówno duchownych jak i wiernych.
Wiarę bierze się jako całość albo wcale, natomiast bardzo dużo osób wybiera sobie z czubka tortu wisienkę i myślą one potem, że zjadły cały tort.
Ehh, temat rzeka..